Budapeszt czyli pierwsza wyprawa z Freją.
Po urodzeniu Frejki pomyślałam, że nieprędko gdzieś wyruszymy w świat. Jak się okazało, nastąpiło to szybciej, niż myśleliśmy.
Trzy miesiące po urodzeniu Małej pojechaliśmy do Polski. Podróż minęła bezboleśnie, więc kupiliśmy kolejne bilety do Polski i…do Budapesztu. Do Gdańska lecimy 50 minut, więc godzina więcej lotu to pikuś. Do tego Węgry są w UE, więc w razie czego nie ma problemu z opieką medyczną. Poza tym Węgry to przecież prawie jak Polska.
Cała podróż minęła nam bez problemów. Z wcześniejszego pobytu wiedzieliśmy jak dojechać do centrum Budapesztu. Szybko trafiliśmy pod kamienicę, w której mieliśmy spać. Zarezerwowaliśmy sobie oczywiście pokój z łazienką. Wiedzieliśmy, że będzie to stara kamienica – coś jak ta, w której spaliśmy poprzednim razem. Po wejściu do klatki trochę się zdziwiliśmy. Nie było windy, a nocleg na trzecim piętrze. To był pierwszy zgrzyt. Drugi zgrzyt wyszedł w środku. Nasz pokój jako jedyny nie miał łazienki. Przepraszam miał, ale na zewnątrz. Oznaczało to, że chcąc skorzystać z toalety, trzeba przemaszerować przez ogólnodostępny salon i kuchnię. W ofercie nie było oczywiście o tym słowa. Apartament miał być rodzinny, przystosowany dla dzieci. Ani słowa o tym, że nie ma windy, że jest na trzecim piętrze, że łóżeczko dla dziecka to przystawka i jeszcze ta łazienka na zewnątrz pokoju. Zgrzytnęliśmy zębami i zostaliśmy, bo co mieliśmy robić? Szukać po nocy innej opcji? Na szczęście pozostałe dwa pokoje zajmowało bardzo spokojne towarzystwo. Piękna pogoda i dobre jedzenie wynagrodziły te drobne niedogodności.
W Budapeszcie byliśmy tylko przez weekend. Chcieliśmy odpocząć, zjeść w naszym ulubionym barze i ewentualnie zobaczyć to czego nie widzieliśmy poprzednim razem.
Wszystkiego nie zobaczyliśmy, ale udało mi się w końcu zobaczyć pomnik Sisi i wejść do kościoła św. Macieja.
W końcu dotarliśmy na zamek.
Koniecznie musiałam zapozować w miejscach, w których zrobiłam zdjęcia ponad dwadzieścia lat temu.
Freja była zachwycona wycieczką. Tak mi się wydaje, bo prawie cały czas spała. Dwa razy dziennie wychodziliśmy na długą wędrówkę. Nie przeszkadzały jej dziury w chodnikach, kocie łby itd. Teraz nawet myślę, że spokojnie mogliśmy połazić z nią po muzeach.
Jedynym zgrzytem był dla nas brak miejsc w którym moglibyśmy przewinąć Małą. Nawet w znanych sieciówkach nie było przewijaków.
Szwecja nas rozpsuła jeżeli chodzi o udogodnienia dziecięce, ale dostać się do metra bez windy…
Podróż do Budapesztu przebiegła tak fantastycznie, że kupiliśmy bilety do Madrytu.
Mimo wszystko uważam, że Budapeszt jest fajną miejscówką na wyprawę z maluchem i za jakiś czas na bank go jeszcze odwiedzimy, bo….jeszcze mamy kilka miejscówek do zaliczenia w tym przepięknym mieście.