Niesamowite historie,  Przewodnik po Sztokholmie,  Przewodnik po Szwecji,  Szwecja,  Szwedzkie pałace i zamki

Obłąkani w pałacu Åkeshofs z serii historie z dreszczykiem.

Tym razem nie będę Was zabierać na obrzeża Sztokholmu. Pokażę Wam pałacyk, który znajduje się przy jednej z linii sztokholmskiego metra czyli  Åkeshofs Slott.

Pałac w Åkeshov nie jest dużym pałacem. To jeden z typowych, szwedzkich dworków jakbyśmy je po polsku nazwali, z dwoma skrzydłami, które stanowią oddzielne i niepołączone ze sobą budynki.

Historia  tego miejsca zaczyna się już w XV wieku. Wtedy pojawiają się pierwsze wzmianki o właścicielu tego majątku. Z okresu średniowiecza zachowały się do dzisiaj części budynków. W 1650 roku Baron Åke Axelsson zaczął wznosić w tym miejscu swoją siedzibę (w mniej więcej takim kształcie w jakim ją obecnie możemy podziwiać). Niestety 5 lat później opuścił ziemski padołek, a dokończeniem budowy zajęła się jego córka, Barbro Åkesdotter po której śmierci pałac zaczął przechodzić z rąk do rąk. W początku XVIII wieku Åkeshof znalazło się we włości Johana Gabriela Stenbock i za czasów jego rodu wybudowano tu tzw. ruski mur. To mur który wznieśli jeńcy wojenni walczący w wojnie północnej – mur lub kopiec ponieważ nie do końca są jasne przekazy źródłowe. Następnie majątek nabył Gabriel Stierncron i to jemu pałac zawdzięcza dzisiejszy wygląd dachu.

Potomek Gabriela, David ożenił się z baronową Agnetą Wrede. Prawdopodobnie pod jej wpływem zmodernizował ogród i urządził go w stylu francuskiego rokoko. Również pałac zawdzięczał jej przemianę wnętrz, a jedna z komnat została nawet nazwana jej imieniem.

Davidowi i Agnecie pałac zawdzięcza dobudowę dwóch skrzydeł oraz stojącej nieopodal oranżerii.

Rodzina Stierncrona w pałacu Åkeshof żyła do połowy XIX wieku, kiedy to cała dynastia wymarła.

Na początku XX wieku pałacyk został kupiony przez miasto Sztokholm i zaczął się chylić ku upadkowi. Co cenniejsze rzeczy rozprzedano, a budynek powoli zmienił się w ruinę.

Władze miasta postanowiły ulokować w pałacu szpital, a w czasie wojny zakwaterowani tutaj byli uchodźcy z krajów nadbałtyckich. Następnie w pałacu znaleźli schronienie bezdomni, a potem szkoła podstawowa.

W latach 80-tych ubiegłego wieku pałac przeszedł gruntowny remont i przemienił się w prężnie działające centrum hotelowo-konferencyjne.

Ten niewielki pałacyk ma swoją historię, historię która przyprawia o spore dreszcze. Już Barbro Åkesdotter opowiadała o krążących po majątku duchach. Tak, duchach ponieważ na terenie majątku istniało cmentarzysko, a poza tym ktoś tu już kiedyś mieszkał, a jak wiadomo mieszkańcy mogą pozostać na zawsze w swoich, ukochanych siedzibach. To jednak nie wszystko. Szpital, który tu przez jakiś czas działał był szpitalem dla obłąkanych. Możecie sobie wyobrazić co się działo w tamtych czasach w tego typu placówkach. Wystarczy sobie puścić kilka filmów typu Dom na Przeklętym Wzgórzu i już ma się wyobrażenie na temat.

Wiele osób opowiadało/a, że czują się obserwowane wewnątrz pałacu. Bardzo interesujący jest pod tym względem salon Agnety, która żyła w tym pałacu do końca swoich dni. W jej ukochanym saloniku bardzo często słychać dźwięk przesuwanych przedmiotów, szmer kroków, a także można dostrzec dziwny cień. Ale pałac nie tylko upodobała sobie Agneta, która prawdopodobnie nie potrafi się rozstać ze swoim ukochanym miejscem. Na schodach do piwnicy pałacowej często można usłyszeć płacz małego dziecka, który szybko cichnie jak tylko ktoś się do niego zbliża. To podobno 8-letni chłopczyk, który spadł ze schodów nieistniejącej już wieży i skręcił sobie kark.

Trzeba przyznać, że tajemnicze otoczenie pałacu sprzyja duchom. Na pewno jest to genialnie miejsce na wypicie filiżanki kawy, a nawet przyjęcie ślubne. Na nocny spacer już bym się tam nie wybrała.

Źródełka:

http://www.xn--tf-xia.se/historia/

Det skrikande barnet i källaren

4 komentarze

  • Co ja wyprawiam

    Ten wpis przypomniał mi, że za nastoletnich czasów fascynowałam się parapsychologią i namiętnie oglądałam filmy dokumentalne o tego typu miejscach. W dzisiejszych czasach już mi przeszło. Mimo wszystko fajnie się to czyta i generalnie zwiedzałabym. Ale nie sama. I zdecydowanie nie w nocy, brr.

  • Julka

    Przypomniały mi się czasy, kiedy jezdziłam z Rainbow na wycieczki. Na ostanią objazdówkę, w której uczestniczyłam wybrała się torba obroczna dosłownie pilotka, totalna katastrofa. Nie umiała ani słowa po niemiecku- byliśmy w Austrii, napalona na kierowcę, umilała mu czas a nas miała w dupie. Grupa była spoko, ale ten babon zniszczył sobą wszystko. Tylko dodam, że jak siadała na schodki w autobusie codziennie mogliśmy podziwiać jej majtki w czerwone kropki. Wydawała słowa: „wziełeś pierw paragony”; Taki oto urok Alp. A wpis super, chętnie przeczytam dalszą część. Trzymaj się cieplutko!

    • Agnes

      Julka, no my też tej firmy jeździliśmy i o pilotce też mam jedną historię – z Grecji i jeszcze o pilocie z Bałkan. Torba obroczna no umarłam hahaha boski tekst! Pozdrawiam serdecznie!