Kawały LO w szkole.
Dawno nic nie pisałam o mojej pracy w szkole, a dzieje się sporo…napiszę Wam dzisiaj jakie numery wykręcili mi moi licealiści. Na początku muszę wspomnieć, że mój strach przed tą klasą był całkowicie bezpodstawny. Młodzież przyjęła mnie może z lekką rezerwą (nie chcieli zmiany nauczyciela), ale dosyć szybko ten dystans poszedł w siną dal. Niestety z klasy 10-osobowej (połączona klasa I i II) zostało mi 6 osób w tym jedna uczennica. Pewnie sobie myślicie, że kiepska ze mnie nauczycielka i uciekli mi z klasy. No więc tak nie jest. Zajęcia w szkole, pomimo tego, że odbywają się późnym popołudniem, kolidują uczniom z zajęciami w szkole szwedzkiej. Druga sprawa to w szwedzkiej szkole łapie się punkty i im więcej punków, tym większa szansa na lepszy start w życie (czyli lepsza szkoła, studia), a szansę na dodatkowe punkty daje im przedmiot prowadzony po polsku o kraju ojczystym. W związku z tym odpuszczają szkołę, w której uczę, ponieważ mają lekcje z polskiego w swojej szkole. Za to właśnie dostają dodatkowe punkty, no i mają więcej czasu na naukę.
Mam więc klasę złożoną z 6 uczniów i jest fajnie. Nawet jeżeli tylko dwoje, troje z nich słucha tego, co mówię, to i tak czuję, że warto się przygotowywać do tych zajęć.
Jakoś tak niedługo po rozpoczęciu roku szkolnego moi licealiści zaczęli mi robić kawały. Pierwszy psikus polegał na tym, że zamknęli mi drzwi do klasy. Jeszcze wtedy nie za bardzo się orientowałam w pogmatwanej numeracji klas. W tej szkole jest tak, że pomiędzy klasami są różne pomieszczenia, np. pokoje odpoczynku dla nauczycieli albo jakieś gabinety – kantorki, plus jeszcze toalety, bo nie ma jednej wielkiej toalety na piętrze, tylko są takie pojedyncze. Poszłam po przerwie do klasy, a tu klasa zamknięta. Zaczęłam szarpać za drzwi obok, ale wszystko było pozamykane. Pomyślałam, że albo coś pomyliłam z klasami, albo mi zwiali z lekcji. Pomaszerowałam więc do innej historycy. Koleżanka mnie uświadomiła, że pewnie robią mi kawał i się zwyczajnie zamknęli w klasie. Wróciłam więc z powrotem – tym razem starając się nie hałasować i przytknęłam ucho do drzwi. Usłyszałam jakieś szmery, więc głośno zapukałam. Trolle otworzyły mi drzwi, a ja rzuciłam z wściekłością (udawaną) rzeczy na biurko i zażądałam karteczek na ławkach – znaczy się, mieli zacząć pisać sprawdzian. Popatrzyli na mnie z niedowierzaniem, a ja jeszcze głośniej: „wyjmujemy czyste karteczki”. Wtedy zobaczyłam lekki strach w ich oczach i już nie wytrzymałam ze śmiechu. W końcu pierwszy raz w mojej karierze klasa zrobiła mi psikus.
Na jednym psikusie się nie skończyło.
Drugi kawał również związany był z drzwiami i to nie jednymi. Gdzieś tak tydzień, dwa później zagadałam się z koleżanką, a w tym czasie szukała mnie druga koleżanka. Znalazła mnie w końcu i od wejścia krzyknęła, że chyba zaliczyła kawał, który był przeznaczony dla mnie. Wiecie, co te urwisy zrobiły? Wysmarowały czymś klamkę od drzwi do klasy. Niestety albo na szczęście pierwsza tej klamki dotknęła moja koleżanka i tym samym mnie uprzedziła. Idąc piętrem, na którym mam lekcje widziałam, jak licealiści wyglądają z klasy i widząc, że nadciągam, szybko chowają się w klasie. Podeszłam do drzwi oddzielających korytarze i przyjrzałam się klamce, a tam faktycznie jakieś mazidło na tej klamce. Te drzwi zamykane są na zamek, którym od środka można otworzyć drzwi i tak bez dotykania klamki otworzyłam te drzwi i dotarłam do klasy. Niestety tutaj klamka też była wysmarowana jakimś mazidłem, więc wyjęłam chusteczkę i przez chusteczkę otworzyłam drzwi. Oj moje nastoletnie urwisy miały bardzo zawiedzione miny. Nie wiem też, co to było na tych klamkach. Pachniało miętą, ale nie była to pasta do zębów – zresztą pastę do zębów na pewno bym zauważyła jakby coś.
Trzeci psikus był również bardzo pomysłowy. Tym razem byłam przygotowana na kawał i bacznie oglądałam drzwi i klamki, ale niczego nie znalazłam. Weszłam więc do klasy, a tam tylko jedna uczennica. Widziałam rzeczy na ławkach, więc pomyślałam, że pewnie gdzieś się łobuzy schowały. Zapytałam głośno, gdzie są urwisy i zaczęłam się głośno zastanawiać, co się mogło z nimi stać. Wymyślałam tak komiczne i absurdalne miejsca, aż zaczęłam słyszeć przytłumione chichoty. Jak myślicie, gdzie się schowali? Weszli na parapety i opuścili rolety, a jeden wszedł do szafy. To właśnie on pierwszy z tej szafki wypadł, a ja wpadłam w osłupienie widząc, że w szafce są od góry do dołu półki. Jak on się tam zmieścił? Dowiedziałam się potem, że wyjął z dolnej półki wszystko i się na nią wcisnął, a drzwi szafki zamknęła koleżanka. Reszta panów nie wytrzymała długo za roletami i szybko powychodzili. Niestety pod koniec lekcji pojawił się problem rolet, bo to nie są zwyczajne rolety. Te rolety opuszcza się i potem podnosi za pomocą specjalnego urządzenia, do którego trzeba mieć kluczyk, a ten kluczyk jak się domyślacie, jest schowany. Na szczęście jeden z chłopaków dał radę podnieść te rolety metodą domową.
W zasadzie to był ostatni taki grubszy kawał z ich strony. Czekałam co jeszcze wymyślą, ale chyba moja reakcja (nie złościłam się) zniechęciła ich to dalszych akcji. Nie oznacza to, że nic więcej nie robili – a więc raz się schowali w kantorku obok i po chwili weszli do klasy drzwiami z korytarza (okazało się, że kantorek ma też drzwi na korytarz). Któregoś dnia zobaczyłam na tablicy „wiadomość od Pani Kierownik” w której podobno zwalniała z lekcji klasę:)
Zabawna też była ich petycja dotycząca oddzielenia ich (II klasy) od klasy pierwszej. Na tej petycji było dziwnie dużo podpisów i jak się dokładnie przyjrzałam, to zobaczyłam, że każde z nich podpisało się trzy razy. Pomysłowe, prawda?
A mówi się, że ta dzisiejsza młodzież to tylko komputery, gry i zero pomysłowości. Jak widać, nie jest to prawda, a może to ja mam takich fajnych uczniów? 🙂
Jeden komentarz
Elżbieta
witaj tez tu uczyłam a drzwi na Twoich fotkach ciagle te same heheeh pozdrawiam