Szwecja na co dzień,  Z życia wzięte

O tym jak o mało nie dostałam w pralni w paszczę – z cyklu jak zrobiłam z siebie idiotkę.

W naszym bloku każdy z mieszkańców ma swój kluczyk, który blokuje wybrany czas na pranie. Niestety ja mam mały problem z datami i któregoś dnia ten problem dał się nam mocno we znaki.

Kończąc pranie, zawsze bukuję kolejny termin i tym razem też tak zrobiłam. Kiedy przyszedł dzień prania, zebraliśmy z Panem B wszystko, co trzeba i pomaszerowaliśmy do pralni. Wchodzimy, a tam pralki chodzą w najlepsze! Wkurzyłam się, bo mieliśmy swojego prania dosyć sporo, a każdy ma obowiązek przestrzegać swojego czasu. Zasada w tym wypadku jest taka, że ma się prawo wyładować czyjeś pranie z pralki. Taka osoba od prania przed nami może jeszcze przez ponad pół godziny korzystać z suszarni. Chodziłam wściekła przy tej chodzącej pralce i mamrotałam, że co za chamstwo. Szwedzi są przecież bardzo obowiązkowi i terminowi i to dziwne, że coś takiego się tu dzieje. To na pewno jakaś menda z innego państwa. Pan B. stwierdził, że przyjdziemy za 25 minut kiedy skończy się pranie. Na to ja odpowiedziałam, że zaraz zaraz, to jest nasz czas i mamy prawo z niego korzystać, a ta osoba powinna dostać nauczkę, ponieważ będzie to dalej robić! Wzięłam wózek i wyłączyłam pralkę. Ze złością władowałam ociekające wodą pranie do wózka. Załadowałam nasze pranie i jeszcze nagadałam Panu B., że przecież sam mi opowiadał, jak ktoś mu wywalił pranie, bo o nim zapomniał. Pan B. pokręcił z dezaprobatą głową i postanowił napisać „list miłosny” do osoby od wywalonego prania i przylepić go na drzwi wejściowe. W domu jeszcze trochę mnie nosiło, trochę się obawiałam, że ktoś może mieć do nas pretensje no ale przecież to w końcu był nasz czas, prawda? W końcu nadszedł moment na zmianę pralek. Poszliśmy do pralni i zobaczyliśmy, że wywalone pranie suszy się w suszarni. Wkurzona powiedziałam do Pana B., że przecież już jest nasz czas suszenia i co to ma być! Nagle zobaczyłam ruch i jakąś kobietę w kurtce. Wyglądała jak jakaś inkasentka z gazowni. Babsko zaczęło kiwać na mnie ze złą miną. Szturchnęłam Pana B., że jakaś kobieta coś od nas chce. No i się zaczęło…… Baba zaprowadziła Pana B. do tablicy i zaczęła coś głośno krzyczeć. Tak mnie zamurowało, że nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa z tego co ona wykrzykiwała. Pan B. mnie zawołał i pokazał mi tablicę. Okazało się, że nasz czas był dnia poprzedniego! Niestety, żadne z nas nie pomyślało, żeby sprawdzić, czy tego dnia faktycznie jest nasz czas prania. A baba się darła jak oparzona i trzaskała drzwiami. Dobrze, że się nie poślizgnęła na wodzie ze swojego prania, bo jeszcze mielibyśmy problem. Przeprosiliśmy ją i powiedzieliśmy, że jeszcze raz wypierzemy jej pranie. Pan B. zabrał się też za sprzątanie wody po jej praniu. No i tak ja, taka uporządkowana i pilnująca zasad, zrobiłam wtopę z terminem w pralni.

A tak na koniec, to wiecie, że nie wszyscy mają tak fajnie, że mogą sobie zostawić swoje pranie i pójść do domu? Moja koleżanka opowiadała mi, że w jej budynku trzeba nie dość, że być punktualnie, bo inaczej zaraz się ktoś właduje z praniem, to trzeba siedzieć plackiem, żeby ktoś w jej czasie prania nie wywalił jej rzeczy z pralki. Robią to ludzie z Afryki i Azji i nie wiadomo czy nie znają zasad, czy zwyczajnie nie chcą się do nich stosować, bo uważają, że jest im wszystko wolno tylko dlatego, że mają inny kolor skóry.

 

2 komentarze

  • Gabi

    Haha, rozbawiłas mnie tym 😀 Mi się nigdy nic takiego nie zdarzyło, ale ja z drugiej strony do wszystkiego podchodzę pod kątem „3x sprawdź i 2x się upewnij” 😀 Więc kiedy robię pranie, to tego samego dnia wcześniej zaglądam do pralni, by się upewnić, czy na pewno tego dnia zabukowałam… A potem i tak schodząc na dół z praniem jeszcze raz się upewniam 😀