Ostre tematy

Poronienie w Szwecji.

Ta historia mogłaby się zdarzyć każdej z nas. Co ja mówię, taką historię ma za sobą mnóstwo kobiet. Przemilczane, bo wstydzimy się o tym mówić. Boimy się przyznać, że straciłyśmy długo oczekiwane dziecko. Boimy się reakcji otoczenia. Stop! Otoczenia? Mówmy konkretnie. Boimy się reakcji innych kobiet, matek, babek, ciotek, koleżanek.

Dawno temu moja koleżanka z pracy straciła ciążę. Poszła na zwolnienie, na którym była dosyć długo. Byłam na nią zła, że w firmie tyle pracy, bo koniec roku, nowe umowy do przygotowania, a ona sobie siedzi na zwolnieniu. Słaba ciąża była, to poszła w diabły. Trzeba się cieszyć, że organizm sam zareagował i pozbył się trefnego zarodka. No i mogłaby już wrócić do pracy. Umowy czekają. Pomyślałam nawet, że siedzi specjalnie na tym zwolnieniu. Co to takiego jakieś poronienie? Zwykłe krwawienie jak przy miesiączce.

Jak to los potrafi być przewrotny…

Tak jakoś wyszło, że trochę minęło czasu, zanim pomyślałaś o dziecku. Niedopatrzenie polskiej służby zdrowia, które poskutkowało zabiegiem w Szwecji wymrażania komórek, a następnie odsunięciem planowania dziecka. W końcu można było. Tylko chcieć a móc to dwie różne rzeczy. Po roku w końcu się udało. Zaszłaś w ciążę. Umówiłaś się do ginekologa, który potwierdził ciążę. Wszystko fajnie, tylko coś mu nie pasowało. Kazał przyjść za dwa tygodnie. To były bardzo długie dwa tygodnie, okupione złym samopoczuciem, humorkami i mdłościami.

Z gabinetu wyszłaś z płaczem. Serduszko nie ruszyło. Zanim wybuchnęłaś rykiem, musiałaś zadecydować czy czekasz na samoistne poronienie, czy chcesz je przyspieszyć tabletkami. Samoistne mogło nastąpić za kilka dni albo tygodni. Nie chciałaś czuć mdłości, wiedząc, że to wszystko na darmo. Zdecydowałaś się na tabletki. Zanim to jednak nastąpiło, musiałaś poczekać na zaproszenie do szpitala. Cholera, jakby ginekolog nie mogła Ci przepisać tych tabletek! Tydzień chodziłaś, powstrzymując się od wymiotów, wiedząc, że w brzuchu masz martwe dziecko. Po tygodniu jedziesz do szpitala, dostajesz tabletki i instrukcje, co masz robić w razie gdyby coś poszło nie tak. Pamiętając historie opowiedziane przez koleżanki, pytasz, czy masz się zgłosić do lekarza na kontrolę. Odpowiedź jest dziwna. Nie, nie trzeba, bo na pewno wszystko pójdzie dobrze. Ok, jak nie trzeba, to nie trzeba.

W domu szybko połykasz tabletki, a potem kładziesz się do łóżka i czekasz. Ból pojawia się nagle i zaczyna narastać. Coś jak bóle miesiączki tylko mocniejsze. Zapakowana po szyję podpaskami widzisz w toalecie, jak wypływają z Ciebie ogromne skrzepy. Nawet nie wiesz, w którym momencie pozbyłaś się swojego dziecka. Krew leci i leci, aż w końcu przestaje. To już koniec. Już po wszystkim. Nic nikomu nie mówisz. Nie zdążyłaś się pochwalić ciążą, więc nie ma potrzeby opowiadania o poronieniu. Myślisz sobie, że jesteś twarda i co to tam te poronienie. To nawet nie było dziecko, tylko kawałek mięsa. 

Starasz się o tym nie myśleć, ale po miesiącu od poronienia dostajesz miesiączkę i wtedy się zaczyna. Zaczyna boleć Cię brzuch. Z każdym dniem boli mocniej i do tego zaczynasz mieć dziwne krwawienia. Myślisz sobie, że to pewnie normalka i coś tam Ci się jeszcze nie zagoiło do końca. Myślisz sobie, że może warto by jednak pójść do lekarza, ale akurat przypada okres świąt i wszystko jest nieczynne. Po świętach umawiasz się do lekarza, ale najpierw musisz wysłuchać tekstu piguły, że dlaczego nie poszłaś na ostry dyżur. Nie poszłaś, bo nie skręcałaś się z bólu. U ginekologa okazuje się, że…nie oczyściłaś się do końca i masz już powrastane kawałki tego, co było Twoją ciążą. A tak w ogóle to masz już stan zapalny i dlaczego nie poszłaś do szpitala na ostry dyżur? Tak, to wszystko Twoja wina. Znowu musisz czekać na zaproszenie do szpitala. Po kilku dniach lądujesz u ginekologa, który robi z Ciebie zwierzątko doświadczalne dla swojego studenta. Skarżyłaś się kiedyś, że Cię ginekolog tak zbadał, że się prawie popłakałaś? To teraz dopiero zobaczyłaś, jak się można poryczeć na samolocie. Ginekolog jest przerażona. Wzywa drugiego specjalistę i szybko szukają dla Ciebie terminu na zabieg. Niestety musisz czekać do dnia następnego. Za to masz szczęście, bo zabieg będzie robił polski ginekolog, który jest świetnym specjalistą i czyszczenie wykonuje jakąś nowoczesną małoinwazyjną metodą. 

Następnego dnia ubierasz się w operacyjne łaszki, rozmawiasz ze sztywnym lekarzem i odjeżdżasz w niebyt narkozy. Budzisz się dygocząc z zimna. Dostajesz kanapkę i kawę. Lekarz mówi, że wszystko jest ok i za kilka miesięcy możesz zacząć starać się o dziecko.

Czy to już koniec? Nie, teraz się zaczyna dół. Taki dół, że nie możesz patrzeć na ciężarne i małe dzieci. Ten dół każe Ci zrywać kontakty z koleżankami, które niedawno urodziły. Przez dół zarywasz kurs szwedzkiego. Na pocieszenie zamiast dziecka masz wyprawę do Maroka, Belgradu i Bośni. 

Na szczęście wszystko mija i po Bośni znowu jesteś w ciąży. Stop nie mija, przez prawie całą ciążę trawi Cię strach czy wszystko będzie dobrze.

Czy mój przypadek był odosobniony? Wątpię! Tak, są kobiety, których organizm świetnie się oczyszcza po środkach poronnych. Są też i takie jak ja, które potem lądują w szpitalu ze stanem zapalnym. W Szwecji nie ma profilaktyki. Za to stawia się na naturalność. Wizyta kontrolna? Po co? Do lekarza przychodzi się kiedy coś się dzieje. Jak się uda, to się uda, a jak nie to nie i wtedy możesz łaskawie otrzymać wizytę.

4 komentarze

  • Sa tez

    i takie kobiety, ktore wogole nie zachodza w ciaze, nigdy, chociaz by chcialy. Takie zycie, nie do konca jest fair.

  • Dziękuję za ten wpis

    Witam Pani Agnieszko,

    Muszę przyznać że ten temat jest mi bardzo bliski. Mieszkam w NL, podejście jest takie samo. Poronienie to naturalna sprawa. Na szczęście ja poronilam naturalnie i nie miałam problemów. W NL łatwo było się dostać na ostry więc od razu sprawdzili jaki jest moj stan. Podkreślam w dużym mieście tylko. W mniejszych czeka się godzinami na ostrym…
    Po poronieniu miałam problemy z depresją etc., najgorszy u mnie był wstyd. W Polsce wiadomo głuchy telefon więc cała wiocha się dowiedziała….
    Na szczęście za drugim razem się udało i mam kochana córkę.
    Chce spróbować jeszcze raz Ale strach bo prawie 40 na karku….
    Ogólnie z ginekologami nie mam tu problemów, szczerze mówiąc prawie się do nich tu nie chodzi, ciaza jest pod opieką położnej, hmmm. Przez 12 lat odkąd tu mieszkam byłam dokładnie 4 razy. 2 z nich to po poronieniu i jak miałam krwawienia w drugiej ciazy i spanikowalam. I przy porodzie bo było meconium w wodach plodowych. Sorry za szczegóły.

    Myślałam o przeprowadzce do Szwecji bo mam dość NL Ale teraz się waham. Marzy mi się dłuższy czas z drugim dzieckiem o ile wszystko pójdzie ok, bo w nl 3 miechy i czas wrócić do pracy, a odciagania mleka w pracy osobiście nienawidzę. Hmm teraz już nie wiem co robić…. eh

    Pozdrawiam serdecznie,

    Asia

    • Agnes Wieckowska

      Dzięki, że napisałaś. Jaka 40 na karku? Ja rodziłam po 40 🙂 Działaj i się nie zastanawiaj. W Szwecji jest podobnie jak w Holandii, też opiekę w ciąży sprawuje położna. Jak tylko się dowiedzą, że masz cesarkę to odcinają Cię od USG. Prywatnie trzeba zapłacić kosmiczne kwoty. Ja na USG poleciałam do Polski. Nie wiem co Ci doradzić, może tylko to, że jakby coś to dawaj do Sztokholmu 🙂 Pozdrawiam ciepło.

Discover more from Agnes na szwedzkiej ziemi

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading