Julmarknad – o szwedzkich jarmarkach.
Szwedzkie jarmarki bożonarodzeniowe to bardzo stara tradycja, która prawdopodobnie do Szwecji przywędrowała z Niemiec. W Sztokholmie najbardziej znanym i pewnie najstarszym jest jarmark na rynku Gamla Stan.
Jarmarki (nie tylko świąteczne) odbywały się tutaj już w XIV wieku. W XVI wieku za sprawą króla Gustawa Wazy jarmark świąteczny stał się corocznym wydarzeniem. Król Gustaw wprowadził również regułę wg, której na świątecznym jarmarku miały być sprzedawane wyłącznie szwedzkie produkty. W XVIII wieku jarmark przeniósł się na dziedziniec zamku królewskiego. W połowie XIX wieku jarmark powrócił na Stortorget. Niestety w tym czasie organizowano już inne jarmarki w różnych częściach miasta. Przez to jarmarki na Gamla Stan zaczęły tracić klientów i w końcu przestały być organizowane. Do idei powrócono na początku XX wieku. Postanowiono wtedy na rynku przywrócić jarmark świąteczny, ale ze sprzedażą wyłącznie szwedzkich produktów. Dzięki dotacjom od państwa w latach sześćdziesiątych zakupiono nowe budy, które wyglądem przypominały te z czasów średniowiecza.
Obecnie w Sztokholmie jest całe mnóstwo jarmarków świątecznych. Jedne są na świeżym powietrzu (Skansen, Drottningholm, jarmarki organizowane przez dzielnice Sztokholmu).
Inne organizowane są w pomieszczeniach np. zamków, muzeów (Skokloster, Uppsala, Hovstallet, Fjärilshuset).
Co na takim jarmarku można kupić? Na moim osiedlowym jarmarku było dosłownie wszystko. Największą popularnością cieszyły się wyroby handmade: skarpety, czapki, kapcie.
Były też i produkty spożywcze typu kawa, wyroby cukiernicze, wędzone ryby, kiełbasy, miody, marmolady itd.
Inny jarmark, na którym byłam, czyli na zamku w Uppsala był bardzo ubogi. Na dzień dobry trzeba było odstać dobre 20 minut, żeby wejść do zamku. A w środku ledwo trzy sale ze stoiskami, na których oferowano rzeczy typu biżuteria, ręcznie robione skarpety i czapki, dziwne bombki i co dziwne sprzedawano również produkty indyjskie i indiańskie, czyli niemające nic wspólnego ze szwedzką kulturą.
Za to na jarmarku na Gamla Stan faktycznie sprzedawano typowo szwedzkie produkty, czyli wyroby wędliniarskie – z renifera, julmust, pieczywo, słodycze świąteczne.
Można było się obkupić w ozdoby świąteczne, kartki i misie….polskiej firmy Bukowski.
Na tym jarmarku (na moim osiedlowym również) można było coś zjeść i wypić, a nawet zagrać w loterię świąteczną.
Jedno tylko psuło wrażenie – coś czego jeszcze w zeszłym roku nie było. Nie było, ponieważ w zeszłym roku Sztokholm był miastem wolnym do ataków terrorystycznych. W tym roku cały rynek – Stortorget był obstawiony zaporami w postaci kamiennych lwów. Wszystko po to, żeby jakiś popapraniec nie wjechał autem na rynek.
Źródła:
http://stortorgetsjulmarknad.com/index.php
2 komentarze
vivirsinprisas
Ojejku! Jak ja tęsknię za takimi targami świątecznymi, one tak jakoś nastrajają na nadchodzące święta 🙂
Agnes
Oj tak, muszę się z tym zgodzić, że jarmarki faktycznie nadają klimatu świątecznego miastom.