Szwecja na co dzień,  Z życia wzięte

Miesięczny bilans czyli pierwsze plusy i minusy.

Właśnie minął miesiąc od mojego przyjazdu na szwedzką ziemię. To chyba dobry moment na małe podsumowanko. Tak sobie postanowiłam, że co jakiś czas będę coś takiego robić. Kolejne podsumowanie zrobię za 5 miesięcy czyli pół roku po mojej przeprowadzce do Szwecji. No to zaczynamy.

Najpierw plusy:

1.Czystość.          

Tu naprawdę jest bardzo czysto i strasznie mi się to podoba. Jest wiele śmietników i na ulicy praktycznie nie widać śmieci. Za miastem również nie ma śmieci na poboczach. Tu ludzie nie wywożą śmieci do lasu, ani nie zostawiają na poboczach przy okazji postoju na tzw. siku. Oczywiście nie jest idealnie, bo są dzielnice w których tych śmieci widać więcej. Z reguły są to dzielnice zamieszkane przez mniejszości etniczne pochodzące z Afryki i Azji, ale też przez naszych rodaków.

2. Mili i uprzejmi ludzie.  

Nie wiem, może idealizuję ale naprawdę wydaje mi się, że  tutaj ludzie pomimo wiecznej ciemności są bardziej pogodni i uśmiechnięci. Mam wrażenie, że ludzie nie taksują tak jak u nas, a na pewno nie gapią się w okna. Przecież w Polsce czasami nie mogłam posiedzieć na balkonie bo co trzeci przechodzień lampił się na nasze balkony. Tylko coś się robiło przy kwiatach, sprzątało balkon to od razu każdy przechodzący dołem gapił się w górę, a już nie wspomnę o pijaczkach. Tutaj ludzie nie mają firanek i nie martwią się tym, że ktoś będzie im się lampił w okna. Oczywiście jako Polka z krwi i kości nie mogę się powstrzymać od zerkania w okna gdy wracam wieczorem do domu. ale robię to już coraz rzadziej!

3. Zieleń.

Tu nie ma praktycznie parków – tu są lasy. Ja w zasadzie mieszkam w lesie. Moja dzielnica jest jakby wkomponowana w las iglasty. Najmniej zielone jest centrum miasta ale wydaje mi się, że tej zieleni i tak w nim jest zdecydowanie więcej niż w takim Trójmieście. Za miastem są już totalne lasy. Przez to jest tu też inne powietrze. Miasto też jest bardzo ukwiecone. W każdym mieście przez które przejeżdżałam była cała masa kwietników. Wszystko jest bardzo ładnie skomponowane i zadbane. Wiem, bogate państwo które stać na to ale z drugiej strony czy Gdańsk nie wywalił góry pieniędzy zlecając wykonanie i postawienie straszaka-kwiaciaka na Hucisku?

4. Brak bezpańskich zwierząt.  

Zawsze marzyłam o tym żeby mieć psa lub kota. Nawet był projekt, żeby zaadoptować kota w Polsce i przywieźć go do Szwecji. Niestety, Lupinda skutecznie nam te plany popsuła. Druga sprawa, to żeby wwieźć do Szwecji jakiekolwiek zwierzątko to trzeba je zaszczepić przeciwko wściekliźnie, oczipować i wyrobić paszporcik. W związku z tym musiałabym mieć delikwenta z całym pakietem albo trzymać w domu wystarczająco długo przed wyjazdem, na co moja Mama by krzywo patrzyła. Schroniska nie chcą też dawać zwierząt które mogą zostać wywiezione za granice, a ja nie  będę kupować kota wiedząc, że tyle biedaków tuła się po świecie. Za to tutaj nie ma czegoś takiego jak bezpańskie zwierzęta. Są dzikie zwierzęta ale psy i koty do nich nie należą. W związku z tym nie znajdę sobie dzikiego kotka na podwórku bo tutaj takich nie ma. Zwierzęta są albo udomowione albo w schroniskach. Kot spacerujący bez obróżki jest wręcz ewenementem. A kotów jest tutaj całkiem sporo i są bardzo przyjaźnie usposobione. Taaa przyznaję się bez bicia, mam w torbie paczkę kocich przysmaków i jak widzę sierściucha to go częstuję. Pan B. twierdzi, że przekupuję wszystkie koty dookoła. Psów też jest sporo, a najwięcej jest pudelków. To jest kraj pudli. W życiu nie widziałam tyle psów tej rasy. Codziennie widzę przynajmniej jednego pudla! Przyznam się, że nie przepadałam nigdy za tymi psami. Uważałam, że są to głupie psy. Do czasu. Pan B. miał pudelki i tyle mi o nich naopowiadał, że zmieniłam zdanie. Przeczytałam też fajną książkę o pudelku autorstwa Romualda Pawlaka „Póki pies nas nie rozłączy„. Polecam! Swoje zdanie na temat pudli totalnie zmieniłam gdy pewnego razu byliśmy w sklepie spożywczym. Zaszliśmy do tego sklepu zupełnie przypadkiem i na wejściu natknęliśmy się na przyczepionego do ramy małego pudelka. Ten piesek totalnie złamał mój dystans do tych psów,  był po prostu boski. Nawet nie szczęknął ale cały czas nam się przypatrywał i miał spojrzenie pt. „ale co Wy chcecie ode mnie, przecież nic nie zrobiłem złego”. No i chyba będziemy mieli pudelka ale niestety w Szwecji pudle są bardzo drogie i musimy takiego malucha  upolować w Polsce. Kota też oczywiście będziemy mieli.

5. Stosunek do zwierząt.

Brak bezpańskich zwierząt na ulicach to oczywiście wizytówka bogatego państwa, które stać na wyłapywanie zwierząt i zadbane schroniska. Co innego taka Serbia – chcecie zobaczyć problem z psami i kotami na ulicach? Pojedźcie do Serbii! Szwedzi bardzo dbają o swoje zwierzaki co widać np. po tym, że koty mają obróżki, a psy jak się tylko robi się chłodniej, paradują w specjalnych kubraczkach do których mają przyszyte lub przyczepione odblaski. Niektóre mają przy obrożach migające, czerwone światełka, które się uruchamiają wieczorem. Taki pies jest doskonale widoczny z daleka. A te psie ubranka……istna rewia mody. To w temacie domowych zwierzątek. Dzikie zwierzęta to inna historia. W każdym praktycznie sklepie jest dział z pokarmem i różńymi akcesoriami dla dzikich ptaków. Co kawałek widać na podwórkach wiszące kulki tłuszczowe albo karmniki dla ptaszków. Szwedzi bardzo dbają o dzikie ptaki. Druga sprawa, że jest ich tutaj naprawdę dużo. My też mamy karmnik na kule i karmnik na ziarno. Do naszego karmnika przylatują sikorki bogatka i modraszka, wróbelki, sroka-cwaniara którą trzeba gonić bo straszy małe ptaszki, no i kowaliki. Pod karmnikiem przechadza się też pan kos i pani kosowa. Osobiście czekam na gile. Oprócz ptaszków po podwórku kręcą się i inne dzikie zwierzęta. Dwa razy widzieliśmy zające i generalnie trzeba na naszym podwórku patrzeć pod nogi, bo można wdepnąć w trochę rzadkie bobki. Raz też przywędrowały pod nasze okna 4 sarny na wyżerkę gruszkową. Skąd te zwierzaki? Szwedzi mają na podwórkach drzewa owocowe – jabłka, gruszki i z tego co widzę nie zbierają tych owoców, tylko pozwalają im wisieć na gałęziach żeby ptaki miały co jeść, a potem spadać na ziemie gdzie nadal jedzą je ptaki np. kosy ale też zające, jeże i właśnie sarny, a na peryferiach łosie. Podobno zwierzaki wcinają też takie sfermentowane owoce no i potem….trochę im plączą się kończyny.

6. Komunikacja.

To jest dla mnie coś genialnego. Myślę, że ten punkt wymaga odrębnego wpisu bo też miałam ciekawą sytuację w tramwaju i muszę ją Wam opowiedzieć.W każdym razie możecie mi zazdrościć  bo nawet w Warszawie nie ma tak wspaniale zsynchronizowanej komunikacji miejskiej. co ja mówię, nie tylko miejskiej ale i podmiejskiej bo lotniska mają osobny transport. Mówię Wam, bajka!

7. Pyszne śledzie i kartofle.      

Jestem kartoflarą i mogłabym zostać testerem kartofli (i ogórków kiszonych) z przykrością stwierdzam, że polskie kartofle nie umywają się do szwedzkich. W Polsce jest tak, że nie wiesz na jakie kartofle trafisz. Raz są przepyszne, a innym razem mączne i bez smaku. Właściwie to nie rozumiem, czy nie można wyeliminować tych kiepskich rodzajów i sadzić te lepsze? W Szwecji kartofel zawsze smakuje tak samo. Do tego są umyte i wcale  nie są strasznie drogie. Uwielbiam też śledzie i trafiłam do raju śledziowego. Szwedzi mają pyszne śledziki w różnych zalewach i sosach. Bardzo mi zasmakowały śledzie z dodatkiem cynamonu i goździków, są naprawdę przepyszne. Niestety nie ma czegoś takiego jak matyjasy ale wypatrzyłam w sklepie opakowanie świeżych i wypatroszonych już śledzików z których można zrobić matyjasy.

8.Promocje w sklepach.    

Tak, Szwecja jest bardzo drogim państwem ale jeżeli się wie w jakich sklepach robić zakupy, to można za normalne pieniądze jeść całkiem luksusowe rzeczy. Jest kilka sieci sklepów i jedne robią bardzo dużo promocji, a inne mniej. Na takich promocjach można kupić rzeczy w cenach polskich, a czasami i niższych.

A teraz minusy:

1. Palenie w miejscach publicznych.      

 To jest coś czego ja nie mogę zdzierżyć i nie mogę wyjść ze zdumienia, że w Szwecji są dopuszalne takie sytuacje. Generalnie mam wrażenie, że tutaj pali więcej osób niż w Polsce i jestem tym bardzo zdziwiona. Nie będę wałkować tego, że papierosy kosztują majątek, ale że tak czyste i dbające o obywateli państwo, dopuszcza możliwość palenia w miejscach w których w Polsce nie wolno palić….normalnie szok. Na ulicy palenie to standard i co chwila muszę przyspieszać i wymijać osoby palące papierocha. Pety to też najczęstszy śmieć na chodnikach. To jednak nic w porównaniu do palenia na przystankach autobusowych, peronach pociągów i przystankach tunnelbany znajdujących się na powierzchni – na nich można palić! Dla mnie to duży minus i mam nadzieję, że wprowadzą zakaz palenia w takich miejscach – do tego oczywiście jest masa petów bo palacz nie może zanieść swojego peta do kosza, fuj!

2. Murzyni.

Nie to że jestem rasistką ale wkurza mnie  to, że Murzyni syfią na ulicach. Wiem, że nie wszyscy to robią ale np. byłam świadkiem, gdy podjechał samochód z włączoną muzą na ful i z którego wysiadł Murzyn i podążył w nieznanym kierunku. W samochodzie zostali pozostali pasażerowie. Widziałam jak się kiwali w rytm jakieś swojej, autochtonicznej muzyki. Całkiem fajnie to nawet wyglądało, bo przecież oni mają niesamowite wyczucie rytmu. Dobre wrażenie skończyło się gdy wrócił Murzyn, wsiadł do auta i odjechał z całą załogą……a na ulicy została góra śmieci z McDonald’s. Ciężko im było ruszyć dupę z auta i wyrzucić śmieci do śmietnika. Wiem, Szwedom się pewnie też zdarza robić syf, ale ja naprawdę nie widziałam, żeby Szwedzi rzucali papiery tam gdzie stoją za to Murzynów widziałam wiele razy syfiących.

3. Rozwydrzone dzieci.         

Wychowanie dzieci w Szwecji to temat na odrębny wpis. Tu chyba znowu wyjdę na jakąś rasistkę ale gdy jadę tunnelbaną i słyszę, że jakieś dziecko się drze jak opętane,  to jest to z reguły dziecko murzyńskie albo arabskie. Mamusie są z reguły zajęte rozmową z przyjaciółeczką i ani myślą uciszać swojego potomka. Kiedyś siedziałam koło takiej Arabki z synkiem. Nie powiem, chłopczyk był bardzo grzeczny, ale niestety zaczął się trochę nudzić i wyciągnął z kieszeni wózka jakaś chustę która mu spadła na ziemię. Arabska mamusia zaczęła  do niego burczeć, a gdy ja podniosłam chustę i jej podałam, to nawet mi nie podziękowała, nie mówiąc o tym żeby się uśmiechnęła. Co ja mówię o uśmiechaniu. Arabska mamuśka miała taki wredny wyraz twarzy, że aż się wszystkiego odechciało – ja na pewno już nie będę miła dla arabskich mamusiek. Tak nawiasem to bardzo mi z  tym wrednym wyrazem przypominała jedną ciocię.

4. Głaskanie czyjegoś pupila.      

W Polsce jest tak, że właściciel psa jest dumny z tego gdy ktoś go zaczepi i pochwali jakiego ma fajnego pieska i raczej nikt się nie pyta czy może pieska pogłaskać. Druga sprawa to psy z reguły same obskakują i się proszą o głaskanie. W Szwecji tak nie jest. Któregoś razu gdy zjeżdżaliśmy z Panem B. windą, na którymś piętrze do windy wsiadła pani z pieskiem. Oczywiście od razu zaczęłam zagadywać do pieska, a że wykazywał radość z mojego zainteresowania to go zaraz pogłaskałam. Chwilę potem dowiedziałam się, że w Szwecji nie wolno takich rzeczy robić. Nie wolno głaskać bez pozwolonia czyjegoś psa! Z jednej strony to dobrze bo w sumie nie wiemy czy ten pupil nie jest jakiś wredny, no i te psy jakoś tak nie obskakują, ale to  akurat jest fajne bo nie ma się upapranych spodni.

5. Szwedzkie ogórki są do d……      

Oczywiście chodzi mi o ogórki konserwowe i takie pseudokiszone. Nie przetestowałam jeszcze wszystkich ogórków konserwowych ale co jakieś kupuję to mam wrażenie, że ich zalewa składa się głównie z octu i nawet dla takiej wielbicielki kwaśnych rzeczy jak ja jest to lekką przesadą. Jeżeli chodzi o ogórki kiszone, to są to ogórki w jakieś zalewie składającej się chyba tylko z soli. Nie jest to jadalne, aczkolwiek kilka zjadłam do obiadu bo szkoda mi było ich wyrzucić. Na szczęście odkryłam boskie ogórki kiszone (oczywiście polskie) w jednym sklepie i jestem uratowana

6. Ochrona podwynajmującego.      

 W Szwecji ochrona podnajmujących to jakiś czeski film. Brak mi słów.

7. Rodacy z Polski.               

Temat rzeka i na pewno mu poświęcę osobny wpis. Osobiście nic mnie, odpukać jeszcze złego nie spotkało ze strony rodaków. Niestety tyle się nasłuchałam, że wolę unikać kontaktów z Polonią. Krótko mówiąc – pomożesz raz, a już się nie odczepisz. Wcześniej pisałam o syfiących Murzynach – my, Polacy jesteśmy nie lepsi. Nie wiemy co to segregacja śmieci. Nie szanujemy czyjeś własności. Syfimy dookoła siebie i jeszcze dalej. Wiecie co? Czasami wstyd się przyznać do tego, że jest się Polakiem. Czasami nie wyciągam w tunnelbanie książki z torebki, gdy słyszę język polski koło siebie. Jest mi bardzo przykro, że mamy taką opinię.

8. Szwedzki chleb.    

To jest masakra. Szwedzki chleb jest niedobry i o tym wiem już od dawna. Wiedząc o tym, na kilka miesięcy przed wyjazdem przestałam jeść chleb. Chciałam się odzwyczaić bo wiedziałam, że szwedzkiego chleba nie będę jadła, a poza tym co tu ukrywać chleb ma dużo kalorii, a ja chciałam się pozbyć sadełka. Wyszło przyjemnie z pożytecznym:) Tutaj jem kanapki z pieczywa WASA, którego jest o wiele większy wybór niż w Polsce. Pan B. upoluje czasami polski chleb w dobrej cenie, ale wiecie jaki jest ten chleb? To jest taki, gorszy, polski chleb więc ja za nim nie szaleję.

Miało być mało i krótko, a wyszedł cały esej. Następne podsumowanie w lutym.

3 komentarze

  • Gabi

    Zaczęłam sobie przeglądać Twoje stare wpisy, bo odkryłam, że tych dawnych nigdy nie czytałam 😀 A fajne miałaś te początki ;))
    Ale aż się nie mogę zgodzić z 6 z pozytywów ;P Po 6 latach mieszkania w Warszawie i 2,5 tutaj, z każdym kolejnym miesiącem tęsknię za komunikacją warszawską 😉 To niebo a ziemia, gdzie niebo wciąż leży w Polsce 😉 Teraz już mniej narzekam, bo z komunikacji miejskiej korzystam może ze 4-5 razy w miesiącu, a i tak co i rusz są problemy. Ale gdy jeździłam na co dzień, to przez miesiąc potrafiłam mieć wiecej problemów komunikacyjnych niż przez 6 lat w Warszawie łącznie. Zresztą nasza „stolyca” jest uznawana za jedno z najlepszych miast w Europie, jeśli chodzi o komunikację miejską, i w 100% się z tym zgadzam 😉

    • Agnes

      To ja jakaś szczęściara chyba jestem, bo jeżdżę komunikacją codziennie i tylko raz trafiłam na awarię metra ale zaraz podjechało drugie. Za to pendlem nigdy więcej gdy się gdzieś spieszę i mam opcję dojazdu autobusem (nawet z kilkoma przesiadkami). Warszawy praktycznie nie znam więc nie mogę się wypowiadać ale w porównaniu do komunikacji trójmiejskiej nasza , sztokholmska to niebo a ziemia 🙂 i będę jej nadal bronić 😉 ale z chęcią posłucham drugiej strony 🙂 a początki faktycznie były „fajne” :/

    • Gabi

      No to faktycznie sporo szczęścia 🙂 Bo mi już kilkakrotnie się zdarzyło tu trafić na calkowite wyłączenie metra na dłuższy czas, to podstawienie autobusu zastępczego nieraz zajmuje godzinę czy dłużej… Dlatego wolę chodzić pieszo, gdziekolwiek mogę 🙂
      Ja z kolei co do Trójmiasta się nie wypowiem, bo nie znam aż tak 🙂 Mój Lublin niby też 100 lat za Murzynami, a przynajmniej za Sztokholmem – ale tłumaczę to sobie tym, że jak stolica, to inna bajka… Bo jednak gdy porównam np. do Malmo, to jednak wolę komunikację w Lublinie 🙂