Marokańskie smaki czyli o magicznej kuchni Maghrebu.
Od razu uprzedzam, że nie jestem znawcą kuchni marokańskiej – niestety przez tydzień nie spróbowałam wszystkich specjałów tej bardzo jakby nie było przepysznej kuchni. Jadąc do Maroko nastawiałam się na naprawdę dobre jedzenie…i nie myliłam się. Przyznam się, że pod koniec wyjazdu tęskniłam już za swojskim kartoflem ze śledziem (tak po kaszubsku), ale kuchnia marokańska urzekła mnie mocno i kilka rzeczy postaram się wdrożyć do mojego kucharzenia.
Na kuchnia Maghrebu rozwinęła się pod ogromnym wpływem kultury arabskiej, ale jednocześnie pozostając pod ogromnym wpływem kuchni śródziemnomorskiej i berberyjskiej. Znajdziemy w niej masę ziół takich jak: papryka, czosnek, cebula, pietruszka, oregano, biały i czarny pieprz, kolendra, mięta, szafran, cynamon, imbir oraz mieszanki przypraw: harissa i muskat. Kuchnia Maghrebu to masa owoców (cytrusy, figi, jabłka), warzyw (cukinia, bakłażan, marchew, ciecierzyca, pomidory, soczewica, oliwki a co za tym idzie oliwa), bakalii (orzechy, daktyle, rodzynki, migdały), kasz (kuskus), ryb i owoców morza, oraz mięsa bo kuchnia marokańska bardzo mocno opiera się na mięsie (baranina, jagnięcina, drób, wołowina). Gdzieś wyczytałam, że wegetarianie mogą mieć problem z jedzeniem w Maroko – to nie prawda, są i potrawy typowo wegetariańskie.
To co ciekawe – bo to przecież Afryka, Maroko ma zupy. Oczywiście śmieję się z tej Afryki bo będąc w Maroko pod koniec marca zmarzłam nieludzko i taka zupa nieźle mi poprawiała ukrwienie i samopoczucie. Najsłynniejszą, marokańską zupą jest zupa harira. To zupa z pomidorów i w zależności od fantazji – fasoli, mięsa, ciecierzycy, soczewicy. Jest niesamowita i świetnie rozgrzewa.
Drugą, popularną zupą marokańską jest zupa warzywna i trzecią, której niestety nie spróbowałam zupa rybna.
Zaczęłam od zup ale tak naprawdę powinnam od sałatek. W Maroko oczywiście jest sałatka….marokańska (tak nawiasem czy jest coś takiego jak polska sałatka?). To sałatka z pomidorów i zielonej papryki – niezła ale….
coś o niebo lepszego to sałatka z bakłażana na słodko. Uwierzcie mi – niebo w gębie.
Spróbowałam też sałatki z pomarańczy (doprawiona cynamonem i cukerem pudrem) albo raczej wariacji na jej temat.
W jednej z knajpek jedliśmy też tzw. sałatkę szefa (talerz warzyw – kukurydza, sałata, marchew, ziemniaki, buraki, fasolka szparagowa, ogórek plus ryż, tuńczyki, jajko i majonez) – nie powiem było to smaczne ale….chyba mało marokańskie.
Za to marokański hummus….niesamowity.
I oliwki, które często są podawane w ostrej, paprykowej paście lub z kwaśnymi warzywami (ogórki, marchew). Nie muszę wspominać, że tanie jak barszcz.
A na drugie obowiązkowo tajin albo kuskus 🙂
Co to takiego ten tajin/tadżin? To potrawa złożona z warzyw i mięsa lub ryby, która swoją nazwę zawdzięcza naczyniu w którym jest podawana. Jest to gliniane naczynie w kształcie stożka (składa się z misy i przykrywki) w którym przygotowuje się dania – takie jednogarnkowe. Tajin podobno można zrobić w domu na gazie, ale ja bym do tego podeszła ostrożnie.
Tadżiny wypróbowaliśmy praktycznie wszystkie (nie jedliśmy wersji wegetariańskiej ale zważywszy na fakt, że w każdym jest masa warzyw to mniej więcej wiemy o co chodzi). Dla mnie najlepszy był z rybą (nie wiem co to była za ryba ale była bardzo delikatna i smaczna). Do tego przepyszne warzywa – wszystko to gotuje się powoli we własnych sokach.
Jedno co mnie trochę odrzucało w tym daniu to kawałki kości i szkieletów.
Kuskus najczęściej podawany jest w wersji warzywnej ale jest też opcja mięsna. Kuskus najczęściej przygotowuje się w specjalnych garnkach tzw. kuskusjerach 🙂 To taki specjalny, podwójny garnek w którym na dnie gotuje się warzywa, a w drugim garnku – na samej górze dochodzi do siebie na parze kasza kuskus (górny ma dno z dziurkami). Jest to niesamowicie zdrowe i smaczne danie.
Kuskus podawany jest również jako dodatek np. do szaszłyków.
A marokańskie szaszłyczki….palce lizać.
Podróżując i nie znając języka w którym jest napisane menu (w Maroko jest to język francuski) można czasami naciąć się na dania -„niespodzianki”. My takie „niespodzianki” zaliczyliśmy dwie – aczkolwiek tak nie do końca to były wtopy. Pierwszym daniem była Aidża czyli kulki mięsne z jajkiem. To było średnie – być może za sprawą mięsa, które było suche i łykowate.
Drugą średnio trafioną niespodzianką było danie, które zwie się seffa. To danie na słodko składające się z makaronu vermicelli, rodzynek, migdałów, pomarańczy, kurczaka i masy cynamonu i cukru pudru. Wiem, że jeszcze są wersje z suszonymi śliwkami, figami, daktylami i śmietaną. To nie było złe, ale nie pasował mi w tym daniu ten makaron, a druga sprawa to jak już wiecie nie przepadam za daniami na słodko. W Maroko absolutnie do wszystkiego podaje się chleb, który jest obłędnie pyszny i wygląda jak wielka ,rozpłaszczona buła. Chleb służy Marokanom za widelec ponieważ w Maroko je się palcami pomagając sobie chlebem. Spokojnie – w restauracjach są widelce.
Z ciast spróbowaliśmy jedynie kruchych ciastek, które miały ciekawy, słodko-słony smak i były z kminkiem.
Z deserów spróbowaliśmy jeszcze bardzo popularne w Maroko naleśniki z dżemem pomarańczowym.
Naleśniki to też główny składnik śniadania marokańskiego. A naleśniki są w Maroko różne. Pierwszy to msemen. Ten naleśnik robiony jest z mąki kukurydzianej i pszennej i ma kształt kwadratowy. Jest kruchy i nie da się go zwinąć w rulon (no chyba, że zaraz po usmażeniu). Ja go smarowałam dżemem i jadłam jak pizzę. Smakuje inaczej niż typowe naleśniki ale jest tak samo smaczny.
Drugi naleśnik to baghrir czyli naleśniki tysiąca i jednej dziurki. Wyrabia się go z mąki pszennej i kaszy manny. Jest bardzo delikatny i mięciutki i taki…dietetyczny w smaku.
Jak już jesteśmy przy śniadaniu to pewnie jesteście ciekawi co się dostaje na marokańskie śniadanie 🙂 Oprócz naleśników dostawaliśmy chleb, masło, konfiturę pomarańczową, jajka, słodkie bułeczki, serki topione, oliwki. Zawsze duży dzbanek kawy i trochę mniejszy mleka oraz herbatę miętową.
Jeżeli chodzi o napoje to w Maroko jest raj dla wielbicieli wyciskanych soków. Tutaj pomarańcze mają zupełnie inny smak, a soki sprzedawane są w śmiesznych cenach.
Jako nowość spróbowaliśmy soku z pomarańczy i imbiru.
Maroko to przede wszystkim herbata miętowa. Nie muszę wspominać, że tutaj mięta, podobnie jak pomarańcze ma zupełnie inny aromat – niesamowicie intensywny.
Sposób podawania herbaty miętowej to cały rytuał. Praktycznie w każdej restauracji kelner nalewa ją sam do małych szklaneczek. Niektórzy nalewają ją unosząc czajnik aż nad głowę – dzięki temu herbata jest spieniona. Czasami podawana jest z osobnym cukrem, a czasami już jest posłodzona. Taka herbata to obowiązkowy punkt zwiedzania Maroko.
Jeżeli chodzi o kawę to wszystko zależy od tego czy restauracja ma ekspres, jeżeli go nie ma to ta kawa dupy nie urywa. Tam gdzie jest ekspres – kawa jest genialna.
W Maroko oczywiście znajdziemy też pełną gamę napojów gazowanych, którymi mieszkańcy Maroko namiętnie się opijają.
I na konie coś czego wszyscy są ciekawi czyli alkohol. Pewnie się zdziwicie ale Maroko ma swoje winnice i produkuje doskonałe wina. Jak można się domyślić w Maroko picie alkoholu nie jest mile widziane ale są restauracje, kluby w którym jest dostępny. Są również sklepy w których można zakupić m.in. wina marokańskie. Z sześciu win jakie zakupiliśmy tylko jedno było słabe (sikacz) i możemy spokojnie Wam polecić wina z tego regionu (świetne jest Touareg). O tym gdzie konkretnie kupiliśmy alkohol napiszę w poście „Maroko praktycznie”.
Jak widzicie – zostałam fanką marokańskiej kuchni. A jeżeli chcielibyście poczytać więcej to zapraszam do wpisu i całego bloga mojej koleżanki Doroty zajrzyj tutaj , na którym znajdziecie masę informacji na temat Maroko i Hiszpanii.
I jeszcze adresy:
Z pewnością mogę Wam polecić uroczą knajpkę w Al-Sawira „La tolerance” no 7 Houmane El Fatouaki | la medina, As-Sawira. Tutaj wszystko nam smakowało – do tego fantastyczna obsługa, dziadek „rzępolący” marokańską muzykę – to knajpka z prawdziwym, marokańskim klimatem.
W Marrakeszu na pewno koniecznie trzeba zajrzeć do Marrakech Henna Art Cafe adres: 35 Derb Sqaya, Riad Zeitoun Al Kdim, Marrakesz. Tutaj dobrze zjecie i przy okazji możecie zrobić w bardzo dobrej cenie przepiękną hennę na ciele (o tym jeszcze też napiszę).
W Rabacie polecam marokańską knajpkę w której posilają się również tubylcy (znaczy jest dobra) – Dar Naji, adres: Rue Jazirat Al Arab, Bab Al Had, Rabat – tutaj zobaczycie jak się przyrządza herbatę miętową i polecam miejsce na tarasie.
Źródełka:
Kropla Arganu – blog Doroty
Maroko – przewodnik. Wydawnictwo National Geographic 2011.
2 komentarze
Lila i Jurek
Szkoda, że nie próbowała Pani ryb i owoców morza w restauracyjkach przy targach w portach. Zachęcamy Panią do skonfrontowania Pani wrażeń z Maroka z naszymi, opisanymi na naszym blogu: http://www.podrozeliliijurka.blogspot.pl
Agnes
Mam zasadę, że w podróży nie jem rzeczy po których mogę być chora, a druga sprawa to nie lubię. Dzięki, na pewno zajrzę do Państwa!