ABF – moja, nowa szkoła języka szwedzkiego.
Nadszedł dzień w którym musiałam pojechać do mojej, nowej szkoły szwedzkiego. Od rana strasznie się tym stresowałam. Moi koledzy z poprzedniej szkoły powiedzieli mi, że te szkoły w centrum mają wyższy poziom i są bardziej restrykcyjne jeżeli chodzi o obecność na zajęciach. Akurat to drugie nie jest mi straszne bo nie opuszczam zajęć ale ten wyższy poziom może być stresujący. Dodatkowo napompował mnie fakt, że musiałam pojechać do szkoły sama. Od razu się zdenerwowałam, że czegoś nie zrozumiem i będę tam stała jak jakaś sierota:/ Ta szkoła znajduje się prawie w centrum Sztokholmu i mam do niej o wiele bliżej, niż do tej poprzedniej. Oczywiście oblukałam sobie wcześniej jak mam iść do mojej, nowej szkoły i pojechałam wcześniejszą tunnelbaną. Niestety jak to ja mam w zwyczaju, od razu musiałam coś namieszać;) Zaczęło się od tego, że wyszłam z metra nie tym co trzeba wyjściem i musiałam kawał maszerować. Dalej było jeszcze lepiej. Poszłam do nieodpowiedniego budynku bo przecież trzeba polegać na tym co mówi Pan B., bo Pan B. wie lepiej i po co sprawdzać numer budynku:/ Moja szkoła nazywa się ABF i całość, bo ABF prowadzi również różne kursy, mieści się w ogromnym budynku na którym widnieje wielki napis ABF. Do tego budynku właśnie się skierowałam. Wiedziałam, że będzie jakiś domofon do którego miałam kod i że szkoła jest na pierwszym piętrze. Weszłam do budynku i zaczęłam rozglądać się po holu. Nie było żadnego napisu o SFI czyli kursie dla obcokrajowców. No ale jak pierwsze piętro to pierwsze piętro. Wsiadłam do windy i pojechałam na pierwsze piętro, a tam echo tzn. zero ludzi, tylko jakieś dziwne obrazy na ścianach. Klimat rodem z horroru. Stwierdziłam, że to nie tutaj i chyba najlepiej będzie jak się zapytam pana na dole w recepcji. Wsiadłam do windy, a że ludzie jadący windą jechali wyżej to najpierw pojechałam piętro wyżej. Drzwi się otworzyły, a tam pełno ludzi z zeszytami i książkami. Stwierdziłam, że to chyba to czego szukam i szybko wysiadłam z windy. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam Recepcję. Coś mi się tu jednak nie zgadzało bo nigdzie nie było drzwi z domofonem i przecież to nie było pierwsze piętro! Pomaszerowałam do tej recepcji i zapytałam pana gdzie jest to cholerne SFI. No i wylazło jaki ze mnie cymbał. Pan mi powiedział, że to jest numer 41, a ja mam iść pod numer 84, tak jak zresztą mam w piśmie od ABF. Pan mi ładnie wytłumaczył po angielsku gdzie mam iść i jeszcze dopytał czy mam kod do domofonu. Wróciłam do windy i szybko pomaszerowałam w kierunku mojej szkoły. Jak się potem dowiedziałam – w budynku w którym błądziłam odbywają się końcowe egzaminy. Przyda mi się to na przyszłość, aczkolwiek nie wiem które to było piętro;) Na tym nie koniec z moimi przebojami. Znalazłam budynek i w końcu były drzwi z domofonem:) wystukałam kod, zapaliła się lampka z napisikiem open ale ja tych drzwi nie mogłam otworzyć! Nic nie buczało tylko lampka się paliła, a drzwi ani drgnęły. Na szczęście jakaś dziewczyna akurat wychodziła i mnie wpuściła. No tak ale jak ja wejdę następnym razem? A może za słabo pchałam te ciężkie skądinąd drzwi. Całe szczęście, że z domu wyjechałam dużo szybciej bo po tych, moich spacerkach przyszłam akurat na czas. Weszłam do góry, a tam recepcja i pan, chyba latynos, który na dzień dobry zapytał mnie jak się nazywam i kazał mi usiąść przy stoliku i poczekać 10 minut. Przy stoliku siedziała już dziewczyna która wyglądała na Polkę. Zastanawiałam się czy się jej nie zapytać czy jest z Polski ale stwierdziłam, że nie będę tak od razu jej atakować, a przecież i tak dowiem się tego na zajęciach. Po chwili dosiadł się do nas jakiś chłopak, który już nie wyglądał na Polaka, a raczej na jakiegoś południowca. Szkoła od razu mi się spodobała. Podobało mi się to, że jest ktoś kto informuje co i jak. Widać też, że szkoła jest większa i bardziej bogata. Facet na recepcji ma komputer i przy nim wisi duży ekran na którym jest plan zajęć. A wiecie, że ja uwielbiam komputery i wszystkie inne elektroniczne gadżety;) Od razu też wypatrzyłam automat z kawą. Na korytarzu stało sporo stolików z krzesełkami oraz sofy na których można się wyciągnąć:) Jest też cała masa stanowisk komputerowych czego praktycznie nie było w tamtej szkole (chociaż w swojej ulotce obiecują zajęcia komputerowe).
W końcu pojawiła się nauczycielka i zaprosiła nas do klasy. Klasa nie jest duża i stoły stoją w kręgu, tak, że wszyscy siedzą dookoła, a nauczyciel w centralnym miejscu. Okazało się, że grupa jest niewielka, tak ok. 10 osób. Nauczycielka przedstawiła się i poprosiła, żeby każdy po kolei też się przedstawił i coś opowiedział o sobie. No i tu poczułam strach – okazało się, że jestem jedyna z Polski. Wiecie co to oznacza? Nikt mi nic nie podpowie o co nauczyciel pyta! A ja przecież z angielskiego też też nie jestem orłem:( Z drugiej strony pomyślałam sobie, że to mnie zmotywuje do większego wysiłku, a przy okazji będę szlifować swój angielski! Grunt to pozytywne myślenie. Skąd są ludzie w mojej grupie – jest Palestyńczyk i on chyba najlepiej mówi po szwedzku no ale jest też w Szwecji kilka dobrych lat, dalej dziewczyna z Kenii, jest dziewczyna z Ugandy i ona praktycznie nie mówi po szwedzku ale za to nawija po angielsku (a ja się za każdym razem spalam ze wstydu, że tak kiepsko posługuję się tym językiem), jest koleś z Etiopii i chyba jest inżynierem- strasznie brzydki, ale fizycznie podobny do dziewczyny z Etiopii która była w mojej grupie w poprzedniej szkole(ona też była brzydka). Jest dziewczyna z Portugalii, która studiuje w Szwecji i jest bardzo malutka. Jest Chińczyk, który też studiuje w Szwecji. Ten jest strasznie zakręcony i brzydko wymawia słowa. Jest chłopak z Hiszpanii, który też studiuje w Szwecji i chyba chce tutaj robić doktorat. Siedzi koło mnie i chyba już tak razem będziemy siedzieć, no chyba, że stwierdzi, że za słabo mówię po angielsku i zmieni mnie na Portugalkę;) Ostatnia w grupie była dziewczyna z Australii, która tu przyjechała ze swoim facetem i albo robi zdjęcia albo studiuje fotografię. Niestety nie do końca zrozumiałam to co mówiła. Właśnie to o niej pomyślałam, że może być z Polski. Mieszanka z całego świata i tak jak w poprzedniej szkole było, tak i tutaj, Ci z Afryki od razu zaczęli trzymać się razem. Każdy z nas dostał materiały informacyjne o szkole i każdy otrzymał do wypełnienia tabelę w której trzeba było napisać co się robiło i studiowało w swoim kraju, czy się chce studiować w Szwecji i co się chce ogólnie robić w Szwecji. Nauczycielka to Pani w średnim wieku. Bardzo sympatyczna i bardzo wyraźnie mówiąca. Co najważniejsze – Szwedka. Możecie mówić co chcecie ale ja uważam, że języka powinien uczyć autochton a nie jakaś ruska baba czy dziunia ze Sri Lanki.
Na przerwie pobiegłam na dalsze zwiedzanie i zaatakowałam automat z kawą. Niestety w tej szkole kawa jest za 10 koron:( no cóż widać kawa w centrum kosztuje więcej. Przy okazji obadałam też gdzie jest biblioteka szkolna którą obsługuje pan z recepcji czyli Carlos.Na korytarzu jest też wydzielona kuchenka w której można sobie zagrzać wodę i zrobić swój gorący kubek (w szafkach są szklane kubki) i jest kuchenka mikrofalowa. Nie wiem o co chodzi z lodówkami, które stoją na korytarzu.
Przerwa skończyła się i do klasy wkroczył Carlos, który nas zaprosił do sali obok. W sali usiadłam sobie pod oknem, a koło mnie usiadł Hiszpan. Carlos każdemu z nas dał laptopa i zaczął z nami szkolenie z obsługi szkolnej platformy internetowej. W tym momencie już praktycznie piałam z zachwytu. Każdy z kursantów ma swoje konto i może ściągać materiały i pisać wiadomości do innych uczniów. Super. W domu obadałam platformę i znalazłam podręczniki w wersji elektronicznej i testy do tych podręczników. No a ja przecież uwielbiam testy.
Carlos kazał nam wejść w plan nauki i wprowadzić do tabelki to, co wcześniej napisaliśmy o sobie na kartce. Po wpisaniu zabrał nam laptopy i rozdał testy. Wtedy trochę mnie obleciał blady strach, bo co będzie jak wyjdzie, że wcale nie jestem taka genialna i zdegradują mnie na najniższy poziom. Co było w tym teście? List do którego były pytania. Trzeba było też uzupełnić formularz i napisać o filmach które się lubi – to był taki formularz/ankieta za który na niby można wygrać bilet do kina. Dalej trzeba było stwierdzić czy napisane zdania są prawdziwe albo np takie same, potem był formularz dla biura turystycznego, czyli co by się poleciło do zwiedzania w Sztokholmie. Na koniec trzeba było napisać o sobie i tu się jakoś dziwnie rozwinęłam. Normalnie byłam w szoku;) Bo jeżeli nie wiecie to ja nie cierpię pisać. Nienawidziłam pisania firmowych pism i słuchania docinek, że „humanistka a pisać nie potrafi”. Tak nawiasem humanista to nie jest osoba, która jest dobra z polskiego i historii, ale widać paszczaki i świnki pigi o tym nie wiedzą;) W każdym razie trochę się rozpisałam, oczywiście w miarę moich zasobów słownych i wyszłam jako jedna z ostatnich. Przez czas pisania testu byliśmy sami w sali. Strasznie mnie korciło żeby trochę sobie pomóc translatorem tak jak to robił siedzący ze mną Hiszpan. Reszta osób nie korzystała z wspomagaczy więc się powstrzymałam od nieuczciwej zagrywki, a druga sprawa nie chciałam zawyżać swojego poziomu i wylądować na jeszcze wyższym poziomie. Przeżyłam ten dzień i mogłam teraz się stresować pierwszą lekcją w nowej szkole.
3 komentarze
yogainstockholm
Też chodziłam do ABF na Komvux ! 🙂
Iza
Agnieszko ( czy mogę po imieniu? ;)) , czy w szkole szwedzkiego od razu wrzucają uczniów na głęboką wodę, czyli testy, o sobie etc etc jest po szwedzku? Jest spora szansa,że wyląduję w tym kraju dlatego Twój blog to kopalnia wiedzy dla mnie :), ale po szwedzku znam jedno jedyne słowo….fika 😀 ……no może być jeszcze IKEA ;). Dlatego też jak czytam o obowiązkowej szkole szwedzkiego to z jednej strony cieszy mnie to, bo uwielbiam się uczyć ( ot, takie skrzywienie ;)) a z drugiej strony stres jest ogromny, bo nic nie rozumiem z tego języka ……Angielski , super, szwedzki to jednak czarna magia 🙂
Agnes
Jasne, że możesz:) i możesz mnie wyszukać na fejsie:) Te kryteria przyjęć są dla mnie trochę mętne. Jeżeli masz wyższe wykształcenie i znasz angielski to teoretycznie możesz wylądować na 3C. Jeżeli spełniasz tylko jeden z warunków to lądujesz na 2C. To są poziomy już bardziej zaawansowane. Mnie np chcieli dać od zera chociaż uczyłam się szwedzkiego przez pół roku w Polsce. Jeżeli wiesz, że wyjedziesz to możesz się zacząć uczyć w Polsce ale i tak przeżyjesz mały szok bo to co w Polsce a to co tutaj to niebo a ziemia 😉 Pocieszę Cię, że osoby znające angielski mają łatwiej. Nie martw się na zapas. Szwedzki nie jest taki straszny i wg mnie jest o niebo łatwiejszy od angielskiego. Ma bardzo prostą gramatykę, a jeżeli ma się dobry słuch to opanowanie wymowy też nie jest takie ciężkie. A szkoła jest obowiązkowa jeżeli chcesz pracować w dobrych miejscach pracy u szwedzkiego pracodawcy. Tutaj bardzo patrzą na umiejętności ale papierek ze szkół językowych też jest pożądany. Dasz radę, a jak coś to zawsze możesz mnie zapytać 🙂