Austria,  Liechtenstein,  Niemcy,  Szwajcaria

Nigdy nie mów nigdy – niemiecka wycieczka do Liechtenstein.

Czy ja mówiłam, że nigdy przenigdy nie pojedziemy na zorganizowaną wycieczkę? Taaa nigdy nie mów nigdy. Dwa lata temu w ramach wykorzystania punktów z programu bonusowego postanowiliśmy kupić bilety do Monachium i odwiedzić naszą rodzinę mieszkającą w Badenii. Umawiając się na przyjazd usłyszeliśmy, że ciocia z wujkiem akurat na nasz pobyt mają wykupioną jednodniową wycieczkę objazdową – Liechtenstein i Austria. Zapytali czy chcemy jechać a my chcąc z nimi spędzić więcej czasu zgodziliśmy się. Wycieczka nie była jakaś strasznie droga, a Liechtenstein kusiło mocno. Chcieliśmy też zobaczyć czy faktycznie jest taka ogromna różnica pomiędzy polska a niemiecką wycieczką. 

Wycieczka była jednodniowa więc wyjazd był wczesnym rankiem. Towarzystwo wycieczkowe okazało się być mocno powyżej 50 roku życia. Ucząc się dwa lata niemieckiego milion lat świetlnych temu nie za wiele kumałam z tego co mówiła pilotka. To co mi się podobało w niemieckich współtowarzyszach to każdy wchodzący do autobusu mówił głośno dzień dobry. Na koniec wycieczki było do widzenia. Coś co u nas jest niespotykane.

 

Wycieczka zaczęła się małym zongiem. Niestety okazało się, że pogoda się popsuła i być może wcale nie pojedziemy do głównego punktu czyli Liechtenstein. Miny nam trochę zrzedły zwłaszcza, że jako punkt zastępczy dostaliśmy Neuhausen am Rheinfall w którym byliśmy poprzedniego dnia. Na szczęście wodospad reński tym razem oglądaliśmy z drugiej strony. No i standardowo – 15 minut na krótki spacer i z powrotem do autokaru.

W Szwajcarii pogoda była niezła więc pilotka zarządziła, że jedziemy do Liechtenstein. W księstwie dosiadła się do nas miejscowa przewodniczka i od razu przypomniała mi się przewodniczka z Belgradu zajrzyj tutaj i Kijowa zajrzyj tutaj . Chwaliła się ile wlezie. Normalnie jakbym radzieckiej propagandy słuchała. Pierwsze co zrobiliśmy to wjechaliśmy na wzgórze z którego rozciągał się widok na Vaduz. Myślałam, że stamtąd podjedziemy pod zamek książęcy do którego nie można wejść ale można go obejrzeć z zewnątrz. Niestety zjechaliśmy na dół do miasta a w mieście zaczął padać deszcz. Podobno mieliśmy mieć przejażdżkę jakąś kolejką dla turystów ale ze względu na opady deszczu przejażdżka nie wypalił. Zaczęli nas za to wozić autokarem w te i z powrotem. Kiedy zobaczyłam drugi zamek w oddali mało szlag mnie nie trafił.

W końcu deszcz przestał padać więc wysadzili nas pod głównym kościołem Vaduz po którym oprowadziła nas przewodniczka. Następnie zaprowadziła nas na główny plac miasta, powiedziała parę słów, wzięła od pilotki kopertę i tyle ją widzieli. My dostaliśmy pół godziny na łażenie po deptaku i z powrotem do autobusu.

 

Ruszyliśmy w kierunku Austrii. 

W Austrii zawieźli nas do knajpy z widokiem na winnice. Widać to standard wszystkich wycieczek. Wywożenie wycieczek do wybranej knajpy która funduje za to darmowy posiłek kierowcy i pilotce. Nie zdążyliśmy usiąść do stolika kiedy pojawiła się nasza ciocia która gdzieś w międzyczasie zniknęła. Ciocia przez przypadek dowiedziała się o zmianie planu wycieczku. Mianowicie zamiast Bregencji w której mieliśmy zobaczyć teatr na wodzie w planie pojawiło się niemieckie miasteczko Meersburg. Prawdę mówiąc mi było wszystko jedno. Byłam w ciąży i miałam ochotę usiąść na chwilę i czegoś się napić. Nawet wolałam zobaczyć to niemieckie miasteczko które musieliśmy pominąć jadąc z Monachium do wujków niż jakiś teatr na wodzie. No ale nasza ciocia się zawzięła, że musimy to zobaczyć. Druga sprawa to trochę nas wkurzyło, że podjęto decyzję bez wiedzy wszystkich podróżnych. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy padło pytanie o zmianę w programie.

Skończyło się tak, że wściekły kierowca zawiózł nas do Bregencji w której dostaliśmy 20 minut podczas których szybkim marszem doszliśmy do teatru. Szczerze? Byłam zawiedziona. Ok, może przedstawienie robi wrażenie (akurat wystawiali Carmen) ale chyba wolałabym posiedzieć w knajpce. Wolałabym wypić dobrą kawę i popatrzeć na winnice. 

 

Za to Meersburg bajka. To był najfajniejszy punkt tej wycieczki. 

I to by było na tyle. Zobaczyłam jak wygląda zagraniczna wycieczka objazdowa. Szczerze mówiąc zero różnic. Te same taktyki. Ludzie może trochę inni bo i bardziej uprzejmi i cisi. I bardzo zdyscyplinowani. Tacy prawdziwi, stereotypowi Niemcy. To co mnie zdziwiło to starsza pani z aparatem kompaktowym na klisze. Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę kogoś z takim aparatem. Zaraz sobie przypomniałam czasy kiedy miałam te 36 klatek i jak długo zastanawiałam się zanim zrobiłam zdjęcie.

A tak naprawdę to tę wycieczkę mogliśmy zrobić sami, a tak Liechtenstein uważam za niezaliczone. I nigdy więcej zorganizowanych wycieczek!