Z życia wzięte

40 lat mineeeło jak jeden dzień…..czyli jak to jest skończyć 40 lat.

No to się wydało, teraz już wszyscy wiedzą ile mam lat. Nie ma się czemu dziwić. Zaczynając pracę w polskiej szkole pierwsze pytanie jakie usłyszałam od moich uczniów było: „a ile Pani ma lat”?  W pewnym wieku to pytanie staje się strasznie trudne w życiu codziennym. Na szczęście jeszcze na tyle dobrze wyglądam, że nie muszę się tym martwić.

Same urodziny nie robią na mnie wrażenia. Powiem szczerze, że nawet niekiedy kojarzą mi się trochę negatywnie. Bardzo często coś lub ktoś psuje mi to święto. Taki np. bzdet – marcepanowa róża z tortu. Urodziłam się dawno jeszcze w czasach kiedy szalał PRL i zaopatrzenie w sklepach było bardzo słabe. Kilka cukierni na krzyż, a w każdej praktycznie to samo ciasto i te same torty. Taki tort był zawsze ozdobiony wielką, marcepanową (albo pseudomarcepanową) różą, która stanowiła przedmiot pożądania każdej małej solenizantki i solenizanta. Niestety nie stanowiłam w tym przypadku wyjątku. Mało tego dotąd gdy widzę taką różę na torcie cieknie mi ślinka i muszę ją mieć!

Z tą różą zawsze były akcje. Zostałam tak wychowana, że wiedziałam, że na czyiś urodzinach muszę siedzieć cicho. Gwiazdą było dziecko, którego odbywały się urodziny i to dziecko dostawało swoją, marcepanową różę ze swojego, urodzinowego tortu. Ok, nie ma sprawy nie mój tort, nie moja róża. Zawsze znalazły się róże z tortów starych ciotek, które nie były nimi zainteresowane. A takich tortów w roku było dosyć sporo, ponieważ kiedyś tak jakoś częściej chodziło się na imprezy urodzinowe i imieninowe i to niekoniecznie do rodziny. Wszystko fajnie, ale kiedy przychodziły moje urodziny z moją różą na moim, własnym torcie to zaczynała się jakaś dziwna akcja. To nie była akcja. To była prawdziwa wojna o moją różę, którą nagle chciały dostać inne bachory. Tak bachory, których rodzice nie nauczyli, że urodzinowa róża należy do solenizantki (no chyba, że nie jest nią zainteresowana). Bachory, których rodzice oczekiwali, że ja jako starsza mam się kurna podzielić moją, własną, urodzinową różą. No bezczelność! Twarda byłam w tej walce, ale co się nawkurzałam to moje. Teraz dzieci chyba nie mają takich problemów. No i te róże już nie takie jak kiedyś. Tak nawiasem to dotąd nie rozwiązałam zagadki co to za liście były na torcie. Por czy jakaś trawa? Może ktoś mi pomoże rozwiązać zagadkę.

O różnych akcjach urodzinowych mogłabym pisać długo. Przełomowymi urodzinami była 30-tka kiedy od rana wszyscy mnie wkurzali jednym, głupim pytaniem: „jak się czujesz?” WTF! A jak się mam czuć jadąc na lekcję do szkoły i stresując się tym, że zostanę sama z podrywającymi mnie 19-letnimi uczniami? Kto by sobie dupę zawracał myśleniem o tym, że kończy się 30 lat mając za chwilę lekcję w męskiej klasie?

I tak nagle nadciągnęła 40-tka. W życiu bym nie powiedziała, że w wieku 40 lat będę mieszkać w Sztokholmie. Nigdy sobie nie wyobrażałam swojego życia w wieku 40 lat — no coś tam sobie wyobrażałam, ale na pewno nie była to emigracja. Nie robiłam też nigdy podsumowań i teraz też tego nie zrobiłam, bo po co? Żeby się zdołować, że czegoś nie zrobiłam, nie osiągnęłam? Życie tak potrafi zadziwić i zweryfikować nasze plany. Nie lubię gdy ktoś lub coś psuje moje plany, więc pal licho życiowe planowanie.

Z 40-tką zaczęłam się już oswajać miesiąc wcześniej na imprezie urodzinowej mojej, bliskiej koleżanki. Moja 40-tka przyszła….no i nic. Czuję się tak samo — mało dojrzale. Tego dnia udało mi się nawet posmęcić z moim kolegą z podstawówki, który wyjechał do Norwegii, że wprawdzie czujemy się jeszcze młodo, ale np. przemiana materii już nie ta i jakieś dziwne oponki nam się robią. No i to się zmieniło w moim 40-letnim żywocie — zaczęłam ćwiczyć, bo nie mam zamiaru wyglądać jak dziunia w kilku kołach ratunkowych.

Pewnie jesteście ciekawi, jak wyglądały moje imprezy (mam je zawsze dwie) urodzinowe. Rozczaruję Was. Było bardzo cicho. Kilka tygodni temu opuściła nas bardzo bliska osoba. Nie chcieliśmy dlatego fiksować z moimi urodzinami i w Polsce spędziliśmy je w najbliższym gronie. Były to też moje raczej ostatnie urodziny w kraju, ponieważ…..rzygam lotami zimą i prawda jest taka, że moje znajomości powoli się rozpływają.

Z okazji urodzin wróciłam do swojego zwyczaju, czyli corocznego zdjęcia legitymacyjnego od Pana Fotografa. To taka, moja mała tradycja, którą niestety w ostatnich latach trochę zaniedbałam. Przynajmniej raz w roku staram się zrobić sobie w zakładzie fotograficznym zdjęcie legitymacyjne.

A w Szwecji….torty niestety bez róży, ale za to z marcepanową polewą.

Mnóstwo znajomych i fantastyczne prezenty!

A na koniec morał taki, że ta 40-tka wcale nie jest taka straszna i to tylko od nas zależy czy czujemy się jak stare, stękające dziadki czy 18-tki z vatem,

9 komentarzy

  • izkasz83

    Nie wygladasz na czterdzieche 😀 😀
    A tak powaznie, to tylko cyferki, a od kiedy cyferki nas definiuja?? Za mlode jestesmy i za piekne, zeby sie wiekiem przejmowac… moze gdzies kiedys po 80tce zaczne sie nad tym zastanawiam 😀
    A dzis Sto lat dla Ciebie :-* :-* :-*

  • dorotastrzelecka

    Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i udanego startu w kolejną dekadę. Z takim wyglądem i podejściem wiek nie straszny 😉 Jestem trochę młodsza. Róży na torcie nie pamiętam bo moja mama sama piekła mi torty z braku takich w ciastkarniach. Raczej bez róży. Za to były czekoladowe listki do posypki czy jakoś tak. Każde dziecko chciało mieć ich jak najwięcej na swojej porcji.

  • MariannaInAfrica

    Już Ci pisałam na fejsie, że w życiu bym Ci nie dała 40-stki! 🙂 Bo i młodziutko wyglądasz, i Twój styl pisania jest taki młodzieńczy 🙂 Jak kończyłam 30 lat, to też niby miał to być jakiś wielki przełom życiowy, a następnego dnia wyglądałam i czułam się dokładnie tak samo 😀 Raz jeszcze wszystkiego najlepszego!

  • sabina

    Przede wszystkim- wszystkiego najlepszego! Na 40-kę nie wyglądasz, zresztą tak jak piszesz, to od nas zależy, jak się czujemy. Mnie to czeka za dwa lata i jak na razie mam to gdzieś :). Zmarszczek mam mało, prawie że wcale, reszta jakoś obleci i nawet kondycja ostatnio na plus :).