Kamienne kręgi.
Co byście nie myśleli, że tylko siedzę w garach, robię zadymy w sklepach i chodzę do szkoły, no i tropię duchy opowiem Wam o mojej wycieczce do kamiennych kręgów. Czy wiecie co to takiego i czy ktoś coś takiego widział? Mówi się, że są to cmentarzyska ale nie takie zwykłe bo położone w specjalnych miejscach na ziemi. Takie miejsca podobno emanują jakąś mocą-energią. Oczywiście są różne teoria na temat tego czy to są cmentarzyska czy miejsca wieców, ponieważ uczeni kłócą się czy najpierw był cmentarz czy może miejsce wiecu, a potem dopiero pochówku. Niektórzy twierdzą, że są to miejsca lądowania ufo. W Polsce takie miejsca występują głównie na Pomorzu i są to (te najbardziej znane): Węsiory, Leśno, Odry, Grzybnica koło Koszalina oraz Lębork. Takich miejsc było o wiele więcej ale niestety zostały zniszczone przez ludzi. W Polsce z tych wymienionych widziałam większość i polecam do odwiedzenia. W Europie najbardziej znane jest Stonehenge. Tego miejsca nie muszę chyba opisywać bo każdy o nim słyszał. Anglia i Irlandia są bardzo bogate w takie kręgi. Niestety jeszcze nie byłam ale mam nadzieję, że kiedyś je zobaczę. Kręgi można również znaleźć w Afryce (Senegal i Gambia), a także w Skandynawii i podobno to właśnie Goci ze Skandynawii dotarli na ziemie dzisiejszej Polski i zostawili po sobie cmentarzyska. Oczywiście ja się dokładnie nie znam na tych zagadnieniach bo to tematy archeologiczne, a ja jestem tylko skromnym historykiem;) W Szwecji jest sporo takich cmentarzysk/miejsc kultu. Bardzo ciekawe jest w Vesterås w którym już byłam i w Ales Stenar w którym mam nadzieję kiedyś będę, no i całe mnóstwo innych, mniejszych. Kręgi są również w Sztokholmie – Jordbro gravfält. Pan B. jest wielkim fanem takich tajemniczych miejsc mocy więc siłą rzeczy musieliśmy pojechać je zobaczyć. Zabrał się z nami przyjaciel Pana B. – Anglik, który zawodowo zajmuje się takim, nadprzyrodzonymi rzeczami. Jeżeli Was to ciekawi to zajrzyjcie: http://ianmills.im/ . Na wycieczkę wybraliśmy się w połowie października. Pogoda była jeszcze w miarę czyli nie lało i było całkiem ciepło. Dojechaliśmy samochodem do Jordbro i zostawiliśmy samochód na parkingu. Do kręgów trzeba było dojść kawałek na piechotę. Zapomniałam, że takie cmentarzyska z reguły umiejscowione są w lesie i zaczęłam marudzić, że zniszczę sobie buty łażąc po leśnych chaszczach, potem oczywiście o tym zapomniałam, a już wracając do samochodu pierwsza prułam przez chaszcze, aby tylko szybciej dotrzeć do cywilizacji;)
Do pierwszych kręgów dotarliśmy bardzo szybko. Generalnie kamienie rozsiane są po sporym terenie i trzeba ich szukać. Panowie świetnie się bawili, szukając a następnie dotykając kamieni. Za to ja tak średnio. Zwyczajnie nudziło mi się:( Kamienie były małe i nie było takich kurhanów jak w Polsce. Miejsce też jest trochę mało malownicze. Gdybym jeszcze specjalizowała się w fotografii lasu to może bym miała jakąś rozrywkę. Niestety nie lubię robić zdjęć lasu i pozostało mi napawanie się czystym, leśnym powietrzem i nadzieją, że szybko ruszymy do ostatniego, największego megalitu.
Ten ostatni megalit znajdował się kawałek dalej. Niestety ktoś „inteligentnie” wpadł na to, żeby pociągnąć linię kolejową przez teren kamiennych kręgów. Podobno częściowo je poprzenosili i teraz żeby się dostać do tego największego kamlotu trzeba było przejść kawałek do tunelu i dalej pod torami kolejowymi. Doszliśmy w końcu do tego miejsca i aż westchnęłam z rozczarowania….myślałam, że to będzie taki menhir jak z Asterixa a tu dupa, kawałek większego bloku leżał na ziemi, a panowie zaczęli wzdychać, że taki wspaniały megalit. Nie wiem, czy ja taka wymagająca jestem? A może sobie za dużo naobiecywałam? Pan B. mi tyle opowiadał o tym miejscu, że sobie wyobraziłam coś naprawdę wielkiego i niesamowitego, a tu takie małe coś:/ Niestety Panowie znowu rozsiedli się, więc żeby nie zdechnąć z nudów zaczęłam robić zdjęcia roślinkom, no i tak się w to wciągnęłam, że aż musieli mnie poganiać bo chcieli ruszyć z powrotem.
Idąc przez las zobaczyliśmy takie oto swojskie przedmioty wiszące na drzewie. Znaczy się – nasi tu byli i piwsko pili, a potem grandzili i śmiecili.
Faktycznie język polski było słychać. W tych lasach było sporo borówki i nasi rodacy ją zbierali, pewnie przy okazji zostawiali takie okazy na drzewach jak powyżej. Przykre, że w taki sposób zaznaczamy swoją obecność i przynależność do kraju ojczystego. W drodze powrotnej dotarło do mnie, że to już naprawdę jesień:(