Barcelona praktycznie czyli co, gdzie i jak.
Poprzednim razem pisałam o Budapeszcie o którym jak chcecie możecie przeczytać tutaj: Budapeszt praktycznie. Tym razem podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami z Barcelony. O samym pobycie w Barcelonie jeszcze oczywiście napiszę później.
Barcelona…no cóż trochę mnie rozczarowała o czym już wiecie po przeczytaniu mojego pościka z cyklu smaki świata (smaki Barcelony).
1.Podróż. W Barcelonie na dzień dobry uderza chaos. Lecieliśmy tanimi liniami (może tam gdzie lądują drogie jest trochę inaczej) i na wejściu lekkie zdziwienie, ponieważ wychodząc z samolotu trzeba się przeciskać przez tłum osób, które za chwilę będą do niego wchodzić (nie mają osobnych wejść/wyjść i jest jedna bramka na terminalu). Plusem tego, że wychodzi się na terminal jest to, że można zajrzeć do sklepów wolnocłowych, oblukać ceny i zobaczyć jakie oferują pamiątki. Lotnisko jest bardzo duże i całkiem dobrze oznaczone, trzeba się nastawić na niezły spacerek. Z lotniska do centrum Barcelony możemy się dostać na różne sposoby. Jak mamy masę kasy to są taksówki, prywatny transfer, a jak trochę mniej to są autobusy którymi jedzie się podobno dużo dłużej, metro (mapka metra), i pociąg. Najlepszą opcją jest metro lub pociąg, z tym, że zarówno jadąc jednym lub drugim musimy się przesiąść ponieważ obie linie nie jadą przez centrum Barcelony – (tutaj strona z wyszukiwarką połączeń). My wybraliśmy pociąg.
2. Bilety. Bilety na pociąg można kupić w automatach, które znajdują się przy wejściu na perony. Automatów jest kilka i obok stoi osoba, która w razie czego pomoże kupić odpowiedni bilet. Podejrzewam, że podobnie jest przy automatach na metro, ponieważ przesiadając się na metro również widzieliśmy osoby pomagające przy zakupie biletów na metro – być może wygląda to tak na większych stacjach. Z metrem jest też o tyle lepiej, że kupujemy od razu jeden bilet na metro i jedziemy, a jadąc pociągiem trzeba kupić jeszcze jeden bilet na metro.
Pociąg jest nowoczesny i bardzo podobało mi się to, że wysiadający wychodzą jedną stroną, a wsiadający czekają i jak jest pusty wchodzą do niego z drugiej strony.
Przesiąść się można na mniejszej stacji i na dużej. My do Centrum przesiadaliśmy się na małej stacji i to była lepsza opcja. Sants Estació to duża stacja (obsługuje również pociągi dalekobieżne i autobusy) na której przesiadaliśmy się w drodze powrotnej i to jest jakaś masakra. Nikt nic nie wie pomimo tego, że kręci się tam masa ludzi, których zadaniem jest pomoc podróżnym, a do tego masa przemieszczających się w różnych kierunkach ludzi sprawia, że można się zgubić. Odradzam Sants Estació jako przystanek przesiadkowy!
Na metro możemy kupić bilet jednorazowy albo karnet z 10 przejazdami na całą komunikację miejską (w Barcelonie są również tramwaje).
Co do metra. Wąskie perony (jestem przyzwyczajona do szerokich peronów w metrze sztokholmskich), dobrze oznaczone, strasznie duszne – panie z wachlarzami to norma.
Zaskoczeniem było otwieranie drzwi do wagonów na zasadzie „zrób to sam”. Jak się zagapisz to możesz sobie pojechać dalej.
3. Noclegi. My jak zwykle skorzystaliśmy z popularnego portalu i byliśmy bardzo zadowoleni. Niestety Barcelona nie należy do najtańszych miejsc i za malutki pokoik z mikroskopijną łazienką bez wifi w pokoju zapłaciliśmy sporo. W każdym razie wybór noclegów jest całkiem spory i na pewno coś się znajdzie.
4. Kiedy – czyli najlepszy czas. My byliśmy w połowie września i było….gorąco. Nie wyobrażam sobie co tam się dzieje w lipcu czy w sierpniu. Myślę, że spokojnie można pojechać w październiku kiedy są niższe ceny noclegów i być może trochę mniej turystów.
5. Zwiedzanie. Taa w Barcelonie jest co zwiedzać i zwiedzających też jest całe mnóstwo. Przyznaję się bez bicia, że mało zwiedziliśmy ale przez trzy dni ciężko jest zobaczyć wszystko. Przede wszystkim polecam kupowanie biletów online. W ten sposób można zaoszczędzić sobie naprawdę sporo czasu, ponieważ do tradycyjnych kolejek bywają kilometrowe kolejki. Dla biletów online są też specjalne, oddzielne wejścia. My taki bilet zakupiliśmy do Parku Guell.
Bilety online (w każdym razie do Parku) są na konkretną godzinę i trzeba tego pilnować.
Bilet trzeba zachować ponieważ wychodząc z Parku należy go pokazać osobie sprawdzającej bilety.
Park jest spory i część jest udostępniona za darmochę.
Czy jest wart zobaczenia? Na pewno tak, ale nie wygląda tak jak na tych wszystkich pięknych fotografiach w internecie i nie ma aż tylu atrakcji jak to się wydaje. Za to jest w nim MASA ludzi i ciężko sobie zrobić zdjęcie (szczególnie przy słynnej jaszczurce) na którym nie będzie tłum ludzi.
Nie weszliśmy do pozostałych miejsc związanych z Gudim, czyli Sagrada Familia do której były większe tłumy niż do rzymskiego Koloseum. Na naszą opinię wpłynął fakt, że wiele osób nam odradzało tę przyjemność ponieważ podobno jest przereklamowany – może kiedyś, bo do Barcelony mamy zamiar jeszcze zawitać. Nie weszliśmy również do innych, słynnych budynków tego architekta – trochę z braku czasu i też dlatego, że niektóre albo były w remoncie albo tak naprawdę na żywo nie wyglądały tak genialnie jak na fotografiach. Trzeba się również nastawić na dosyć wysokie ceny biletów wstępu.
6. Knajpy. O jedzeniu i knajpkach w których byliśmy pisałam już wcześniej zajrzyj tutaj . Trzeba się nastawić na to, że nie wszędzie zapłacimy kartą i na to, że trzeba pilnować kelnerów ponieważ oszukują i bywają niemili. W tygodniu znajdziecie wiele miejsc oferujących lunch w całkiem dobrych cenach, ale Barcelona jest strasznie nastawiona na turystów. Nawet w miejscach gdzie by się wydawało, że turystów nie widać można trafić na drogie i wcale niespecjalnie dobre jedzenie. Unikajcie jedzenia na La Rambla – tam za wszystko przepłacicie. To dobre miejsce na to, żeby usiąść z czymś zimnym do picia i popatrzeć na przechodzące tłumy ludzi.
7. Zakupy. Zawsze staram się zajrzeć do jakiegoś centrum żeby rzucić okiem na ciuchy, tak w Barcelonie tych sklepów nie było specjalnie widać. Dookoła znane nam sieciówki: Zara, Mango, Oysho, H&M. Hiszpanki poubierane są niesamowicie – mają takie ciuchy, że mózg staje ale…..nie mam zielonego pojęcia gdzie te ciuchy kupują bo na pewno nie w znanych sieciówkach.
8. Zakupy – jedzenie. Sklepów spożywczych w Barcelonie jest całe mnóstwo. Są duże sieciowe takie jak Lidl czy Aldi i cała masa małych, które są otwarte całą noc.
Fantastycznym miejscem na zakupy jest wielka hala targowa przy La Rambla.
Tutaj znajdziemy wszystko oprócz ciuchów i pamiątek.
Polecam fantastyczne stoisko z oliwkami i innymi cudami na kiju na którym można spróbować tego i owego. Oliwki można kupić zapakowane próżniowo albo w słoiczkach i spokojnie dowieźć do domu.
W Mercado de La Boqueria również można coś przekąsić. Tutaj jest całe mnóstwo kiosków i małych knajpek z przeróżnym jedzeniem.
Barcelona to również zagłębie sklepów z przeróżnymi alkoholami. Pierwszy raz widziałam tyle sklepów z tak bogatą ofertą alkoholową.
W sklepowych lodówkach jest zatrzęsienie piw, radlerów i win musujących. My przywieźliśmy obowiązkową Sangrię, przepyszną nalewkę z jeżyn (polecam!) i niesamowite wina musujące (Hiszpanie robią naprawdę pyszne wina musujące).
8.Pamiątki. Sklepów z pamiątkami jest całe mnóstwo. Trzeba tylko obejść kilka i sprawdzić ceny ponieważ możemy się nieźle przejechać. Szczególnie drogo jest na La Rambla i przy Parku Guell. Fakt faktem sklepik przy Parku ma naprawdę robiącą wrażenie ofertę.
Magnesy….chyba najbrzydsze jakie widziałam wykonane z plastiku.
Wszędzie jest masa wachlarzy, chust, kastanietów i sukni czyli tego co się wszystkim najbardziej kojarzy z Hiszpanią.
My upolowaliśmy boski stojak na biżuterię w stylu Gaudiego. Takie cudo można było znaleźć tylko na lotnisku za niestety grube pieniądze :/
A na koniec coś co robi furrorę czyli nasiona z których wyrastają warzywa i owoce w kształcie….. Nie wiem jak reszta Hiszpanii, ale Barcelona oszalała na punkcie tych dziwolągów.
9. Poczta. To jest masakra jakich mało. Na początku zapowiada się super ponieważ wybór pocztówek jest imponujący, a do tego razem z pocztówkami można kupić znaczki.
Również ze skrzynkami nie ma problemu bo na ulicach stoi ich pełno. Taa nie wiem co oni robią potem z tymi kartkami/listami ponieważ nasze doszły po ponad dwóch miesiącach. Podejrzewam, że kiszą je w tych skrzynkach, a potem wiadomo – południowe tempo.
10. Bezpieczeństwo. Czy w Barcelonie jest bezpiecznie? Nas nic przykrego (oprócz oszusta kelnera) nie spotkało. Co wieczór łaziliśmy po Barcelonie i czuliśmy się naprawdę bezpiecznie. Mieszkaliśmy w dzielnicy, która wyglądała raczej slamsowato pomimo tego, że było to centrum miasta – blisko La Rambla. To co mnie uderzyło to wszechobecna trawka. Tam gdzie mieszkaliśmy chyba wszyscy palili ponieważ czuć ją było wszędzie. La Rambla – słynny deptak w nocy przemienia się w miejsce po którym nie można przejść spokojnie – tak zaczepiają sprzedawcy trawy i innych narkotyków. Niektórzy z nich udają, że sprzedają napoje, co jest tylko zasłoną dymną dla prawdziwego towaru. Jest coś jeszcze.
To masa Afrykańczyków, którzy wieczorami rozkładają się ze swoim towarem (podróbki drogich marek) na La Rambla. Pytanie skąd go mają. W każdym razie policji jest sporo na ulicach i my nie widzieliśmy nic niepokojącego ale też i mocno pilnowaliśmy swojego dobytku.
Podsumowując – Barcelona jest fajnym miejsce na nocne imprezowanie i plażowanie.