Ciąg dalszy o prowadzeniu ciąży w Szwecji.
Co było dalej u położnej? W zasadzie to nic. Od połowy ciąży wizyty zaczęły być co trzy tygodnie, a od ósmego miesiąca co dwa tygodnie. Na każdej wizycie położna mierzyła mi ciśnienie i podpinała pod śmieszny aparat żeby posłuchać bicia serca malutkiej. Gdzieś tak w siódmym miesiącu zaczęła mi za każdym razem mierzyć poziom stężenia glukozy we krwi. Na szczęście za każdym razem wynik był w normie i nie musiałam pić tego strasznego napoju-ulepku. Co drugą a może trzecią wizytę miałam również badanie żelaza i to też zawsze wypadało super. Widać dobry kupiłam preparat witaminowy. Z racji tego, że wygadałam się że byłam w Polsce u lekarza dostałam ekstra badanie krwi na obecność jakiegoś, strasznego wirusa.Na każdej wizycie byłam też pytana o to czy piję dużo wody i jak się czuję.
Jak tylko brzuch bardziej się zaokrąglił położna zaczęła go mierzyć i tutaj zaczęły się schody. Mała ułożyła się wstecz i za każdym pomiarem wyniki były poniżej średniej. Dzięki temu, że Mała tak się niefortunnie ułożyła moja położna stwierdziła, że trzeba mi zrobić usg. Niestety tak się pechowo złożyło, że moja położna zachorowała i na wizytę podczas której miało być to ekstra badanie, trafiliśmy do zastępującej ją położnej. Co to była za sucz! Powiedzieliśmy jej, że nasza położna chciała mi zrobić usg ponieważ Malutka ułożyła się w poprzek i nie wiadomo czy jest prawidłowy przyrost masy. Wcześniej wygadaliśmy się, że przyznano mi cesarkę i położna oświadczyła nam, że skoro mam cesarkę to nie ma mowy o usg bo jest niepotrzebne! Mówiąc to zrobiła z ust kreskę i lodowatym wzrokiem dała nam do zrozumienia, żebyśmy nawet nie pisnęli. Odechciało mi się wszystkiego. Zaraz potem odechciało mi się jeszcze bardziej kiedy zaczęła mi mierzyć brzuch, a potem go uciskać. Chyba chciała Małą sprowokować do zmiany pozycji. Podłączyła mnie jeszcze pod nasłuch serca i to było tyle. Na tej wizycie nie miałam sprawdzonej glukozy ani tym bardziej żelaza. Za to zostałam odpytana znienacka czy palę, piję i biorę narkotyki.To chyba logiczne, że w ciąży takich rzeczy się nie robi, a nawet jeżeli ktoś to robi to chyba nie jest taki głupi żeby się przyznać? Na koniec jeszcze dostaliśmy do wypełnienia ankietę, którą mieliśmy przynieść na kolejną wizytę.
Kolejna wizyta była za dwa tygodnie u jeszcze innej położnej ale o tej zmianie wiedzieliśmy ponieważ moja położna nas uprzedziła, że będzie miała urlop. To była najfajniejsza położna. Oczywiście nic nowego mi nie zrobiła ale była bardzo delikatna zresztą Malutka postanowiła współpracować i obróciła się bardziej do pionu. Położna również przeanalizowała moją ankietę. Kolejna wizyta miała być już ostatnią wizytą ale jak się okazało już nie była potrzebna…
Jeżeli chodzi o cesarkę to zostałam trochę wprowadzona w błąd przez polskiego ginekologa, który mi powiedział że w Szwecji nie ma problemu z cesarkami i jeżeli ktoś nie chce to nie musi rodzić naturalnie. Od kilku osób usłyszałam, że to tak nie do końca. Mimo wszystko trzeba mieć jakiś powód. Obecnie przy wzroście porodów i coraz większym problemie Szwecji z kasą, tnie się tutaj ostro wydatki czyli przyznaje się coraz mniej cesarek. No ale jak ktoś jest zdeterminowany.
Wcześniej już wiedziałam, że o cesarkę trzeba szybciej zagadać z położną. Gdzieś tak w piątym miesiącu zapytaliśmy położną o poród przez cięcie cesarskie. Powiedziała nam, że w moim przypadku nie ma wskazań do cesarki. Pomyślałam sobie od razu, że skąd oni to mogą wiedzieć. Nie wiedzą jaką mam wadę wzroku, nie sprawdzili mojego serca tak naprawdę to nic nie sprawdzili. To nie była fajna rozmowa. Położna walnęła mi niezłą gadkę o zaletach porodu naturalnego i kręciła tak rozmową żebym tylko zrezygnowała ze swojego pomysłu. Doszło do tego, że się poryczałam i kobieta zrezygnowała z dalszego namawiania. Powiedziała nam, że w takim razie wysyła do szpitala w którym mieliśmy rodzić prośbę o wizytę w sprawie cesarki. Na wizytę czekaliśmy kilka tygodni. To miała być również rozmowa z położną. Wizyta wyglądała podobnie jak u mojej położnej. Myślałam, że to będzie tak jak u lekarza w gabinecie czyli od razu przechodzimy do konkretów ale nie, najpierw było nawijanie makaronu na uszy czyli gadanie o pierdołach. Wszystko po to żeby uśpić moją czujność i poprowadzić tak rozmowę żebym stwierdziła, że jednak chcę rodzić naturalnie. Ta położna też sobie nie poradziła ze mną i stwierdziła, że ona nic tu nie poradzi i odsyła mnie na rozmowę do wyższej instancji czyli lekarza. Po dwóch tygodniach wpadliśmy spóźnieni do gabinetu lekarki z Ukrainy. Bałam się tej wizyty jak cholera ponieważ wiadomo jak Ukraińcy nas lubią i doskonale wiedzą, że wielu Polaków ich też nie lubi. Ponieważ spóźniliśmy się (źle nas pokierowano i czekaliśmy w złym miejscu) lekarka od razu przeszła do konkretów. Powiedziała mi to co wcześniej usłyszałam od położnych, że nie kwalifikuję się do cesarki oraz że w Szwecji nie robi się cesarek na życzenie. To nie była łatwa rozmowa. Powiedziałam o swoich powodach i lekarka stwierdziła, że musi to skonsultować z innym lekarzem. Powiedziała też, że już teraz może mi obiecać, że będę miała wyznaczony termin porodu ale że nadal będą optować za tym żebym urodziła naturalnie. Jeżeli stwierdzę, że nie dam rady to zrobią mi cesarkę. Pan B. powiedział, że to wielki sukces ponieważ w tej chwili oddziały ginekologiczne są tak przepełnione, że niekoniecznie mogłabym urodzić w wybranym szpitalu.
Ostatnia wizyta miała być już tą decydującą. Lekarka jak tylko usiedliśmy powiedziała nam, że otrzymałam zgodę na cesarkę, ale żebym jeszcze raz opowiedziała o swoich powodach i powiedziała, że na pewno tego chcę. Na koniec powiedziała nam, że w ciągu dwóch tygodni przyjdzie pismo z wyznaczonym terminem cesarki. Teraz tylko zostało dotrwać do wyznaczonego terminu. Po niecałych dwóch tygodniach przyszło pismo z terminem na drugiego marca. Pierwszego marca mieliśmy przyjechać na wizytę u lekarza, który miał nam objaśnić przebieg zabiegu. Prawdę mówiąc byłam trochę zawiedziona, że tak długo mam czekać na zabieg. Zaczęłam nawet podejrzewać spisek, który ma na celu przetrzymanie mnie jak najdłużej żebym zaczęła rodzić wcześniej i nie miała cesarki. Z drugiej strony lekarka powiedziała, że jeżeli zacznę rodzić wcześniej to i tak mam zagwarantowaną cesarkę – no chyba, że nie zdążą. To mnie trzymało w pionie. No ale jak to w moim przypadku zawsze wszystko idzie na opak tak i z porodem wyszło inaczej niż sobie zaplanowałam, ale o tym już w poście o porodzie w szwedzkim szpitalu.