Od Polaków z daleka czyli jak się mieszka z Polakiem na obczyźnie.
Zapewne zastanawiacie się jak nam się mieszka z naszymi współlokatorami…. Pamiętacie, jak pisałam o szoku, który przeżyłam po przyjeździe do Sztokholmu, kiedy okazało się, że musimy zamieszkać w jednym mieszkaniu z 4 obcymi osobami w pokoju obok? A pokój nawet nie jest zamykany na klucz? No więc już nie mieszkamy z nimi, tzn. oni znaleźli sobie inne mieszkania i gdzieś na początku listopada się wyprowadzili. Na szczęście. Zanim to nastąpiło, trochę razem przeżyliśmy……
Jak pamiętacie, my zajęliśmy jeden pokój, a obok w jednym pokoju gnieździły się 4 osoby – trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Na samym początku okazało się, że całe szczęście, że prowadzimy zupełnie inne tryby życia. Oni wstawali wcześnie rano i wracali koło 16, kiedy to Pan B. wychodził do pracy, a ja biegłam do szkoły. Napisałam na szczęście, bo wyobrażacie sobie, co by się działo z łazienką? Niestety i tak się „działo”. Z Panem B. prowadzimy nocny tryb życia, tzn. siedzimy długo i potem długo śpimy. Niestety po jakimś czasie zrozumieliśmy, że mimo to jeżeli chcemy wykąpać się, to musimy to zrobić w odpowiednim momencie. Dlaczego? Nasza współlokatorka wracała najwcześniej z całego grona i kiedy już zaległa w łazience, to było po ptakach. Siedziała w tej łazience i siedziała. Słuchała muzyki podczas kąpieli i często puszczała jedną i tę samą piosenkę, dosłownie do porzygu. To jednak nic – co jakiś czas dolewała sobie gorącej wody, a że mamy jeden, wspólny bojler na trzy mieszkania, a na górze mieszka Szwed z dwójką dzieci, to zaczynał się problem. Zawsze potem ktoś musiał się myć w zimnej wodzie. Ten brak ciepłej wody tak nawiasem przyspieszył ich wyprowadzkę, ponieważ Szwed wydzwaniał na skargę do właścicielki tego domu i to ona naciskała na zmniejszenie zaludnienia.
Wracając do naszej lokatorki, to ogólnie była to miła dziewczyna, ale przyznam się, że drażniło mnie momentami jej paradowanie w samym ręczniku. Nie zamykała się w łazience. Druga sprawa to robiła też maślane oczka do Pana B., a to już mi się bardzo nie podobało. Wracając do łazienki, to po pierwsze był problem ze sprzątaniem. Nasi współlokatorzy nie za bardzo poczuwali się do sprzątania po sobie. Panowie to kompletnie olewali coś takiego jak umycie po sobie wanny i wyszorowanie kibla. Po jakimś czasie mieliśmy dosyć i też zaczęliśmy im zostawiać brudną wannę. Problemem okazał się także papier toaletowy. My mieliśmy swoją rolką, a oni swoją. Ta nasza jakoś nam strasznie szybko schodziła. Początkowo nie zaskoczyliśmy, o co chodzi. Któregoś razu przyszedł jeden z naszych współlokatorów z rolką papieru w ręku i powiedział, że zużyli nasz papier i oddaje nam rolkę. Pomyśleliśmy, że to miło z ich strony – przyznali się i oddają. Niestety po kilku dniach skończyła się ich rolka i co zrobili? Założyli na podajnik tę, którą nam oddali! Od tej pory nie mieliśmy już swojego papieru w łazience.
To jeszcze nic. W łazience stała pralka, jak się potem dowiedzieliśmy była to nowo kupiona pralka. Była, bo nasi współlokatorzy zepsuli ją na amen. Panowie jak to Polacy w Szwecji pracowali na budowie i przynosili do domu brudne ciuchy. Nie moczyli ich najpierw w misce, ale prosto ładowali do pralki. Pralka nie wytrzymała tego długo i się zepsuła. My z tej pralki nie skorzystaliśmy ani razu. Oczywiście wyprowadzając się, nie wspomnieli ani słowem wynajmującemu o tym, że pralka nie działa. Popsuta pralka oznaczała dla nich pranie ręczne. Dla nas oznaczała jeszcze mniejszy dostęp do łazienki, ponieważ oni jeszcze więcej siedzieli w tej łazience i każdy po kolei moczył i prał te swoje ciuchy i zużywał jeszcze więcej ciepłej wody. Od godziny 18 do 22 trwała okupacja łazienki, czyli pranie i kąpanie się.
Po pralce zepsuła im się kuchenka i wtedy się zaczęło….. Nie mieli na czym gotować obiadów ani nawet ugotować wody, więci zaczęli przychodzić do nas. Po jakimś czasie zaczęło nas to drażnić. Zaczęło się od tego, że jeden z chłopaków (taki najmądrzejszy chłopek-roztropek) któregoś razu podgrzewając u nas obiad, stwierdził, że mamy bardzo dużo przypraw co mi od razu odpaliło czerwoną lampkę. Ten to nas najbardziej wkurzał. Zobaczył, że mamy sokowirówkę i oczywiście zapragnął ją od nas pożyczyć. To nic, przed lotem do Polski wymyślił sobie, że Pan B. podwiezie go (oczywiście za darmo) nad ranem na dworzec autobusowy. Jaśnie pan nie może podejść 10 minut drogi na nocny autobus! Cwaniaczek nawet nie mógł sobie znaleźć połączenia i to Pan B. siedział w necie i mu szukał połączeń. Na szczęście pojechał i już nie wrócił.
Wracając do czajnika. Z Panem B. rozumieliśmy doskonale, że płyta grzewcza to jest jakiś wydatek, ale czajnik elektryczny??? Dzisiaj każdy ma rezerwowy czajnik elektryczny. Zresztą nawet nie trzeba mieć awaryjnego, bo teraz taki czajnik kosztuje grosze. Nasi sąsiedzi jednak nie kupili sobie czajnika. Na czajnik kasy nie mieli, ale na alkohol i faje to i owszem. Na bank słyszeliście o tym, że alkohol i papierosy mają w Szwecji kosmiczne ceny i dla mnie to jest niezrozumiałe, że żałuje się 50 koron na mały czajnik, ale 50 koron na paczkę papierochów to już nie. A totalnie nie rozumiem, jak można wydać masę kasy na alkohol z meliny, gdzie dopiero są kosmiczne ceny. Pan B. w końcu się wkurzył i kupił na promocji mały czajnik i im pożyczył.
Z papierosami też były historie. Wystawanie przed domem i słoik z petami to standard. Przed domem mamy małą ławeczkę i na tej ławeczce codziennie odbywały się wieczorki palaczy. Generalnie nic mi do tego, ale momentami zawiewało do nas dymem (do Szweda na piętro pewnie też). Ten słoik pod ławką z zamoczonymi w wodzie petami też nie wyglądał estetycznie. Szwedzi takich rzeczy nie mają przy domach. Słoik to pikuś gorzej, że za ławką nasi współlokatorzy zaczęli robić mini wysypisko. Nie do końca wiem, o co chodziło z tymi śmieciami. My korzystamy ze śmietnika przed naszym domem. Segregujemy śmieci na mokre i pozostałe i jest ok. Nawet worki papierowe dostajemy od sąsiada. Nasi współlokatorzy dostali podobno od Szweda ochrzan za to, że pchają śmieci do kubła, który jest już zapełniony. Od tego momentu zaczęło się składowanie śmieci przed domem. Doszło do tego, że nasza sąsiadka z Łotwy zwróciła uwagę, że te śmieci trzeba wywieźć, ponieważ po ogródkach kręcą się dzikie zwierzęta, które zaczną się stołować w tym śmietniku i przy okazji wszystko dookoła rozwalać.
Na szczęście ta gehenna trwała do listopada, kiedy to w końcu się wyprowadzili. Muszę jedno przyznać. Nic nam w tym czasie nie zginęło. Nasi współlokatorzy nie zapraszali do siebie obcych ludzi i nie urządzali imprez, ale za nic w świecie nie chciałabym mieszkać z takimi ludźmi, którzy nie potrafią, albo nie chcą utrzymywać porządku wokół siebie. Jedno też mi się stwierdzenie nasunęło do głowy, że Polacy uważają, że jeżeli ktoś ma lepiej – lepiej zarabia, to jego zasranym obowiązkiem jest sponsorowanie biedniejszych rodaków. Wniosek jest taki, że czasami lepiej wcale nie pomagać. Pomożesz raz, a już się nie odczepisz, a jak potem odmówisz, to obraza jest na całego.
2 komentarze
Magdalena SfinksBeth Ulanowicz
Bardzo mi sie spodobal Twoj blog i od pierwszego zerkniecia postanowilam, ze bede na nim czestym gosciem, ale po tym wpisie wielbie Cie na wieki. Przezylam kubek w kubek to samo z drogimi rodakami w Norwegii a nawet wiecej, bo doslownie dwa dni temu pozbylam sie gada-wspollokatora i przy okazji…wszystkich rzeczy, ze sztuccami, starym koszem na smieci i listwami przypodlogowymi wlacznie 😉 Ale wolnosc od tego indywiduum, zracego z mojej lodowki i nigdy za soba nie sprzatajacego jest wazniejsza. Wazniejsza 🙂
Pozdrawiam z z imnych teraz jak szlag okolic Oslo 🙂
Agnes
Dziękuję:) O rany to moi współlokatorzy nie byli tacy straszni w porównaniu do Twoich. To życzę powodzenia na samodzielnych śmieciach:) Pozdrawiam serdecznie:)