Kreta praktycznie czyli co gdzie i jak.
Na Kretę jest wiele połączeń lotniczych. Najczęściej leci się się albo do Heraklionu albo do Chania. My ze względu na ceny biletów wybraliśmy lotnisko w Chania. Lotnisko jest niewielkie i puste. Prawdopobnie w sezonie jest tu więcej osób i być może zamknięte punkty są czynne. W każdym razie w razie czego można zakupić coś do jedzenia zarówno w hali odlotów jak i na piętrze przy bramkach – oczywiście w cenach wyższych niż np. w centrum Chania.
Na lotnisku Chania jest kilka stanowisk wypożyczalni samochodów. My tradycyjnie bukowaliśmy auto wcześniej ale myślę, że nie ma problemu aby zrobić to na miejscu. Jeżeli nie mamy auta to do centrum dojedziemy autobusem – przystanek jest zaraz przy wyjściu z terminala albo taksówką (autobus nie jeździ zbyt często).
Jeżeli chodzi o noclegi to Kreta oferuje ich całe mnóstwo. Jestem pewna, że w sezonie ceny są wyższe ale kiedy my byliśmy czyli w maju ceny (jak na takie miejsce) były w bardzo przystępne. Pokoje czyste, zero robactwa (w każdym razie nic nie zauważyłam) i z łóżeczkiem dziecięcym. W jednym z hoteli mieliśmy w cenie śniadanie i….było naprawdę super. Noclegi standardowo bukowaliśmy sporo wcześniej.
Na Krecie punkty pocztowe są bardzo widoczne. Skrzynki w żółtym kolorze można znaleźć bez problemu. Znaczki można kupić zarówno na poczcie jak i w sklepikach z pamiątkami.
Kartki tak samo można kupić i na poczcie i w sklepikach z pamiątkami. Ceny są oczywiście różne i ta sama kartka może być dwa stoiska dalej o połowę tańsza.
Pamiątek na Krecie jest całe mnóstwo. Ceny jak wspomniałam powyżej różnią się – inne ceny są w Chania a inne w Heraklionie. Gdzieś czytałam, że drożej jest w Heraklionie. Ja uważam, że to Chania jest droższa. Kremy z oliwek najlepiej kupić na lotnisku w Chania – jest to ewenement ale na lotnisku mają najniższą cenę. Duży wybór kreteńskich miodów jest w supermarketach.
Pamiątki znajdziecie na nabrzeżu w Chania (jest taniej) w centrum Chania (wyższe ceny), w hali targowej (drogo), w Heraklionie na deptaku (najtaniej), w Rethymno na promenadzie i w twierdzy.
Pamiątki jak wszędzie od koloru do wyboru. Magnesy, kubki, breloki, sery, miody, przyprawy i masa chińskiego badziewia.
Jeżeli chodzi o jedzenie to jak zwykle będzie osobny wpis. Na Krecie jest ogromna ilość przeróżnych knajpek ale niestety można trafić różnie. To co jest fajne to masa cukierni w których można kupić kawę (obowiązkowo frappe) na wynos, kanapki i oczywiście niestamowite wypieki. Ceny różne ale nawet na polską kieszeń spokojnie coś się znajdzie.
Na Krecie jest mnóstwo sklepów i sklepików. Z tych znanych to oczywiści Lidl w którym są najniższe ceny. Jest jeszcze Bazaar, ΣΥΝ.ΚΑ, Chalkiadakis i masa małych marketów w których jest o wiele drożej – zwłaszcza przy plaży. Polecam też ogromny market JUMBO w którym można się obkupić w kosmetyki, ubrania i zabawki dla dzieci (plażowe pierdoły).
W Lidlu znaleźliśmy polskie kabanosy, świetne tzatziki (serio były prawie jak domowe) i fajne twarogowe „sałatki”.
Na Krecie obowiązkowym punktem jest zwiedzenie pałacu w Knossos. Dla jednych kupa kamieni dla innych kawał historii. Ja polecam i oczywiście zdam relację w kolejnym poście.
Kupując bilet do pałacu w Knossos za dodatkowe kilka euro można kupić bilet do Muzeum Archeologicznego w Heraklionie. Polecam taki myk ponieważ muzeum jest niesamowite. Naszpikowane przedmiotami z wykopalisk w Knossos i nie tylko. Zobaczyć na żywo figurki które zna się z fotografii podręcznika do historii jest niezapomnianym wrażeniem.
Zawsze chciałam zobaczyć Monastyr Arkadia. Trochę inaczej go sobie wyobrażałam ale nie zawiodłam się. Miejsce chociaż jest na uboczu to całkiem sporo w nim turystów. W każdym razie warto zboczyć z głównej trasy i zobaczyć ten zabytek.
Z trzech planowanych plaży dojechaliśmy tylko do jednej. Z jednej zrezygnowaliśmy ze względu na trudny dojazd (z wózkiem dziecięcym raczej byśmy do niej nie dotarli) a po tej którą zaliczyliśmy odechciało nam się kolejnej (w poście o podróży na Kretę napiszę dlaczego). Podejrzewam, że latem jest na Elafonisi fajnie – pomijając tylko fakt, że są tu straszne masy plażowiczów. W maju pizga tak, że marzy się o kurtce puchowej. Czy plaża faktycznie jest taka bajkowa? Mnie osobiście nie rzuciła na kolana a na pewno nie po trasie którą zrobiliśmy żeby do niej dotrzeć.
Jak każde państwo tak i Kreta ma swoje krajowe perełki. Taki np. automat do tankowania różni się od tych które znamy. W wielu toaletach można spotkać kartki informujące że wrzucanie do sedesu papieru toaletowego jest niewskazane. Wino w szklanych butelkach i dziwny sposób wyjmowania pieczywa (wcale nie jest taki higieniczny) też może zaskoczyć.
Kreta to masa bezpańskich kotów i psów. O ile te pierwsze jakoś dają sobie radę tak psy….biedne, wychudzone bardzo często żebrzą pod sklepami.
Co my przywieźliśmy z Krety? Standardowo alkohol czyli nalewkę wiśniową, raki, ouzo i wino. Od czasu Maroko zbieram niebieskie miseczki więc z Krety przywiozłam sobie kolejną do mojej kolekcji. Nie obyło się bez przypraw czyli tymianku, liści laurowych, oregano i gotowych mieszanek do fety, kartofli itd. Obowiązkowo musiałam sobie przywieźć magnesy, mydło oliwkowe i oczywiście krem. Grecja jest pełna „obscenicznych” pamiątek a my zapomnieliśmy kart do gry więc….kupiliśmy takie bardzo ekhm greckie.