Szwecja na co dzień,  Z życia wzięte

Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.

Kilkanaście lat temu miałam w jednej z gdańskich bibliotek wystawę zdjęć. Zaprzyjaźniłam się wtedy z jedną z pań bibliotekarek. To było kilka lat przed moją przeprowadzką do Szwecji. Niestety po moim wyjeździe kontakt się urwał, biblioteka została zlikwidowana, koleżanka poszła na urlop macierzyński, ja zmieniłam adres email i pochłonęło mnie życie w Szwecji.

Rok temu szukając książek w katalogu biblioteki w Gdańsku, znalazłam je w bibliotece na Morenie. Nie byłam wcześniej w tej bibliotece i kiedy w końcu do niej dotarłam, otworzyłam drzwi i ukazała mi się uśmiechnięta od ucha do ucha buzia koleżanki z biblioteki na Igielnickiej. Tak o to odzyskałam kontakt z koleżanką, z którą okazało się, że łączy nas wiele wspólnych epizodów życiowych, czyli pierdyliard tematów do rozmów i okazji do spotkań przy kawie.

Na któreś z kolei kawie, koleżanka zapytała mnie, czy ja jeszcze prowadzę tego bloga o Szwecji i jeżeli tak, to czy chciałabym mieć u niej w bibliotece spotkanie. Pomyślałam, że pewnie chodzi o zdjęcia ze Szwecji, których mam mnóstwo, ale ogólnie wolę się chwalić portretami. Koleżanka szybko mnie wyprowadziła z błędu, informując, że w jej bibliotece niestety nie ma przestrzeni, w której byłoby miejsce na zdjęcia i że jej chodzi o spotkanie związane z moją działalnością blogową. Zawsze wydawało mi się, że takie spotkania mają ludzie, którzy napisali książkę, ale co ja tam wiem. Zgodziłam się, jednocześnie wpadając w gigantyczny stres, bo o czym ja będę ludziom opowiadać??? Tej Szwecji jest wszędzie pełno. Do tego nie jestem słodkopierdzącą blogerką, a ludzie nie chcą być pozbawiani złudzeń, słuchając o tym, że Szwecja wcale nie jest wspaniałym i idealnym krajem. Od tego czasu zaczęły mijać miesiące. Pomyślałam, że koleżanki szefowa nie zgodziła się na opowiastki jakieś tam blogerki i zapomniałam o całej sprawie. Po Nowym Roku nagle koleżanka zapytała się kiedy będę znowu w Gdańsku i czy mogłabym wtedy mieć to spotkanie, o którym rozmawiałyśmy. No ba! Świetnie się składało, ponieważ mieliśmy jechać na przełożone obchody 70 tych urodzin mojej mamy, plus 6 te urodziny Frejki. Koleżanka szybko zaprojektowała plakat ze zdjęciem mojego autorstwa, a ja zaczęłam myśleć o tym co ja mam ubrać.

Na spotkanie pojechałam z Panem B. Od początku się umówiliśmy, że będzie dokumentował fotograficznie spotkanie, ale też, że będzie mnie wspierał, kiedy trzeba będzie rozwinąć jakiś temat, o którym on wie więcej ode mnie. W końcu mieszka w Szwecji dłużej, niż ja i pracuje na co dzień ze Szwedami. Od razu przyjęłam też zasadę, że jeżeli czegoś nie wiem, to się do tego przyznaję i nie nawijam makaronu na uszy ludziom. Nikt nie wie wszystkiego i z reguły ludzie doceniają szczerość. Tego mnie zresztą nauczyła moja opiekunka praktyk studenckich w szkole. Niestety okazało się potem, że jednak ludzie nie doceniają szczerości.

Całym spotkaniem stresowałam się strasznie. Nawet w pewnym momencie stwierdziłam, że może nawet dobrze by było gdyby nikt nie przyszedł. Wypilibyśmy kawkę z moją koleżanką i też byłoby sympatycznie. Po cichu liczyłam też trochę na to, że ktoś z moich znajomych skorzysta z okazji i przyjedzie się ze mną spotkać. Niestety bardzo się przeliczyłam. Z drugiej strony jeżeli na moją wystawę, która była w centrum Gdańska przyjechało kilka osób to, co dopiero na taką Morenę.

Przed 18 zaczęli schodzić się ludzie, coraz więcej i więcej. Od koleżanki wiedziałam, że przyjdzie jedna, bardzo specyficzna czytelniczka, która kiedyś była w Szwecji.

Spotkanie zaczęło się planowo i mniej więcej szło tak do połowy. Prowadząca spotkanie zadawała mi pytania, na które odpowiadałam.

W pewnym momencie zaczął się robić chaos, ponieważ słuchacze zaczęli zadawać pytania, potem jednocześnie opowiadać swoje historie, albo historie swoich znajomych, którzy mieszkają w Szwecji albo w Norwegii. Zaczęło się robić ciekawie i momentami gorąco. Znalazły się osoby, które rzucały hasłami, że np. ich znajoma ma 100 lat i wszyscy Szwedzi tak długo żyją, albo że w szkole jest obowiązkowe granie na instrumencie muzycznym. Wszystko na zasadzie, moja znajoma wie wszystko najlepiej i jak ona tak ma, to wszyscy w Szwecji tak mają. Do tego panie zaczęły komentować głośno, przeszkadzając innym słuchaczom, więc po zwróceniu przez jedną słuchaczkę uwagi zaczęły krzyczeć i obrażać wszystkie osoby, które poparły panią, która im zwróciła uwagę. Nagle też nie wiadomo skąd pojawił się stolik z jakimiś folderami ze Szwecji, który ja myślałam, że niepostrzeżenie postawiła koleżanka bibliotekarka. Bardzo się zdziwiłam, kiedy te foldery zaczęła rozdawać jedna ze słuchaczek i to w czasie kiedy ja właśnie odpowiadałam na jedno z pytań. Po prostu stanęła na środku, kompletnie mnie zasłaniając i zaczęła rozdawać ludziom foldery, mówiąc, jakie są ciekawe. Zatkało mnie totalnie, patrząc do tego na śmiejącego się w kułak Pana B., który miał totalny ubaw z całej tej sytuacji i z tego wszystkiego zapomniał o robieniu zdjęć i filmowaniu. Na szczęście inne słuchaczki usadziły panią od folderów na miejscu. Towarzystwo nieco się uspokoiło, kiedy puściłyśmy pokaz zdjęć, a ja mogłam spokojnie objaśniać, co przedstawiają.

 

Po wszystkim trzęsły mi się nogi, ale kiedy usłyszałam westchnienia, że szkoda, że to już koniec i patrząc na zegarek, na którym wybiła godzina 20 (spotkanie miało trwać godzinę), stwierdziłam, że chyba nie było tak źle. A jak tylko stres odpuścił, zaczęłam się śmiać z Panem B., że to spotkanie to było jak z filmów Bareji. 

Na koniec była wisienka na torcie, czyli podeszły do mnie dwie osoby, żeby jeszcze porozmawiać. Jedną z nich była właścicielka szkoły języka szwedzkiego SVAZZ, która mnie już od jakiegoś czasu obserwuje i czyta. I tym sposobem mam nową koleżankę w Gdańsku!

 

Jeden komentarz

  • Ted

    Jak zwykle z przyjemnością czytam, rozumiem pana B. że się śmał, niestety Pani tak jakby mniej internetowych wypowiedzi.

Discover more from Agnes na szwedzkiej ziemi

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading