Ostre tematy,  Z życia wzięte

Co zmieniło dziecko w moim życiu.

Dziecko faktycznie zmienia w życiu wiele. Prawdę mówiąc zmienia wszystko bo g…o prawda, że można żyć jak wcześniej – no chyba, że dziecko się samo wychowuje albo wychowują je dziadki.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – tak, to się świetnie tyczy rzeczywistości w której pojawia się dziecko. Kiedy maluch przychodzi na świat nagle dostrzega się pewne niuanse na które wcześniej nie zwracało się uwagi. 

To mi się zmieniło nie tyle po urodzeniu dziecka ale po przejściu poronienia. Wstyd mi za to ale kiedy moja koleżanka z pokoju straciła ciążę i poszła na zwolnienie lekarskie w pewnym momencie byłam na nią zła, że jeszcze nie wraca do pracy. To był gorący okres przygotowywania umów dla szpitali kiedy nie ma czasu żeby pójść do toalety. Wstyd mi za to bo teraz wiem jak to jest i jak to wali po głowie.

Tym samym przechodzimy do tematu pt. Egoizm singielek ale też osób, które nie mają małych dzieci.

Nie wiem o co chodzi ale osoby które nie mają dzieci myślą, że nie masz co robić tylko przyjmować gości. Siedzisz sobie w domu i marzysz o tym żeby przyjmować tabuny gości i zmywać po nich góry naczyń. Nie pomyślą o tym, że ja też bym chętnie wyszła z domu do kawiarni – nawet z małym dzieckiem. Takie osoby nie myślą też o tym, że dziecko chce iść spać. Kiedyś sto lat temu umówiłam się z moją koleżanką na kawę u niej. Kasia od razu mi zakomunikowała, że muszę o tej i o tej godzinie się ewakuować bo jest kąpiel jej córki a potem spanie. Nie obraziłam się i mało tego bardzo mi się to spodobało. Niestety wiem, że niektóre osoby mogą się na takie słowa obrazić. Tak więc okroiłam trochę znajomych.

Z drugiej strony pojawiają się propozycje wyjścia na imprezę. Na pewno mam tak dosyć małego bachora i jego ojca, że z dziką chęcią ruszę w miasto żeby się urżnąć w trupa. Jak ktoś mnie przy okazji przeleci to przynajmniej będzie o czym plotkować. W Szwecji zresztą taka rozwiązłość to nic dziwnego.

Po urodzeniu Małej weszłam w inny świat – świat dzieci i matek. Czasami gdy czytam albo słucham niektórych opowieści to dosłownie oczy wybałuszam ze zdziwienia bo czy nie jest szokujące przyniesienie dziecku w prezencie butelki whisky? Aaa przepraszam to prezent dla dumnego tatusia tylko kuźwa gdzie prezent dla mamusi? Tylko dawcy spermy coś się należy? Nie wiem czy zauważyliście ale to głównie ojciec dostaje pochwały za dzidziusia. Mamusia to tylko inkubator i mleczarnia.

No dobra temat inne mamuśki…. Madki-wariatki. W życiu nie pomyślałabym, że inne matki mogą być tak za przeproszeniem pierdolnięte. Świat mamusiek to jakiś kosmos w którym jedna jest mądrzejsza od drugiej. Najśmieszniejsze są matki-przechwalaczki, matki-kłamczuszki i matki-zazdrośnice. Te pierwsze chwalą się  jak najęte, że ich dziecko to to robi a tego już nie robi. Matki-zazdrośnice to często matki-kłamczuszki. Zazdroszczą – bo jakim prawem Twoje dziecko śpi 11 godzin bez przerwy. No prawie bez przerwy bo 6 rano przez sen woła o smoczka. Jakim prawem Ty masz lepiej od nich? One muszą mieć tak samo więc kłamią jak najęte, a jak nie kłamią to Cię uświadamiają, że to się zaraz może zmienić. Nie rozumiem tego. Czasami nie mogę czegoś znaleźć w necie albo zwyczajnie chcę się poradzić jakieś koleżanki i nic się nie mogę dowiedzieć bo każda twierdzi, że jej dziecko tak nie miało. O kurczę czyli mam jakieś wyjątkowe dziecko? A może udajemy, że mamy idealnie? Idealny świat Instagramu niektórym padł na mózg.

To co jest dla mnie totalnym zaskoczeniem to instytucja dziadków. Fajna ta instytucja ale trzeba ją nadzorować bo dziadek może się zagapić na spacerze i przeziębić Ci dziecko. Babcie są fajne ale momentami doprowadzają do szału wpieprzaniem się we wszystko czyli jedzenie, ubieranie, sranie. Kochają też uświadamiać na każdym kroku, że jest się niedorozwojem który nie potrafi zająć się swoim dzieckiem i najlepiej by było gdyby się im oddało dziecko. Takim niedorozwojem jest się często dla innych matek które mają starsze dziecko. 

Wiecie co jeszcze odkryłam? że jestem mamą kwoką i nie puszczę za szybko dziecka do żłobka. Mam w czterech literach swój rozwój zawodowy zresztą co ja tu w Szwecji mogę mieć za rozwój zawodowy – chyba awans na starszą mopową. Nie lubię się rozstawać z moim dzieckiem i dobijają mnie pytania o to czy jeszcze nie mam dosyć Małej. 

Odkryłam również, że żyjemy w chorym świecie w którym ludzie pytają czy moje ubrane na różowo dziecko w sukience jest chłopcem czy dziewczynką. Tak, uważam że to jest chore. Nie zamierzam ubierać Bździągwy na granatowo tylko dlatego żeby jej nie wtłaczać od urodzenia w schemat w którym kobieta ubrana na różowo jest domową niewolnicą. Same się wtłaczamy w ten schemat i ubieranie swojej córki na granatowo i wciskanie jej w rączki autek tego nie zmieni.

Odkryłam również, że stworzyłam schemat dnia i nie lubię gdy ktoś mi go psuje. Teraz najważniejsze jest żeby była kupa i żeby Freja zjadła owoce i obiad. Drażni mnie wręcz gdy ktoś lub coś zakłóca mi ten schemat. Tak, bo cały dzień podporządkowany jest pod dziecko i jeżeli ktoś twierdzi, że ma inaczej to chyba nie powinien mieć dzieci.

Właśnie też z tego podporządkowania okroiłam mocno swoją bytność w sieci. Dziecko wymusiło na mnie przewartościowanie pewnych rzeczy. Wywaliłam na fejsie masę osób ze znajomych których tak naprawdę nie znałam. Tak, wiem jako blogerka powinnam mieć miliony znajomych w znajomych żeby widziały moje posty. Pytanie ilu z tych znajomych obserwowało mnie i widziało te posty? Po wywaleniu znajomych okazało się, że nagle na tym fejsie nic ciekawego i okazało się ile czasu dziennie marnowałam śledząc z dupy wzięte posty. Przestałam tym samym brać udział w idiotycznych dyskusjach przez które bez sensu się denerwowałam.

Co jeszcze odkryłam? że po urodzeniu dziecka ludzie za przeproszeniem wpierdalają się z moje życie tak, że głowa boli. Obcy ludzie pytają o chrzest, rozprawiają na temat imienia Małej, mówią mi że przesadzam bo np. nie chcę pokazać na fejsie zdjęć Małej. O pytaniach na temat przyjazdu mojej Mamy do nas mogłabym już napisać pracę doktorską. Tak, bo przecież zasranym obowiązkiem każdej babci jest niańczenie wnuczków.

A wiecie co mnie najbardziej wkurwiło od urodzenia Małej? że każdy uważa, że jego zasranym obowiązkiem jest wzięcie na ręce mojego dziecka. Czy wszyscy myślą, że rodzice noworodka marzą o tym, żeby ktoś ściskał ich dziecko? Pominę temat pchania się w odwiedziny do noworodka. Całe szczęście, że Freja od jakiegoś czasu ryczy na widok obcych osób. Odstrasza trzymaczy jak cholera.

I jeszcze jedno! Nigdy nie zachwycam się każdym dzieckiem. Dzieci często są brzydkie, a ja nie lubię kłamać  i to mi się akurat nie zmieniło po urodzeniu dziecka. Dzieci są też wredne, niegrzeczne i niewychowane. To że urodziłam dziecko nie oznacza, że nagle zaczęłam kochać wszystkie dzieci. Nie, nie kocham a nawet często nie lubię i nie mam ochoty brać ich na ręce.

A jakby ktoś miał ochotę poczytać o początkach to zapraszam zajrzyj tutaj.