Jak się remontuje drogi w Szwecji.
Właśnie wróciłam do Sztokholmu po ponad tygodniowym pobycie w Gdańsku. Wróciłam jak zwykle z różnymi wrażeniami. Jedne są fajne, a inne słabe. Wróciłam do domu i zaraz na drugi dzień rzucił mi się w oczy nowy etap przebudowy ulicy nieopodal której mieszkam. Ulica robiona jest etapami więc od jakiegoś czasu chcąc nie chcąc przyglądam się co tam robią i jak to robią Szwedzi. Dodam, że centrum Sztokholmu to również jedna wielka przebudowa więc patrzę i chcąc nie chcąc porównuję do tego co się dzieje w moim rodzinnym mieście.
Zawsze pierwsze co mi się rzuca w oczy to to, że wszystko jest w Sztokholmie świetnie ogrodzone i oznaczone tak żeby pieszy przypadkiem gdzieś nie wlazł i nie zrobił sobie krzywdy.
Kolejna rzecz to specjalne ścieżki. Słyszał ktoś w Gdańsku (nie wiem jak jest w reszcie Polski więc będę się tylko wypowiadać na temat Gdańska) o położeniu gumy na trawniku i posypaniu jej specjalnym „żwirkiem”? Nie, no pewnie że nie – a po co coś takiego robić? Przecież można chodzić po trawniku. Najwyżej się wydepcze ścieżka. Kto by tam się przejmował głupią trawą i tym, że komuś źle się idzie albo jedzie z wózkiem, a co gorsza na wózku. Ech co ja mówię, przecież w Gdańsku nie ma osób niepełnosprawnych.
A specjalne zjazdy z zastępczej trasy albo usypanie nowej ścieżki tak żeby można nią było bez problemu przejechać? Nie, no kto by o takich fanaberiach myślał. Trzeba się cieszyć z tego, że kolejna dziura została zalepiona smołą i czekać na zmiłowanie boskie żeby zakleili kolejną.
A w moim kochanym mieście wyszłam na spacer i takie schody napotkałam na swojej drodze. Nie wspomnę potem o jeździe dosłownie przez plac budowy, dziurach na ulicach, wysokich krawężnikach, nieczynnych windach i innych rzeczach które sprawiają że się zastanawiam co ludzie mają na myśli mówiąc że Gdańsk się tak pięknie rozwija. Dodam, że w Sztokholmie w momencie kiedy psuje się winda to zaraz pojawiają się płozy na schodach.