O nauce szwedzkiego ciąg dalszy czyli o sukowatych nauczycielkach.
Taadaam no to poziom grund zaliczony 🙂 Teraz półtora miesiąca wakacji i od stycznia kolejny poziom.
Powiem Wam szczerze, że trzeci kurs poziomu grund nie był taki łatwy. Pierwszy kurs ( tutaj możesz o tym przeczytać )nie był trudny, ale był małym szokiem po głaskaniu po głowie w SFI. Drugi kurs (tutaj możesz o tym przeczytać ) nie różnił się zbyt wiele od pierwszego i mam wrażenie, że na drugim nie ruszyłam zbyt wiele do przodu, nawet może się cofnęłam. Dlatego też kiedy usłyszałam, że na trzecim kursie prawdopodobnie będziemy mieli tę samą nauczycielkę to zazgrzytałam zębami. Czekało mnie kolejne półtora miesiąca robienia wielkiego nic. Między pierwszym, a drugim kursem mieliśmy miesiąc wakacji. Kurs trzeci zaczynaliśmy z marszu, no z jednym dniem wolnego. Tym razem już nas nie mieszali tzn. obie grupy pozostały w takim samym składzie, plus doszły nowe osoby (m.in. spadochroniarze). To oznaczało ciąg dalszy umizgów tych samych osób do tej samej nauczycielki, bo jak się okazało, blerwa miała rację i dostała kontynuację kursu w naszej grupie. Wspaniale :/ Na plus było to, że na kursie nie pojawił się nikt z Polski (ryzyko paplania po polsku zostało odwleczone). Za to raz usłyszałam jak wyszły dwie pańcie i zaczęły paplać na cały głos po polsku o dziwnych osobach w grupie. Taa lepiej uważać co się mówi bo nie wiadomo kto to usłyszy.
Na dzień dobry jak przy poprzednich kursach dostaliśmy rozpiskę na cały czas trwania kursu. Na trzecim kursie poziomu grund miało nie być testu ze zrozumieniu tekstu, ale za to „ukochany” przez wszystkich test ze słuchu. Generalnie miało być wszystkiego więcej. Końcowy egzamin z lektury i trzech dodatkowych noweli miał być egzaminem ustnym, a nie jak na poprzednich kursach testem pisemnym.
Lekturą tym razem miał być kryminał pt. „Zaginiona” czyli książka dla dorosłych i nadzieja, że będzie to coś w końcu ciekawego. Faktycznie, książka jest całkiem całkiem. Dla lubiących skandynawskie kryminały – jest przetłumaczona na język polski i mogę ją śmiało polecić. Przy tej książce odeszłam pierwszy raz od słownika. Przestałam tłumaczyć każde, nieznane mi słowo. To już nie jest książka dla dzieci z dużym drukiem i 100-tką stron – i tłumacząc słowo w słowo nie skończyłabym jej do końca kursu. Oczywiście mogłam strzelić cwaniaczka i przeczytać polskie tłumaczenie i mieć to z głowy. Nie zrobiłam tego, ale po przeczytaniu szwedzkiej wersji czytałam polską. Powiem Wam, że faktycznie przekład różni się od oryginału i warto czytać książki w oryginale aczkolwiek może być to orka na ugorze 😉
Jeżeli chodzi o podręcznik to mieliśmy nadal korzystać z tego co przy wcześniejszych kursach plus ćwiczenia gramatyczne. Podręcznik taki średni i cholernie drogi. Z ćwiczeń tak naprawdę korzystaliśmy najwięcej na pierwszym kursie. Na drugim może raz, dwa za to na trzecim wcale. Zresztą z podręcznika też za wiele nie korzystaliśmy i wiele osób pluło sobie w brodę, że wydało tyle kasy żeby go tylko dźwigać. No cóż, nauczyciel ma to w dupie. W Szwecji najwyraźniej jak w Polsce wszyscy dookoła zarabiają kupę kasy tylko nauczyciele dostają śmieszne grosze (o tym blerwa też nas poinformowała) więc co tam wydać kilka setek na podręcznik.
Po pierwszych zajęciach byłam lekko zszokowana. Na lekcjach faktycznie realizowaliśmy to co mieliśmy w planie, no może czasami jedna rzecz wypadała. Za to blerwa była prawdziwą blerwą. Zachowywała się jakby była nonstop obrażona albo w stanie wścieklizny przed okresowej. Ja na to generalnie miałam wywalone. Siedziałam sobie cicho ponieważ nadal te same osoby się odzywały, a blerwa nigdy nie wywoływała ani tym bardziej nie zachęcała do wypowiedzi innych osób. Nie to, że się zupełnie nie odzywałam ale raz popsułam jej frajdę, kiedy zadowolona, że nikt nie wie o co chodzi z dziwnym tekstem w kryminale palnęłam, że to prawdopodobnie jest tekst mordercy hihihi Miała minę jakby sama mnie chciała zabić 😉
To co mnie ucieszyło to fakt, że znowu dostaliśmy drugiego nauczyciela i mieliśmy z nim zajęcia nawet dwa razy w tygodniu. Nauczycielka – kobieta z północy (mogłaby robić za prawdziwą kobietę wikingów), okazała się być o niebo lepszym nauczycielem od blerwy (co niestety nie mogło być trudne) i była odpowiedzialna za przygotowanie nas do egzaminów pisemnych. Ta druga nauczycielka powstrzymała mnie trochę przed próbą zmiany grupy. Nie bezpośrednio ale pomyślałam sobie, że skoro mamy mieć z nią z dwa dni w tygodniu lekcje i egzaminy to jest szansa, że czegoś się nauczę i przetrwam patrzenie na wredną facjatę suczydła. Inna sprawa, to druga grupa miała w innych terminach egzaminy i jeden z nich przypadał na mój wyjazd do Rzymu. Tak nawiasem to zmiana grupy jest praktycznie niewykonalna. Łatwiej jest wymienić nauczyciela ale musi o to wystąpić większość grupy albo ma się znajomości w rektoracie.
Zostałam w swojej grupie i spokojnie wyjechałam do Rzymu. Nigdy więcej takiej akcji. Z Rzymu wróciliśmy w nocy, po czym jeszcze popędziliśmy po Cześka. Położyłam się po 3 nad ranem. O 8 wstałam i popędziłam na kurs na którym tego dnia miałam zaprezentować jedno ze szwedzkich miast. To była masakra. Nic nie pamiętam z tej mojej prezentacji. Wiem, że praktycznie nie zaglądałam do kartki tylko mówiłam z głowy ale jak i co to nie wiem. W każdym razie dumnie oświadczyłam, że na szwedzkim tronie siedziała polska księżniczka. A co, niech wiedzą, że my Polacy to nie tylko budowlańcy i sprzątaczki! Nie wiem też jakim cudem dostałam lepszą ocenę niż za prezentację z drugiego kursu.
Drugim egzaminem miał być referat. Z tym referatem to trochę miałam trudności. Ciągle pisałam zbyt wiele. Przed każdym pisemnym egzaminem trzeba napisać pracę samodzielnie w domu i wysłać do oceny. Na tym kursie były dwie prace – referat i esej. Napisanie referatu polegało na tym, że dostaliśmy tekst i trzeba było go krótko zreferować. Zdziwiło mnie mocno, że przed egzaminem dostaliśmy do domu trzy teksty. Jeden z nich miał być na egzaminie. Tak naprawdę ktoś mógł sobie w domu napisać i na egzaminie przepisać. Jestem pewna, że znalazły się takie osoby.
Zanim doszliśmy do eseju musieliśmy napisać esej w domu na temat…..uprzedzeń. Wiecie co to oznacza? Najlepiej napisać o uprzedzeniach białych do kolorowych. Taa my w tu w Szwecji musimy ciągle słuchać o tym, że inne kraje też powinny pomagać w przyjmowaniu uchodźców (Szwecja ma wspaniałą propagandę wg której każdy przybysz to uciekinier wojenny, co jest gówno prawda bo większość z nich to uciekinierzy ekonomiczni, bo cholera jaka wojna jest w Albanii czy w Kosowie? jest bieda ale nie wojna), na każdym kroku jest wykazywana nietolerancja i uprzedzenia białych do kolorowych. Tak więc temat wredny na który najlepiej byłoby napisać o tym jaki biały człowiek jest podły 😉 Oczywiście nie posypałam sobie głowy popiołem bo uważam, że to nie w porządku i nikt mi nie będzie prał mózgu i mówił co jest białe, a co czarne. Pojechałam po bandzie na zasadzie ryzyk-fizyk i napisałam o antysemityzmie w krajach arabskich. No z małym wtrętem o antysemityzmie wśród innych nacji żeby nie było, że my tacy niewinni jesteśmy, chociaż wielu Polaków uważa że Pan Jezus Polakiem był, a Matka Boska to z Częstochowy pochodzi 😉 Przy tej pracy sporo mi pomógł Pan B. tzn poprawił mi błędy gramatyczne i trochę szyk zdań. Wcześniej tego nie robiliśmy ale teraz wiedzieliśmy, że gram vabank i praca musi być bardzo dobra. Zaliczyłam ją ale ledwo ledwo hahaha Wyobrażacie sobie jak się śmiałam mówiąc Panu B. jaką dostał ocenę? Facet mówi płynnie po szwedzku i zdał wszystkie kursy śpiewająco. Szwedzi często nie domyślają się, że pochodzi z innego kraju, a tu jakiś mierniacz. Poprawiło mu się po przeczytaniu kretyńskiego opisu blerwy, która nie mogła mnie oblać ale na siłę obniżyła mi ocenę. Spoko, na tym kursie nie liczą się oceny, a satysfakcję miałam jakich mało. Na szczęście na egzaminie był już temat uniwersalny, a poza tym zdawaliśmy go z drugą nauczycielką. Zdałam ale niestety ten kolejny egzamin pokazał, że mam pewien problem. Zdaje się, że mam dysgrafię 🙁 Z tym esejem to też był numer ponieważ znalazło się kilka cwaniaczków, którzy wyszukali sobie temat w necie i przepisali na żywca.
Pomiędzy pisemnymi mieliśmy test ze słuchu. Zdawaliśmy go razem z drugą grupą i wyglądało to tak, że dostaliśmy zestaw pytań do krótkiego wywiadu, który nauczycielki puściły nam trzy razy. Bałam się tego testu jak cholera. Jedna z noweli, którą mieliśmy opracować do egzaminu końcowego była słuchanką i to była masakra. Osoba, która ją czytała brzmiała jakby się narąbała i gdyby nie Pan B. to chyba tydzień musiałabym jej słuchać żeby coś zrozumieć. Bałam się, że coś w ten deseń dostaniemy na egzaminie ale na szczęście było ok i zdałam bez problemu.
Ostatni egzamin z lektury i noweli mieliśmy zdawać w małych grupach. Ten egzamin podobno zdają prawie wszyscy. W każdym razie Ci, którzy wszystko czytają. Grupa została podzielona pomiędzy dwie nauczycielki na dwa dni. Domyślacie się jak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że będę w grupie drugiej nauczycielki? Egzamin wyglądał tak, że zostaliśmy podzieleni na grupy po 3, 4 osoby i dostaliśmy trzy pytania. Nauczyciel siedział sobie przy osobnym stoliku a my mieliśmy dyskutować na zadane pytania. Ja w grupie byłam z nadgorliwym lizusem z Kurdystanu i Syryjką. Poszło ok aczkolwiek wolałabym być w grupie dwuosobowej. To był mój ostatni dzień w szkole. Nie poszłam ostatniego dnia i nie wiem kto będzie dalej kontynuował naukę w tej szkole. Wiem, że wiele osób było niezadowolonych i zmienia szkołę. Ja zostaję w ABF i mam nadzieję, że już nie trafię na suczydło.
Ok pewnie się zastanawiacie czy nie przesadzam. Na drugim kursie po kątach rozmawialiśmy w grupkach na temat suczydła. Wiele osób psioczyło na nią. Niektóre z tych osób przestały to robić kiedy dostały dobre oceny z egzaminów i stały się wręcz fankami suczydła. Przestało im przeszkadzać, że nie realizujemy programu i zajęcia są nudne. Byli też wielbiciele suczydła, np jeden Syryjczyk, który zdał śpiewająco prezentację siedząc na ławce i czytając na żywca z tabletu. Trzeci kurs suczydło zaczęło z obrażoną miną, realizując program. Jednocześnie mocno olewając niektóre osoby, takie jak moja koleżanka z Kambodży, która nie mogła się doprosić o pomoc w wytłumaczeniu o co konkretnie chodzi w referacie i eseju. Suczydło dosłownie spuszczało ją z wodą w kiblu. Coś mi zaczęło świtać po dostaniu wiadomości od suczydła, która była zatytułowana: „dla wszystkich zadowolonych i niezadowolonych z kursu”. Ciekawe, prawda? Albo ktoś naskarżył rektorowi na suczydło (drugi Syryjczyk, którego suczydło też olewało) albo ktoś doniósł suczydle, że są niezadowoleni z jej zajęć. Coś musiało być na rzeczy. Ta jej nagła zmiana w prowadzeniu zajęć i ten nagły dystans do grupy i obrażona mina. Próbowałam podpytać inne osoby ale albo nie wiedziały, albo nie chciały mówić. Jedynie drugi Syryjczyk powiedział, że nie wie ale, że on jest faktycznie niezadowolony. Wiecie, to było przykre, kiedy pierwszego dnia kursu okazało się, że nie ma masy osób i że w większości to dziewczyny. Zastanawiające było też to, że wiele osób, które były bardzo aktywne na pierwszym kursie nagle przestały się odzywać.
Najważniejsze, że zdałam ten kurs i teraz mam dwa miesiące wakacji. Kolejny kurs zacznę bez mojej koleżanki z Kambodży, która będzie się szykować do porodu i pewnie wielu innych znajomych takich jak Ukrainka, która jako jedna z niezadowolonych zmienia szkołę na inną. Wielu wybrało kurs popołudniowy, lub wieczorowy. Ja zaczynam w styczniu i znowu na rano aczkolwiek tylko dwa razy w tygodniu 🙂
A na koniec muszę Wam powiedzieć, że kurs grund nie jest strasznie trudny i my Polacy z palcem w tyłku możemy go zaliczyć. Trzeba tylko czytać lekturę i pisać prace. Spotkałam się niedawno z opinią, że na kursie nie można się nauczyć języka. Gówno prawda bo ja to niby gdzie się szwedzkiego nauczyłam? Jedyne co jest wkurzające to różnice w poziomie wiedzy i nie chodzi mi o szwedzki. Prawda jest taka, że w grupie są osoby, które skończyły studia ale też takie, które mają tylko szkołę podstawową i niestety szkoła podstawowa w Polsce czy w Rosji to inna bajka niż podstawówka w takiej np. Kambodży. Nauczyciel szwedzkiego przeznacza masę czasu na wytłumaczenie tego co to jest referat, rozprawka czy esej. To co dla nas jest logiczne i proste bo wałkujemy to od podstawówki to dla osób z krajów trzeciego świata, które mają wykształcenie podstawowe (o ile je mają) jest czymś totalnie niezrozumiałym. Dlatego Europejczycy zwyczajnie się nudzą na wielu zajęciach. Powiem szczerze, że powinno być to inaczej urządzone, albo niektórzy nie powinni być tak szybko wypuszczani z SFI, albo powinny być zorganizowane kursy pod kątem wykształcenia. Niestety nie zrobią tego bo przecież zaraz by były głosy o dyskryminacji i rasizmie. Taa taka jest szwedzka rzeczywistość.
4 komentarze
Anna
Jestem na sfi dopiero miesiąc, ale już się boje co to będzie dalej. Zdając mature byłam mega szczęśliwa, że juz nie musze pisać tych esejów, rozprawek, a tu mnie czeka to samo, jeszcze po szwedzku. Tak jak się mówi, że niektórzy mają lekkie pióro, to moje waży tone 🙁
Agnes
Nie martw się, będzie dobrze i nie rezygnuj! Dasz radę i zobaczysz jakie to proste 🙂 Pozdrawiam i trzymam kciuki!
blabaer
Kurcze.. ja też mam problemy z pisaniem i to bardzo ale co tam najwyżej będę spadochroniarzem :D. Agnieszko mam dwa pytanka 🙂 1. jak załatwiałaś migracje to ile mw. to trwało? bo mi wyskoczyło czas oczekiwania na decyzję to 11-13 miesięcy Czy naprawdę aż tyle to trwa?
Co prawda uczę się narazie szwedzkiego w Polsce i zdaję sobie z tego sprawę iż jest to kwestia indywidualna ale czy tak po 1.5 roku nauki jest jakiś cień szansy bym dostała się do grupy SFI d? czy przydzielają wszystkich z wyższym wykształceniem do c i to ewentualnie pójdzie mi z tym poziomem łatwiej? Nie mam pojęcia jak to wygląda Jestem jednocześnie pełna strachu i ciekawości 🙂
Czytałam twoje wcześniejsze posty powiem, ci że jeśli chodzi o rodaczków za granicą to miałam podobne doświadczenia uwzględniając fakt że zawsze trzymam się z dala chcąc nie chcąc i tak mi sie oberwało:)
Agnes
Nauka języka jest sprawą indywidualną więc nie potrafię Ci powiedzieć ile to może Ci zająć. Ja trafiłam na słabych nauczycieli i zabrało mi to więcej czasu niż miało zabrać. Trzeba też się uczyć samemu w domu i nie odpuszczać. No i SFI to inna bajka niż Komvux więc póki co nie masz się co przejmować zostaniem spadochroniarzem. Aaa i nauka w Polsce to inna bajka niż nauka na miejscu. Uprzedzam, że po przyjeździe możesz stwierdzić, że nie potrafisz mówić chociaż się uczyłaś i Polsce już sklecałaś zdania. To nie jest trudny język i niektórym szybko przychodzi jego nauka 🙂 Znam dziewczyny, które po pół roku mówiły bez większych błędów. Jeżeli chodzi o migrację to nie za bardzo wiem o co Ci chodzi. Jako obywatele UE nie potrzebujemy zgody na pobyt urzędu migracyjnego – w każdym razie tak nam powiedziano. Rejestrujesz się w Skacie i tyle 🙂