Z życia wzięte

Z życia fotografa na obczyźnie czyli pierdzące historie.

Nie będzie tutaj nazwisk i zdjęć – a takie historie mogłyby przydarzyć się każdemu.

Zdjęcia robię od prawie 20 lat. Najpierw było to nieśmiałe pstrykanie, aczkolwiek zaczęłam od aparatu analogowego przy okazji psując tacie obiektyw, no ale to nie była moja wina, że nie kupił porządnego pokrowca na aparat i śrubki mocujące obiektyw pod wpływem wstrząsów się wyłamały. Zdjęcia pstrykałam też swoim, kompaktowym aparatem, ale wtedy były to głównie pejzaże – czasami architektura. Nadszedł czas cyfrówek i to wtedy zaczęłam robić zdjęcia „modelkom”. Po małej cyfrówce pojawiła się lustrzanka. Rozkręcałam się coraz bardziej i coraz więcej chciałam (nowego sprzętu, twarzy, rozbudowy portfolio). Z czasem aparat zaczął na siebie zarabiać. Jestem na etapie gdzie już naprawdę wiele potrafię i mam zbudowane portfolio (oczywiście chętnie je zmieniam, poprawiam).

Przez ten cały czas trafiały mi się różne osoby, czasami koszmarne, ale najczęściej sympatyczne. Nie wiem jak mają inni fotografowie – tylko z jednym o tym rozmawiałam i też miał kilka zongów na koncie, ale podejrzewam, że też różnie trafiają. Postanowiłam opowiedzieć o moich koszmarkach i pokazać jak to wygląda z mojej – fotografa strony.

Czasami myślę, że jestem za mało asertywna. Po kilku ekstremalnych przypadkach staram się po sesji opowiedzieć ile co będzie trwało.Problemem nr jeden czas oczekiwania na zdjęcia. Zdjęcia robię w formacie RAW, który trzeba przerobić na format jpg. RAW-y przerabia się specjalnym programie, takiej „ciemni fotograficznej”. Trochę to trwa i za każdym razem (od pewnego przypadku) uprzedzam, że proces obróbki trochę potrwa, a przecież dalej jest jest jeszcze selekcja i obróbka w programie graficznym. Niestety są osoby, które jeszcze tego samego dnia potrafią do mnie napisać „są już zdjęcia?”. No kurde są ale albo na karcie albo w ciemni. Uprzedzam również o tym, że mam na warsztacie zdjęcia z wcześniejszych sesji. Ja mam zawsze jakieś zdjęcia. Wiem, że ludzie robiący zdjęcia mają problem z ilością zdjęć, no ja akurat z tym nie mam problemu bo staram się dać tych zdjęć z 15 ale wiem, że są osoby którym to mało – zwłaszcza modelinom. Spotkałam się też z przypadkiem, kiedy mówiąc modelce, że dostanie z kilkanaście zdjęć była rozczarowana bo jakiś tam fotograf daje tylko 5 zdjęć!

Tak się składa, że ja głównie trafiam na fajne osoby, które nie marudzą albo potrafimy razem wypracować jakiś wspólny mianownik. Wiele osób poddaje się mojej wizji i chyba potem nie żałuje. Mam taką nadzieję. Często też stylizuję swoje sesje, ale gdy ktoś źle się czuje w tym co przygotowałam to nie naciskam. Przez te lata nauczyłam się, że modelka mając na sobie coś w czym czuje się mało komfortowo nie wyjdzie ładnie na zdjęciach.

Cieszę się też, że trafiam na osoby uczciwe aczkolwiek raz po sesji zginęły mi korale. Nie wiem kto je zwinął, ponieważ robiłam dwóm osobom pod rząd zdjęcia i dopiero po czasie zorientowałam się, że nie mam korali. Te korale to była taniocha z Avonu ale bardzo je lubiłam, a poza tym fakt, że ktoś mi coś zwinął nie był fajny. Miałam również dziwną sytuację z modelką, która po sesji moją broszkę włożyła do swojej torebki. Koleżanka która razem z nią współpracowała miała podobną sytuację, więc…kleptomanka?

Moją najbardziej ekstremalną modelką po której zgrzytałam zębami i byłam bliska wywalenia zdjęć do kosza była dziewczyna, której zdjęcia robiłam za darmo. Dziewczyna na zdjęciach wyglądała pięknie no i miała znajomą wizażystkę. Na zdjęcia umawiałyśmy się bardzo długo i szczerze mówiąc jakoś nam to nie szło. A to ona nie mogła, a to mi coś nie pasowało. W moim przypadku tak jest, że jak nie mogę się z modelką dograć czasowo, to potem te zdjęcia z reguły nie wychodzą. Żałuję, że tutaj zignorowałam czerwoną lampkę. Od początku było coś nie tak. Najpierw to umawianie się w nieskończoność, marudzenie o stylizacji, włosach itd. Dalej było gigantyczne spóźnienie. Zdjęcia miały być w plenerze i umówiłyśmy się na miejscu. Przyjechałam punktualnie i zaczęłam czekać. Minęło 15 minut, a dziewczyn nie było. To była jesień i nie było już tak ciepło żeby sobie siedzieć w nieskończoność na ławeczce, a miałam sobie posiedzieć ponieważ modelka była dopiero w fazie przygotowań. Była zła ponieważ nie lubię marznąć, a do tego moja „gwiazdeczka” doradziła mi żeby sobie gdzieś poszła na kawę! Tylko nie wiem gdzie. W pobliżu nie było ani jednej kawiarenki. Czekałam tak godzinę, ale gdy w końcu dziewczyny się pojawiły, profesjonalnie mocno się uśmiechałam. Gdy zobaczyłam modelkę szczęka mi opadła do ziemi. To nie była dziewczyna ze zdjęć! Teraz przekonałam się na własnej skórze o sztuczkach fotografików. Byłam załamana, a przecież nawet złamanego grosza nie miałam dostać za te zdjęcia. Do tego wszystkiego czułam się jak jakiś asystent. Dziewczyny, a właściwie gwiazdeczka dyrygowała wszystkim dookoła. To jej nie pasowało, tamto jej nie pasowało. Wizażystka wiernie jej przytakiwała i usługiwała. Wyglądała jakby była zakochana w swojej gwieździe. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Robiłyśmy te zdjęcia ale zgrzycik pojawił się w momencie przygotowanej przeze mnie sukni. Sukienka miała spory dekolt i najlepiej było ubrać ją na gołe ciało bez stanika. Niestety gwiazda głośno zaprotestowała i nie zdjęła biustonosza. Jej stanik po chamsku wyglądał zza sukienki. Gwiazda stwierdziła, że biust jej wyleci z dekoltu. Cholera jej nie miało co wyjść i myślę, że dlatego nie chciała zdjąć tego nadmuchanego stanika żeby właśnie było widać, że coś tam jednak ma. A do tej sukni właśnie mały biust jest pożądany – głupia byłam bo mogłam odpuścić suknię – chociaż jej generalnie ta suknie pasowała. Sesja minęła i się zaczęło. Gwiazdeczka rozpoczęła koncert życzeń. Najpierw zapytała, czy mogę poprawić jej pomadkę w photoshopie ponieważ wizażystka niedokładnie jej pomalowała usta (wizażystki już z nami nie było), potem zaczęła o swoim nosie. Chciała żebym jej zmieniła nos! Przyznała się, że będzie miała korektę, a ja sobie pomyślałam, że po co ta dziewczyna robi sobie zdjęcia? Przecież za moment będzie wyglądać inaczej i wtedy będzie mogła szaleć ze zdjęciami. Dalej było jeszcze gorzej. Na zdjęciach przeszkadzał jej wychodzący stanik, usta, nos i to jak ogólnie wyszła. Moim zdaniem zdjęcia wyszły fajne. Dziewczyna wyszła na nich inaczej niż na pozostałych, swoich zdjęciach ale zdjęcia nie były wygładzone i nie miała na nich operacji plastycznej. Nie gadamy ze sobą od tej pory. Wizażystka zresztą też z nią zerwała kontakty. Od tej pory powtarzam każdemu, że nie jestem chirurgiem graficznym i jedynie usuwam zmarszczki i pryszcze.

Drugą modelką, która chciała żebym ją pozmieniała w photoshopie była dziewczyna, która chciała mieć fajne zdjęcia na portal fotograficzny. To była płatna sesja więc byłam przygotowana na pewne wymagania. Niestety nie na takie jakie mi postawiła ta klientka, a cena była ustalana wcześniej gdzie myślałam, że to będzie tylko korekta cery. Ta dziewczyna miała określone wymagania, chciała zdjęcia na których będzie wyglądać fajnie bo chciała znaleźć faceta. Najlepiej bogatego. To też była dla mnie nauczka na przyszłość. Dziewczyna też chciała żebym jej usunęła brzuch, bo pojawił się pewien problem….dziewczyna przed sesją jadła obiad. Jej mama powiedziała, że po żółtej cukinii nie wzdyma. Wzdyma i to jak cholera, a do tego pierdzi się tak, że lepiej nie mówić. To było dla mnie ciężkie przeżycie, momentami myślałam, że zwymiotuję. Szkoda mi jej było i starałam się ją pocieszać. Normalnie bym o tym nie wspomniała ani słowem, bo każdemu może się zdarzyć, ale dziewczyna okazała się strasznym upierdliwcem. Po sesji uprzedziłam ją, że będzie musiała trochę poczekać na zdjęcia. Za tydzień przeprowadzałam się do Szwecji, a do wyjazdu miałam jeszcze sesję pary młodej w plenerze i ślub w urzędzie. Dziewczyna powiedziała, że ok i że poczeka. Niestety nie poczekała. Tak naprawdę nie wiem czego ona chciała, bo chyba nie zdjęć. Nie wiem czy chciała mieć nową koleżankę czy po prostu liczyła, że ściągnę ją do Szwecji – jak to ujęła podczas naszej sesji. Nie wiem. Za to z tą historią połączona jest inna. Czasami opowiadamy o tym ekstremalnym przypadku zaprzyjaźnionym osobom i opowiedzieliśmy o skutkach jedzenia cukinii przed sesją zdjęciową jednej modelce. Wiecie co się stało? Dziewczyna dostała wzdęcia i nie wspomnę co było dalej. Przypomniało jej się potem, że przed zdjęciami jadła pizze z……cukinią! 

Tak naprawdę to najwięcej problemów jest ze znajomymi i to takimi, którzy grosza nie dają za foty – często nawet nie pytają czy coś powinni zapłacić za zdjęcia. Tacy znajomi tez najbardziej marudzą tak jakby to, że nie płacą sprawiało, że te zdjęcia są jakieś gorsze i że ja je robię na tzw. odpieprz więc trzeba mnie poinstruować co w nich należy zmienić, a najlepiej 10 razy powtórzyć bez pytania czy mam na to czas. To co mnie najbardziej wkurza to to, że też tacy znajomi uważają, że ja z racji tego, że jestem fotografem muszę im poświęcić cały swój wolny czas bo powinnam im robić zdjęcia. To tak jakbym dopiero zaczynała fotografować, a znajomi dawaliby mi możliwość zrobienia im zdjęć. To wygląda tak jakby to oni robili mi przysługę, że łaskawie chcą mi zapozować. W ten sposób pojawiają się teksty żebym przyszła z aparatem tam albo tu. Jeden z drugim nie kuma, że ja też chcę się pobawić na imprezie, a nie być osobistym fotografem i potem jeszcze słuchać, że ktoś się sobie nie podoba na zdjęciu. Obiektyw jest bezlitosny – tak faktycznie wyglądasz no chyba, że się poświęci masę czasu na „operację graficzną”. Być może ja jestem zbyt mało asertywna ale wiadomo najtrudniej być asertywnym w stosunku do bliskich – rodziny i znajomych. Zawsze myślisz, że rodzina albo dobrzy znajomi tak dobrze Cię znają, że będą szanować Twoją pracę i czas i nie będą chcieli Cię wykorzystać. Niestety najczęściej tak nie jest. Bardzo mnie to czasami boli bo ja od razu pytam ile komuś zapłacić jeżeli ktoś coś dla mnie robi i płacę bo wiem, że ktoś musiał kupić materiały i poświęcić swój czas.

Za to tutaj w Szwecji obserwuję inne zjawisko. My Polacy nie mamy lekko. Wiele osób haruje jak woły od rana do nocy – zarówno kobiety jak i mężczyźni. Pieniądze nie spadają z nieba i nikt niczego nie dostaje za darmo. Często słyszę narzekania, że Szwed czy Szwedka skąpi kasy i nie chce podnieść stawki, a z drugiej strony moi rodacy jęczą, że fryzjerka bierze za dużo, że taki fotograf jak ja bierze za dużo. To praca fryzjerki i innego polskiego usługodawcy już nie jest taka wartościowa jak swoja własna?