Izrael,  Jordania

Wycieczka do Izraela i Jordanii cz. III

O wycieczce do Izralea pisałam już w postach zajrzyj tutaj do części pierwszej i zajrzyj tutaj do części drugiej .
Większość wycieczki stanowił ku naszemu ubolewaniu Izrael – tzn. wszystko byłoby fajnie gdyby odpuścili kilka kościołów a zamiast tego dali twierdze krzyżowców. Na Jordanię mieliśmy przeznaczone dwa dni czyli tyle co nic. Zaraz przed granicą dowiedzieliśmy się, że niestety musimy opuścić nasz luksusowy autobus z przesympatycznym kierowcą. O tym kierowcy nasza pilotka opowiedziała nam ciekawą historię. Kierowca był kawalerem i po któreś z kolei polskiej wycieczce stwierdził, że bardzo mu się podobają polskie dziewczyny. Postanowił zrobić wrażenie i nauczyć się kilku polskich zwrotów typu „cześć”, „jak się masz” czy „ładnie wyglądasz. Zagadał więc do któregoś z męskich wycieczkowiczów czy mógłby go nauczyć ładnych słów które by zrobiły wrażenie na pięknych Polkach. Polak jest zawsze chętny do pomocy więc kierowca szybko dostał porcję słówek do nauki. Niestety mocno się zdziwił kiedy po pierwszej próbie zrobienia wrażenia dziewczyna dziwnie się na niego spojrzała i tak było z kilkoma następnymi. Stwierdził, że coś tu nie gra i postanowił zasięgnąć języka u naszej pilotki. To czego się nauczył i co mówił wchodzącym do autobusu dziewczynom brzmiało „cześć, fajne masz cycki”. Facet trochę się wkurzył i powiedział, że już nigdy więcej nie będzie się uczył polskiego od Polaków.
Tak więc usłyszeliśmy, że zabieramy swoje walizki, przechodzimy z nimi przez granicę i potem wsiadamy do autobusu który nas powiezie przez Jordanię. Na przejściu czekały na nas atrakcje polegające na kontroli bagażu. Tak się złożyło, że Pani Przekupce kazali otworzyć walizkę. Nic tam nie przewoziła czego nie wolno przewozić ale okazało się, że baba nakradła miodów, masełek i dżemików ze śniadań i jeden z tych miodów jej się rozwalił. Babsko zamiast wziąć swoją walizkę i odejść dalej zaczęło wszystko wygrzebywać i tamować ruch. To już było zbyt wiele i otworzyłam paszczę żeby się przesunęła bo pozostali mają problem z przejściem i zabraniem swojego bagażu. W odpowiedzi otrzymałam parę słów na swój temat i…..miód który małpa zostawiła na stole na który zjeżdżały z taśmy walizki. Tak przy okazji to Przekupka nie tylko mi zalazła za skórę. Nasz znajomy Pan M. aż zębami zgrzytał żeby babie czegoś nie powiedzieć. Na przejściu jordańskim poznaliśmy naszego kolejnego przewodnika. Ten to potrafił zrobić pierwsze wrażenie. Kierownik wycieczki pierwsza klasa. Wszyscy byli pod wrażeniem jak nas kierował do okienek kontroli paszportowej. Po wyjściu z budynku granicznego okazało się, że nasz autokar już nie jest taki fajny jak ten w Izraelu i do tego dosiadła się do nas dodatkowa osoba. To był turystyczny policjant. W Jardanii jest spore bezrobocie i król chcą je zmniejszyć wymyślił turystyczną policję. Każda wycieczka autokarowa musi mieć przy boku takiego policjanta. Za policjanta oczywiście trzeba zapłacić. A co taki policjant robi? Nic! Siedzi sobie w autokarze, chodzi z wycieczką po obiektach a jak co do czego to go nie widać. Pilotka nam opowiedziała historię jak kiedyś trafiła z wycieczką na jakąś dużą demonstrację na której leciały kamienie. Myślała, że w razie czego turystyczny policjant wkroczy do akcji ale ten nagle gdzieś się zapodział i pojawił się jak się uspokoiło.
Zapakowani w autobus pomknęliśmy w kierunku stolicy Jordanii Ammanu w której mieliśmy mieć nocleg. Zanim tam dotarliśmy zwiedziliśmy Jerash jedno z najlepiej zachowanych starożytnych miast. Fajne miejsce, bo astmosfery nie psuły tabuny turystów.

Z Jerash ruszyliśmy do Ammanu, który przejechaliśmy ekspresowo zajeżdżając na chwilę pod ogromny meczet Abdullaha I i na wzgórze na którym znajduje się cytadela. O tym miejscu już pisałam w poście zajrzyj tutaj . To jedno z tych miejsc do których chciałabym wrócić. Niestety na rzymski amfiteatr popatrzeliśmy tylko z daleka.

Spaliśmy w hotelu który znajdował się w wyjątkowo dobrej lokalizacji. Dzięki temu mogliśmy wybrać się na spore zakupy i popatrzeć na ludzi. O dziwo nawet specjalnie nikt nie zwracał na nas uwagi i nie zaczepiał. To pewnie dlatego, że prawie cała wycieczka znalazła się w jednym centrum handlowym. W drodze powrotnej do hotelu już nie było tak fajnie. Co chwila jakiś samochód zwalniał i zaczynały się zaczepki kolesi siedzących w środku. Po jakimś czasie Pan B. kazał mi iść środkiem chodnika, a sam odgrodził mnie od ulicy. Teraz jak sobie o tym przypomnę i o moim głupim podejściu do stroju – kto ubiera obcisłe spodnie i bluzkę do kraju arabskiego? Tylko idiotka albo szon szukający okazji.

Następnego dnia wyjechaliśmy w kierunku Akaby w której mieliśmy mieć nocleg. Po drodze zaliczyliśmy górę Nebo i Madabę w której oglądaliśmy niesamowitą mozaikę. Na górze Nebo byliśmy świadkiem niezłej aferki. Napisałam wcześniej, że na granicy byliśmy olśnieni naszym jordańskim przewodnikiem jak się szybko okazało była to niezła zmyłka. Facet kompletnie nic nie robił – dokładnie jak policjant turystyczny. Okazało się, że bardzo słabo zna język angielski i nie może nam zbyt wiele opowiedzieć o Jordanii. Tak więc jego rolę przejęła nasza pilotka. Na górze Nebo kiedy Aneta oprowadzała nas po wystawach i opowiadała o tym ważnym dla chrześcijan miejscu nagle podszedł do niej ktoś z obsługi i zaczął wrzeszczeć. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że nasz przewodnik ni w ząb nie potrafi się z nami porozumieć. Skończyło się tak, że szybko się zwinęliśmy i pojechaliśmy dalej.

Naszym głównym celem była bajkowa Petra. O Petrze marzyłam od chwili zobaczenia jednej z części Indiana Jones. Pamiętacie moment kiedy wąwóz otwiera się i ukazuje się wykuta w skale świątynia? Tak jest naprawdę tylko….wrażenie psuje tłum turystów i powozy które ciągną biedne konie.


Niestety nie daliśmy rady wszystkiego zobaczyć ale postanowiliśmy tam kiedyś wrócić.

W Petrze dopadł nas pech. Rozkraczył nam się autokar. Na tę wiadomość stwierdzliśmy, że teraz to sobie pośpimy w autokarze i jutro od razu pojedziemy do Izraela na lotnisko. O dziwo nowy autokar podstawiono nam w miarę szybko. Przy okazji okazało się, że taki turystyczny policjant to jednak się czasami przydaje. Nasz bardzo chętnie zaczął pomagać paniom w przechodzeniu przez ulicę na drugą stronę (do sklepu). Niestety te kilka godzin które straciliśmy na czekaniu na nowy autobus sprawiły, że do Akaby dojechaliśmy późnym wieczorem. Rano zjedliśmy śniadanie i Akabę z Morzem Czerwonym zobaczyliśmy przez okno.
Granicę przekroczyliśmy bez problemów (słyszałam, że służby izraelskie potrafią trzymać na granicy kilka godzin i na koniec odmówić wpuszczenia do swojego państwa). Ruszyliśmy na północ do Tel-Avivu zatrzymując się po drodze na posiłek. Jechaliśmy i jechaliśmy i wieczorem dotarliśmy na lotnisko.
Na lotnisku zaczęło się maglowanie i trzepanie. „Szczęśliwcy” wśród których znowu znalazła się Pani Przekupka kierowani byli do szczegółowej kontroli bagażu rejestrowanego. Każdy został odpytany z tego co robił w Izraelu. Dopiero potem mogliśmy nadać walizki, przejść kontrolę bezpieczeństwa i….pójść na autobus który nas zawiózł do terminala.Myśleliśmy, że zrobimy jakieś zakupy w strefie wolnocłowej ale kiedy zobaczyliśmy ceny stwierdziliśmy, że tym razem sobie podarujemy i poszliśmy na kawę. W końcu wybiła godzina odlotu i powędrowaliśmy do naszej bramki a tam niespodzianka. Naszym samolotem leciały wycieczki ortodoksyjnych Żydów. W samolocie zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy obserwacje – a było co obserwować. Przez kilka godzin lotu mieliśmy wrażenie, że siedzimy w kinie. Wystartowaliśmy z opóźnieniem ponieważ obsługa nie mogła sobie poradzić z izraelską częścią podróżnych. Co jeden usiadł to następny wstawał. Nasza pilotka powiedziała nam, że co żydowska wycieczka to jest istny cyrk ponieważ zanim oni usiądą na swoich miejscach każdy z każdym musi zamienić parę słów – muszą się zapoznać. W samolocie zobaczyliśmy to na własne oczy. Ustawiali swoje bagaże, siadali na chwilę i zaraz wstawali i zaczynali wędrować po samolocie. Przez to tworzyła się kolejka w przejściu bo przecież kolejni wchodzili do samolotu. Skończyło się na wściekłych pokrzykiwaniach zdenerwowanych stewardes i w końcu mogliśmy ruszyć. Jak tylko zapaliło się zielone światełko zaczęły trzaskać klamry od pasów i Izraelici zaczęli imprezę na pokładzie samolotu. Wyglądało to tak, że biegali po całym samolocie, tworzyły się grupki dyskutujących, inni siedzieli na miejscach i się modlili. Do tego robili sobie zdjęcia – najlepiej jak w tle siedziała jakaś dziewczyna. Nam się trafił sąsiad, który cały czas nas obserwował. Co nie zrobiliśmy to cały czas pod obstrzałem jego spojrzenia. Nawet nie wiem kiedy lot minął.
Pomimo tego, że nie do końca odpowiadał nam program tej wycieczki uważamy, że była to najlepsza zorganizowana wycieczka na jakiej byliśmy. Z tej wycieczki przywieźliśmy też znajomych z którymi do dzisiaj utrzymujemy kontakt i mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś gdzieś się spotkamy.
Pozdrawiam Panią Wiolettę, Pana Mirka, Renatę i Macieja – dzięki Wam ta wycieczka była fantastyczna!

4 komentarze

  • trudneg

    Polacy mają dziwne żarty edukacyjne, to w kwestii „cycków”, ale najważniejsze jest jedno: dlaczego na wycieczce nie było Czesława?

  • Mirek

    Jak miło powspominać. Dla nas wspomnienia tej wycieczki też są bardzo miłe. Też rozważaliśmy jeszcze raz podróż w te klimaty. My też bardzo cieszymy się , że Was poznaliśmy i myślę iż uda się spotkać. Pozdrawiam całą Trójkę. W i M B.

    • Agnes

      Wiedziałam, że się spodoba. My czujemy pewien niedosyt i na bank wybierzemy się i do Izraela i do Jordanii. Pozdrawiamy serdecznie!