Szwecja na co dzień

Po porodzie w Szwecji – wizyta w przychodni przyszpitalnej.

Podczas pobytu w szpitalu zostałam umówiona na wizytę w przyszpitalnym centrum karmienia dziecka.

W przychodni wylądowaliśmy dwa dni po wyjściu ze szpitala. Oprócz spotkania z pielęgniarką Małej zbadano słuch. Z tego co czytałam, to w Polsce to badanie wygląda podobnie.


U pielęgniarki oprócz ważenia i mierzenia Małej mieliśmy rozmowę na temat karmienia piersią. Szczerze mówiąc, byłam już zmęczona tym męczeniem tematu pt. „karmienie piersią”. Nie idzie, to nie idzie, ale….ta wizyta mi sporo dała. Starsza pani miała nieziemską cierpliwość, a do tego ogromną wiedzę i fantastyczne podejście do zmęczonej matki. Powiedziała nam, że ona wie, co się dzieje na oddziale i że tam trochę przesadzają z naciskami. Zachęciła nas też do wypożyczenia laktatora z apteki szpitalnej. Z tym laktatorem to była lekka komedia. Piguła najpierw zaprezentowała, nam na wełnianym cycku jak trzeba masować pierś, żeby wyszło mleko (okazało się, że ja to źle robiłam, ale tak mi pokazały piguły na oddziale). Następnie pokazała na lalce jak przykładać dziecko, a potem kazała mi pokazać jak karmię Małą. Na koniec podłączyła mnie pod laktator i pokazała jak ściągać mleko. To wszystko było tak komiczne – łącznie z pokazywaniem jak robi dziecko kiedy szuka cycka, że zaczęłam trochę chichotać. Druga sprawa to poczułam się jak krowa podłączona do aparatu udojowego.

Piguła zaproponowała nam również, żebyśmy do niej przyszli jeszcze za dwa dni. Oczywiście zgodziliśmy się i po dwóch dniach pojawiliśmy się w szpitalu. Freja znowu została zważona – z zadowoleniem usłyszeliśmy, że Mała nabiera ciała i wszystko jest, tak jak być powinno. Zdaliśmy relację z postępów w karmieniu i ściąganiu mleka i…to był nasz ostatni kontakt ze szpitalem po urodzeniu Małej. Dalej przechodziliśmy pod opiekę wybranej przychodni.
A karmienie piersią….jak się później okazało, wcale nie jest, aż tak wspaniałe jak wiele madek twierdzi, ale o tym już w zupełnie innym poście.