Kuchnie świata,  Rumunia

Smaki świata czyli rumuńskie niebo a właściwie słońce w gębie.

Rumunia zawsze odkąd pamiętam gdzieś tam przewijała się w moim życiu. Mój wujek miał kolegę z Rumunii, który przywoził mojej cioci piękne apaszki z kolorowymi, błyszczącymi nitkami. Strasznie chciałam mieć taką apaszkę w błyszczącą kratkę (to był początek mojej świra na punkcie ciuchów). O Rumunii opowiadała w klasie szkoły podstawowej moja koleżanka, która z rodzicami pojechała samochodem do Grecji i przejeżdżała przez Rumunię. Opowiadała straszne rzeczy o dzieciach żebrzących przy drogach. Dzieci, które szczerze cieszyły się z otrzymanego chleba i konserw. Od razu doceniałam życie w Polsce, chociaż komunistycznej ale nie takiej głodnej. Jeżeli chodzi o szkołę podstawową to moja nauczycielka z klasy 1-3 miała koleżankę w Rumunii. Nie pamiętam już czy to była Polka, która wyjechała do Rumunii czy też Rumunka z krwi i kości. Moja wychowawczyni zawsze na wiosnę dostawała od swojej koleżanki taką, małą kukiełkę. Laleczka była zrobiona z czerwono-białej włóczki i Pani K. co roku nam pokazywała jaką tym razem dostała kukiełkę i opowiadała o zwyczaju związanym z laleczką. Według jej opowieści Rumunii na wiosnę wkładają taką kukiełkę pod kamień i wtedy ma się spełnić ich życzenie. Nie wiem może coś przekręciłam to już w końcu 30 lat minęło od czasów kiedy słuchałam i oglądałam włóczkową laleczkę. Będąc w Rumunii widziałam takie włóczkowe laleczki ale nie wyglądały one tak jak te które pamiętam. Te mojej nauczycielki były większe i ładniejsze. Hmm a może czas trochę zmienił i wyolbrzymił te stare laleczki. Zaraz potem był przewrót i śmierć przywódcy Rumunii – Nicolae Ceaușescu. Pewnego dnia wiele lat później zobaczyłam w tv ciekawy program o Rumunii. Program był bardzo prześmiewczy i krytyczny ale nagle przypomniało mi się bezpieczne dzieciństwo, a Rumunia wyglądała dokładnie jak Polska sprzed kilkunastu lat. W ten sposób Rumunia stała się moim, turystycznym marzeniem. Wyobraźcie sobie jak zgrzytnęłam zębami gdy po zmianie miejsca pracy dowiedziałam się, że moje koleżanki jadą na firmową imprezę do…..Bukaresztu! W rumuńskiej stolicy w 2008 roku otwarto Fashion House i z tej okazji zaproszono ekipy z wszystkich, pozostałych FH. Taka okazja przeszła mi wtedy koło nosa… Moje marzenie spełniło się w końcu w roku 2012. To była bardzo wyjątkowa wyprawa ponieważ była pierwszą wycieczką z Panem B. – była początkiem naszego związku. Trasa naszej wycieczki biegła przez trzy państwa: Rumunię, Mołdawię i Ukrainę i po kolei będę opowiadać o tych państwach ale najpierw zacznę od bardzo istotnej kwestii, której należy poświęcić osobny wpisik czyli od jedzenia! Wiem, że wiele osób wyjeżdżając za granicę nie stara się próbować miejscowych specjałów. Nie wiem czy się boją czegoś czy myślą, że miejscowy fastfood jest gorszy od syfu z Maca? Moim zdaniem to ogromny błąd bo poznawanie obcych kultur to również poznawanie ich smaków. A to miejscowe jedzenie często jest tańsze od amerykańskiego szitu, a nie wspomnę o jakości.

Jaka jest kuchnia rumuńska? Wspaniała! Jest pełna wpływów tureckich i śródziemnomorskich – taki kociołek bałkański. Rumuni kochają mięso. Ich mięsne potrawy są bardzo dobrze przyprawione ale niestety trochę tłustawe. Ich ulubionym przysmakiem są mititei czyli opiekane na ruszcie mięso mielone, które wygląda jak małe kiełbaski. Robi się je najczęściej z mieszanki mięsa wieprzowego, wołowego i jagnięciny. Mieszankę mięsną doprawia się przyprawami takimi jak – czosnek, pieprz, tymianek, kolendra, anyż i cząber. To jest coś jak bałkańskie cevapcici. Najczęściej podawane są z frytkami i surówką. Niestety będąc dwa razy w Rumunii ani razu nie spróbowałam tego specjału, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja.

Uwielbienie do tłustego mięsa przejawia się również w jedzeniu skwarek. Nie są to jednak takie skwarki jakie my znamy ale coś totalnie innego, co się dosłownie rozpływa w ustach. Nie lubię skwarek i szczerze mówiąc gdybym wiedziała, że dostałam skwarki do jedzenia to bym się dwa razy zastanowiła… Ale nie wiedziałam i bardzo dobrze, bo to było coś przepysznego.

Coś co jest wspaniałe w Rumunii to ich chleb. W życiu nie jadłam tak pysznego chleba. Tak wiem, jest biały i pewnie strasznie kaloryczny. Nie ważne, jest przesmaczny i można go jeść bez niczego na sucho.

Tradycyjnym, rumuńskim specjałem są sarmale czyli gołąbki. Nie są to jednak gołąbki takie jak polskie. Nasze, polskie gołąbki wyglądają przy rumuńskich na wielkie spasione gołębie. Te rumuńskie są małe i zawinięte albo w kapustę albo w liście winogron i często gotuje się je na warstwie szatkowanej kapusty z pomidorami. Podaje się je najczęściej z mamałygą.

Co to jest ta mamałyga? Nazwa wskazuje na coś niesmacznego ale tak nie jest. Mamałyga jest rumuńskim odpowiednikiem naszych ziemniaków. Oni jedzą o wiele mniej ziemniaków. Na obiad są to raczej frytki niż takie tradycyjne ziemniaki z wody. Tak w ogóle to mamałyga jest narodową, rumuńską potrawaą. Popularna jest również w Mołdawii i na Ukrainie. To taka papka z mąki/kaszy kukurydzianej albo gryczanej, gotowana aż do ścięcia. Mamałyga kiedyś była potrawą biedoty i często zastępowała chleb, który spożywano tylko w niedzielę i święta. Zastępowała chleb ponieważ można ją przygotować w taki sposób żeby miała konsystencję pozwalającą na ukrojenie pajdy. Mamałygę podaje się w wersji na słono i słodko. Na słono jest podawana z serem bryndzą, śmietaną, a nawet z jajkiem. Mówi się, że to słońce na talerzu. Faktycznie często jest niesamowicie żółta.W rumuńskich knajpkach mamałygę wykorzystuje się do tworzenia ciekawych kompozycji, które wyglądają jak twarz albo…cycki.

Do mamałygi podaje się oprócz sarmali różnego rodzaje potrawki i gulasze. No i surówki czyli najczęściej świeży ogórek, pomidory i siekana kapusta.

Bardzo popularne są również warzywa grillowane i piersi kurczaka.

  Z sałatek szczerze mówiąc nie zauważyłam nic odkrywczego – ot wariacje śródziemnomorskie na temat pomidora, ogórka i piersi z kurczaka. Bardzo dobre zresztą.

Jeżeli chodzi o zupy to rumuńskie ciorby, bo tak się u nich mówi na zupy są przepyszne.

Do zupy Rumunii podają zawsze dużo chleba i w zależności co to jest za zupa też inne dodatki. A tych zup jest całkiem sporo. Jest zupa warzywna czyli ciorba de legume, zupa z wołowiną, zupa rybna, zupa z kluskami lanymi, zupa z mielonym mięsem i ryżem, rosół z kurczaka z kwaśną śmietaną, jajkiem i czosnkiem i moja ukochana ciorba de burta.

Ciorba de burta to flaki! Ja uwielbiam flaki, ale takich flakich jakie podają w Rumunii to nigdzie nie jadłam i już żadne inne flaki nie będą mi tak smakować jak te z Rumunii. Co jest w nich takiego szczególnego? Są o wiele delikatniejsze od polskich i takie, bardziej eleganckie. Gotuje się je na mleku a potem na koniec dodaje się dużo śmietany. To nie jest przejrzysty, jak w przypadku polskich flaczków rosół, ale mocno zabielona zupa i zakwaszona delikatnie octem. Wiem, że niektórzy dodają do niej również żółtko jajka. Do rumuńskich flaków podawane są dodatki w osobnych naczynkach czyli bardzo gęsta śmietana, czosnek w jakieś zawiesinie (tego nie rozpoznałam być może to ocet winny albo olej) oraz papryczka chilli, no i obowiązkowo chleb.

Oczywiście zaraz poszperałam w necie i znalazłam kilka przepisów na flaki po rumuńsku. Mam zamiar znaleźć w Sztokholmie surowe flagi i ugotować taką, rumuńską ciorbę de burta. Dla zaciekawionych tematem mam przepis:

Ciorba de burta
1 kg flaków wołowych, sparzonych, niedoprawianych
2 kostki rosołowe
1,5 l wody
0, 5 l mleka
jedna  marchewka
1 cebula
mały kawałek selera korzeniowego
5-6 ząbków czosnku
pół kubka śmietany
biały ocet winny
liść laurowy
ziele angielskie
sól, pieprz
2 żółtka
1 łyżka mąki
Do podania:
pół kubka kwaśnej śmietany
ostre marynowane papryczki
5 ząbków czosnku
2 łyżki białego octu winnego
łyżka oleju
Flaki opłukać i Gotować do względnej miękkości z zielem angielski, cebulą, czosnkiem i selerem, a następnie pokroić w Paski. Pokrojone flaki wrzucić do wywaru. następnie dodać pokrojone w kawałki lub starte na tarce marchewki. dodać kostki rosołowe i wyciśnięte trzy ząbki czosnku. Zagotować. Zaprawić octem do smaku, dodać sól i pieprz. W osobnym naczynku rozrobić śmietanę i mąkę z gorącą zupą i dolać do zupy. Przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku zmieszać z octem, olejem i szczyptą soli w osobnym naczynku, tak, aby każdy mógł doprawić sobie swoją porcję według uznania. Podawać z papryczkami, śmietaną i chlebem.

To co jest ciekawe to rumuński kebab. Często podaje się go w normalnej bule – takiej bardziej hamburgerowej. Całkiem niezły.

Rumunii też uwielbiają słodkości. Najbardziej popularnym w Rumunii deserem są papanasi czyli wielkie pączki nadziewane dżemem. Podaje się je ze śmietaną. Takie pączki mogą być też z czekoladą. Faktycznie w knajpkach widziałam, że prawie każdy to zamawiał na deser do kawy. Niestety nie spróbowałam tego specjału ale jeżeli będzie jeszcze okazja to na bank ich skosztuję. Zjadłam za to coś innego co było nieziemsko pyszne. To zapiekane jabłko z boskim farszem orzechowym, skórką pomarańczową i czymś jeszcze czego nie rozpoznałam. Rumunii również uwielbiają naleśniki, nasączone syropem ptysie z kremem i specjał, który do Rumunii przywędrował z Turcji czyli baklava.

Miałam też okazję spróbować domowego ciasta z wiśniami, a do tego kawa z mlekiem prosto od krowy. Niebo w gębie. A wszystko to w prawdziwej wiosce dosłownie zabitej dechami.

Na koniec coś o napojach i trunkach. W Rumunii bardzo popularnym napojem jest lemoniada. Nigdzie tak dobrej lemoniady nie piłam. Do tego często jest podana w ciekawych naczyniach. Polecam.

Z alkoholi bardzo popularne są wina. Do Polski docierają rumuńskie wina ale jest ich niewiele. Starsze roczniki znają wina Cotnari i Murfatlar. Ja też kojarzyłam te wina ale nie wiedziałam, że może być tyle win z tych winiarni.Te sprowadzane do Polski to jakieś jedne z najgorszych odmian. Rumunia ma wiele pysznych win i chyba jedne z najlepszych to te ze szczepów Feteasca. Do tego są w fajnej cenie! W knajpach bardzo często można się napić młodego, stołowego wina – często z miejscowych/domowych wyrobów winiarskich.

Oprócz win popularnym alkoholem w Rumunii są wódki owocowe oraz śliwowica. Te alkohole można kupić spod lady prosto od lokalnego wytwórcy.

Mam nadzieję, że już tym pierwszym wpisem zachęcę Was do odwiedzenia Rumunii. To przepiękny kraj ze wspaniałą kuchnią. Do tego w całkiem normalnych cenach – czasami na poziomie polskich cen, a czasami i niższych. Rumunia zaczyna robić się bardzo popularna, a wraz z napływem turystów ceny zaczną rosnąć w górę tak jak stało się to w Chorwacji i dzieje się w Bułgarii. Korzystajcie z tego, że Rumunia nie jest jeszcze oblegana przez rzesze turystów!

A jeżeli chodzi o knajpki, które mogę Wam polecić to:

  • Cluj-Napoca – restauracja Roata z tradycyjną, rumuńską kuchnią: link
  • Brasov – restauracja Sergiana z kuchnią rumuńską: link
  • Predeal – restauracja Dragului: link
  • Sibiu – restauracja regionalna Capa: link  

Więcej o samej Rumunii z mnóstwem zdjęć już wkrótce!

2 komentarze

  • Kuba

    Mici nie są podawane z frytkami, zawsze z chlebem i musztardą, najczęściej są zrobione z samej wieprzowny. Jeśli jadłaś w Rumunii dobry chleb, to chyba importowany 🙂 Owszem da się znaleźć dobry chleb, ale to zdecydowanie rzadkość. Palinka to śliwowica. Papanasi nie są nadziewane słodkim serem, ich ciasto jest robione ze słodkim serem.
    Oczywiście nie można poznać dobrze kuchni kraju przebywając w nim przez kilka dni, ale po co to opisywać wprowadzając ludzi w błąd…

    • Agnes

      Dzięki za uwagi, faktycznie palinka to śliwowica, a paczki są nadziewane marmoladą – aczkolwiek są robione z twarogiem. Poprawiłam:) Jeżeli chodzi o chleb to nie wiem jaki Ty jadłeś chleb w Rumunii – być może jakiś najgorszy ze sklepu, może powinieneś spróbować innego? Mój znajomy, który mieszka 8 lat w Rumunii także uważa, że rumuński chleb jest genialny. I zapewniam Cię, że nie jadłam chleba importowanego – był za tani i zbyt świeży jak na chleb importowany. Nie wiem może Ty jadłeś taki odpowiednik polskiego krojonego w worku, który też jest paskudny ale za to najtańszy:) Jeżeli chodzi o miti to chyba Ty masz nieaktualne wiadomości albo niedokładne. Nie jadłam tego ale nie sądzę, żeby przewodniki do których zajrzałam pisząc tego posta i opisywały bzdury. Net nie jest wiarygodnym źródłem ale polecam:https://housepantherphotography.wordpress.com/2013/02/12/mititei-and-sarmale/ , https://www.google.se/search?q=mititei&biw=1920&bih=920&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwiBirDP_a3JAhUBjSwKHaylBwAQ_AUIBigB# – nawet przyprawa do mititiei ma na obrazku kiełbaski z frytkami. Zgadzam się tradycyjnym sposobem podania są kiełbaski z musztardą i chlebem ale sorry nie pisz bzdur, że się ich nie podaje z frytkami nawet jeżeli jest to pod turystów bo to Ty wprowadzasz ludzi w błąd pisząc takie bzdury. Druga sprawa to regiony różnią się od siebie co przejawia się również w kuchni. Jako wielki znawca powinieneś o tym wiedzieć:) Nie wiem też dlaczego stwierdziłeś, że w Rumunii byłam kilka dni – byłam dwa razy w Rumunii i nie było to kilka dni i widziałam sporą część tego państwa więc coś o nim wiem. Radzę czytać z większym zrozumieniem:) Mam wrażenie, że wstałeś dzisiaj lewą nogą i przyhejtowałeś mi. Nie wiem wszystkiego i lubię celne uwagi i zawsze poprawiam błędy tak jak to teraz zrobiłam, ale nie lubię gdy ktoś po chamsku próbuje mi wcisnąć kity nie znając do końca tematu. Pozdrawiam serdecznie i życzę więcej życzliwości:)