Hiszpania

Weekend w Madrycie.

Po weekendzie w Budapeszcie nabraliśmy ochoty na więcej. Freja świetnie zniosła podróż, więc zaraz po powrocie kupiliśmy bilety do Madrytu.

Dlaczego Madryt? Chcieliśmy jeszcze złapać trochę słońca, a poza tym Madryt to Madryt. Stolica Hiszpanii, Almodovar i w ogóle WOW.

W tym WOW był jeden minus, a właściwie dwa – godziny lotów. Do Madrytu wylot był wieczorem i na miejscu mieliśmy być dosyć późno. To jeszcze w miarę. Freja nam już przysnęła na lotnisku i przespała część lotu. Za to do Sztokholmu lot miał być o 7 rano, co oznaczało pobudkę o godzinie 4 nad ranem. Jak się potem okazało, Freja zniosła całą operację wzorowo. Nad ranem na śpiąco zmieniłam jej pieluchę i w piżamce zapakowałam do wózka. Obudziła się dopiero po wejściu do samolotu i zaraz potem na nowo zasnęła. Dzięki temu, że przespała większość lotu, my również mogliśmy się przespać. 

W Madrycie wylądowaliśmy bez problemów. Szybko znaleźliśmy nasz nocleg, który okazał się osobnym mieszkaniem. Niestety facet siedzący w recepcji oświadczył nam, że z racji tego, że musi nas zaprowadzić do tego mieszkania mamy mu zapłacić 20 euro. Było późno, byliśmy głodni, zmęczeni, a przede wszystkim z małym dzieckiem, więc daliśmy mu te pieniądze. A facet nas zwyczajnie naciągnął. Bezczelnie wyłudził od nas pieniądze i po naszym zgłoszeniu tego właścicielom hostelu wyparł się. Mieszkanie okazało się ciemną norą, ale to nic. Gorzej, że codziennie do późnych godzin za ścianami trwały imprezy. Najwyraźniej w kamienicy większość mieszkań była pod wynajem.

Sam Madryt też nas nie rozpieszczał.

Wiadomo, w stolicy z reguły zawsze coś się dzieje, a w Madrycie szał przebudowań. Hałas nieziemski, ciasne przejścia.

I kosmiczne ceny. Serio, ceny jak w Szwecji. Przez cały pobyt zastanawialiśmy się, jak Ci ludzie w tym Madrycie żyją. Wszyscy wiedzą, że Hiszpania ma niższą stopę życiową niż Szwecja i że jest tam kiepsko z pracą. Od koleżanki, z którą spotkaliśmy się następnego dnia, dowiedzieliśmy się, że w Madrycie trochę inaczej się zarabia niż w reszcie państwa. Nie zmienia to faktu, że w takim Lidlu za każdym razem były ogromne tłumy. Ceny plus to, że Madryt nie jest specjalnie przystosowany pod wózki dziecięce, sprawiło, że stołowaliśmy się w domu.

Pierwszy dzień w Madrycie to był gigantyczny zachwyt. Olbrzymie miasto, pełne przepięknych kamienic. Almodovar wyglądał dosłownie z każdej uliczki. Nawet słynny most znalazłam.

Następnego dnia zmęczeni hałasami zza ściany i łażeniem poprzedniego dnia, zrobiliśmy sobie spacer w drugą stronę miasta i spotkaliśmy się na kawie z Polką, która mieszka w Madrycie już dobrych kilka lat. Olgę poznałam w necie i znałam już kilka lat. To niesamowita i strasznie pomocna osoba. Nigdy nie zapomnę, jak zadzwoniła do pubu w Barcelonie i zapytała o skład sałatki, która strasznie mi smakowała. Olga zajmuje się udzielaniem lekcji z hiszpańskiego (online) i prowadzi świetnego bloga – OlgaNina . Blog Olgi to prawdziwa skarbnica wiedzy o Hiszpanii. Biedna Olga straciła przez nas sporo czasu. Śmiejemy się teraz, że tak się zapatrzyła na naszą Freję, że…kilka miesięcy później sama spodziewała się dzidziusia. Mam nadzieję, że uda się nam jeszcze kiedyś spotkać.

Ostatniego dnia wybraliśmy się do pięknego parku i wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że rozpadał się deszcz.

Piękny park, ale trudno docenić jego piękno kiedy idzie się w mokrych butach.

Tak więc, z Madrytu przyjechałam bez balerin i kapelusza…po spacerze nadawały się tylko na śmietnik.

Łażenie w mokrych butach nie należy do największych przyjemności, więc nasz spacer tego dnia trwał bardzo krótko.

Nad ranem przeżyliśmy jeszcze mały stres kiedy będąc sporo przed czasem biegliśmy do autobusu, który przyjechał szybciej i też szybciej miał zamiar odjechać. Za to nigdzie nie spotkaliśmy tak przemiłej obsługi na kontroli bezpieczeństwa. Widząc, że mamy śpiącego w najlepsze malucha robili wszystko żeby Mała się nie obudziła.

Do Madrytu już pewnie nie wrócimy. To piękne miasto, ale przed nami wciąż nieodkryte południe Hiszpanii, które podobno bije całą Hiszpanię na głowę.

Discover more from Agnes na szwedzkiej ziemi

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading