Budapeszt praktycznie czyli wskazówki co i jak w węgierskiej stolicy.
Czy Wy też przed każdą wyprawą sprawdzacie w necie i przewodnikach informacje na temat kraju do którego się wybieracie? Ja bardzo lubię czytać o praktycznych stronach zwiedzania i niestety często i gęsto brakuje mi stron czy blogów o takiej, praktycznej stronie zwiedzania. O tym co można zobaczyć/zwiedzić jest informacji od cholery i ciut ciut, ale co można kupić – jakie pamiątki, charakterystyczne ciuchy (taaa np folkowe bluzki), alkohol, przysmaki takich informacji już jest tyle co na lekarstwo. Dlatego też postanowiłam zapełnić tę lukę.
Zacznę od Budapesztu. Oczywiście pomimo tego, że w Budapeszcie byłam trzy razy to niestety nie byłam w stanie zrobić całkowitego rozeznania. Tak się złożyło, że pomiędzy moją pierwszą wizytą, a ostatnią upłynęło ponad 20 lat więc, nie tylko ceny ale też i oferta sklepów mocno się zmieniła. Teraz będąc w Budapeszcie skupiłam się na kupowaniu oryginalnej biżuterii, szukaniu folkowych bluzek i…magnesików o których 20 lat temu nawet się nie śniło. Z mojej pierwszej wyprawy przywiozłam sobie ze stolicy Węgier stanik firmy Triumph, która wtedy był w Polsce mało dostępna. Moja pierwsza wizyta w Budapeszcie to pierwszy hamburger w McDonaldzie, którego jeszcze nie było w Trójmieście.
Zacznę od tego, że Polska od Węgier nie różni się specjalnie cenowo. Polacy spokojnie mogą się wybrać do Budapesztu (stolica wiadomo ma zazwyczaj wyższe ceny niż reszta kraju) bez strachu, że splajtują finansowo.
Budapeszt oferuje wiele, noclegów w dobrych cenach. My swój znaleźliśmy poprzez popularny portal oferujący noclegi. Hostel w którym spaliśmy mieści się w starej kamienicy, która ma niezachęcający środek czyli klatkę schodową. Dla mnie to był największy plus tego hostelu ponieważ wykorzystaliśmy przepiękne schody do zrobienia małej sesji zdjęciowej. Sam hostel bardzo przyzwoity, aczkolwiek nigdy jeszcze nie spałam w tak malutkim pokoiku.
Zanim jednak dotrzecie do noclegowni musicie się jakoś dostać do miasta. Jeżeli wybieracie się koleją to w Centrum Budapesztu są dwa duże dworce i na bank na którymś z nich wylądujecie, a z dworca wiadomo – dostępne są wszystkie środki komunikacji. Jeżeli lecicie samolotem to….lecąc tanimi liniami nastawcie się na długi spacerek przez lotnisko – na szczęście pod zadaszeniem.
Na lotnisku znajduje się punkt turystyczny w którym można zakupić bilety na komunikację miejską oraz automaty na przystanku autobusowym. Lotnisko w Budapeszcie jest dosyć oddalone od centrum miasta i trzeba się psychicznie nastawić na dosyć długą podróż. Z lotniska do centrum dotrzemy pociągiem, autobusem albo autobusem i metrem. My wybraliśmy opcję metro plus autobus z tego względu, że stacja metra znajdowała się niedaleko naszego hostelu. Oczywiście zostaje jeszcze opcja taksówki ale wiadomo, że jest to najkosztowniejsza wersja.
Do autobusu wsiadamy pierwszymi drzwiami i kasujemy bilet – w każdym razie my tak zrobiliśmy na podstawie obserwacji Węgrów. Być może nie trzeba tak wsiadać ponieważ pierwszymi drzwiami wchodzą osoby z biletami miesięcznymi, które pokazują kierowcy. Autobusy są trochę stare, ale można sobie przypomnieć stare czasy kiedy podobne albo i takie same jeździły po polskich ulicach.
Autobusem dojeżdża się do ostatniej albo pierwszej (zależy jak się patrzy) stacji metra Köbánya-Kispest skąd już dojedziemy do centrum albo i dalej. Metro widać, że stare – wagoniki trzęsące się niemiłosiernie (na niektórych liniach są nowsze). Domyślam się, że na niektórych liniach jeżdżą nowsze, ale to tak jak w Sztokholmie na pewne linie puszczane są gorsze składy.
Dodatkowym środkiem transportu jest także tramwaj.
Tak przy okazji polecam fantastyczny, węgierski film „Kontrolerzy”, szczególnie przed odwiedzinami Budapesztu i pierwszą podróżą budapesztańskim metrem.
Booo Węgrzy mocno kontrolują korzystających z komunikacji. Często przed wejściem do metra stoi osoba, która sprawdza czy mamy bilet i czy jest odpowiedni (pomimo tego, że ten bilet i tak trzeba kawałek dalej skasować w kasowniku) i można też u niej czasami kupić bilet. Etatyzm pierwsza klasa. Z drugiej strony przynajmniej wiesz, że masz dobry bilet. O ile się dogadasz….. Nawet nie próbujcie zrozumieć węgierskiego – ja nawet nie potrafiłam wyłapać nazwy stacji którą zapowiadano w metrze. Masakra! Cieszę się, że nie muszę uczyć się węgierskiego.
Budapeszt niby nie jest jakiś ogromny ale mimo wszystko trzeba się nieźle nachodzić żeby obejść wszystkie atrakcje. W hostelu na pewno dostaniecie darmowe mapki z zaznaczonymi atrakcjami.
W stolicy Węgier nie ma problemu z dogadaniem się w języku angielskim ale nie jest ta znajomość tak powszechna jak np. w Szwecji. Możemy się więc spotkać z sytuacją kiedy pytana osoba nam nie odpowie bo nie będzie potrafiła. O polskim można zapomnieć – węgierski to zupełnie inna grupa językowa i praktycznie jest nie ma podobieństw z polskim. Za to możemy trochę czasami pochichrać się widząc nazwy węgierskie. Osoby, które używają tych słów zapewne będą zachwycone.
To co może nas wprawić w osłupienie to węgierskie pieniądze, a jeszcze bardziej wysokość cen. Po przeliczeniu na polskie te ceny już nie będą się wydawać takie strasznie wysokie.
Jeżeli chodzi o jedzenie w knajpkach to ceny są różne. Wszystko zależy od tego co chcemy zjeść i gdzie. Pamiętajcie, że droga restauracja nie koniecznie oznacza dobre jedzenie. Czasami w miejscu wyglądającym z pozoru speluniaście można zjeść fantastyczne jedzenie. O specjałach kuchni węgierskiej już pisałam wcześniej i jak chcecie sobie przypomnieć albo jeżeli jeszcze nie czytaliście tego posta to zapraszam zajrzyj tutaj .
W Budapeszcie znajdziecie całe mnóstwo restauracji w których można zjeść coś regionalnego oraz z innych stron świata. Ja Wam tylko mogę podpowiedzieć, że okolice Zamku to knajpki nastawione na turystów czyli słabe jedzenie i wysokie ceny. Budapeszt to również fantastyczne miasto dla imprezowiczów. W stolicy Węgier jest również coś czego jeszcze nigdzie indziej nie widziałam – to kluby, bary, które urządzone są w zrujnowanych miejscach typu stare kamienice. Z pozoru wyglądają na totalnie opuszczone, a w środku…..masa ludzi. To niesamowite miejsca z fantastyczną atmosferą. Byliśmy w jednym z takich barów i ledwo znaleźliśmy miejsce (w trabancie). Takich miejscówek w Budapeszcie jest cała masa ale trzeba wiedzieć jak je znaleźć.
Jeżeli chodzi o zakupy to oczywiście polecam węgierską salami, której jest pełno w każdym sklepie.
I oczywiście to z czego słyną Węgry (oprócz Tokaja) czyli papryka.
A gdzie najlepiej w Budapeszcie robić paprykowe zakupy? Na hali targowej! Hala czyli Központi Vásárcsarnok znajduje się praktycznie w centrum miasta. To taka hala w stylu coś jak polskie hale targowe np. w Gdańsku, Gdyni, Bydgoszczy czy we Wrocławiu.
Znajdziecie tutaj wszystko od papryk, różnego rodzaju przetworów, miodów,wszelkiego rodzaju wędlin(obowiązkowo salami), mięsiwa, warzywa i owoce, alkohole, po dziwne lalki i fantastyczne pamiątki. Jest tego tyle, że można dostać zawrotu głowy.
Na hali można też zaopatrzyć się w nasze rodzime produkty – to tak jakby komuś nagle zachciało się naszych kabanosów czy parówek. Tutaj też można zjeść coś na szybko i za niewielkie pieniążki. Połowa piętra to bary w których można zjeść np. faszerowaną paprykę czy zupę gulaszową.
Pamiątki czyli magnesy, widokówki i inne pierdółki można też nabyć na Várkerület czyli w okolicy zamku budapesztańskiego i kościoła św. Macieja, gdzie jest cała masa butików z pamiątkami.
W centrum Budapesztu jest też całe mnóstwo sklepów oraz galerie handlowe. To co mnie zaskoczyło to małe sklepy (które w Polsce padają jak muchy) w których można dostać wszystko.
Niestety nie mogę nic napisać o muzeach. Nie mogę nawet nic napisać o przepięknym kościele św. Macieja – ponieważ nigdzie nie byłam. To przestroga żeby sprawdzać dobrze termin w którym się zamierza odwiedzić dany kraj. My nie sprawdziliśmy i trafiliśmy na święto narodowe Węgrów. Z jednej strony fajna sprawa ponieważ trafiliśmy na fajerwerki i zobaczyliśmy jak Węgrzy świętują powstanie swojego państwa.
Z drugiej strony święto narodowe to zamknięte sklepy, muzea i punkty pocztowe. A na Węgrzech jakby świat się zatrzymał w miejscu i jeżeli święto wypada w piątek to następnego dnia czyli w sobotę, również wiele miejsc jest pozamykanych. Pocztą się nie stresujcie – znaczki można kupić na lotnisku i wysłać kartki w kiosku (dosyć długo idą).
A o samej wyprawie wpis wkrótce!
8 komentarzy
Ania M-a
Uwiebiam Węgry, Budapeszt, węgierskie żarcie i winko!
Ale ten język… 😀 mam nawet zdjęcie jednego z tych sklepów, co Ty. Strasznie mnie to ubawiło 😀
Agnes
hahaha niesamowite 🙂 Ja mam jeszcze zamiar tam wrócić i w końcu zobaczyć ten kościół św. Macieja! Taa wino węgierskie jest boskie….
Chabrowe wariacje
Nie byłam tam jeszcze. Mam to miejsc na liście do spełnienia 😉
Agnes
Polecam!
sabina
Ja mam sentyment do Węgier, chociaż nigdy tam nie byłam. Może przez te Polak, Węgier dwa bratanki :). W każdym razie kiedyś na pewno odwiedzę Budapeszt, świetna ta Twoja relacja. Z tego, co zdążyłam się zorientować, to dużo podróżujesz. We Włoszech byłaś? Co ja pytam, na pewno tak :).
Agnes
To musisz pojechać! Polecam! Sabina, byłam we Włoszech ale tylko raz i tylko w Rzymie czyli tak naprawdę nie znam Włoch ale połknęłam bakcyla i muszę wszystko zobaczyć. Taaa kursujemy, tak trochę 😉
dorotastrzelecka
Czytam czytam, dochodzę do metra i od razu przypomina mi się film Kontrolerzy. Aż Ty o nim wspominasz. Świetny film, wracałam do niego parę razy i ciekawie słysząc w tle język węgierski. Też się dziwiłam po co im ta kontrola skoro metra mają kasowniki. Film powstał z 10 lat temu więc myślałam pewnie kiedyś tak było. A Ty potwierdzasz, że jest do tej pory. Ciekawe czy pasażerowie tak samo tych kontrolerów zlewają. Czy w metrze jest bezpiecznie. Zawsze gdy jadę jakimkolwiek metrem to patrzę w tunel i wyobrażam sobie „kolejowanie”.
Agnes
Dorota, nic się nie zmieniło w Budapeszcie, nawet przez te ponad 20 lat od mojej pierwszej wizyty. Film też uwielbiam za ścieżkę muzyczną – niesamowita muza i do tego rodzima, węgierska.