Ostre tematy

Od miłości do nienawiści – moje życie na emigracji.

Podobno w życiu każdego emigranta jest pewien schemat etapów emigracyjnych – o ile tak to można nazwać.

Ten pierwszy to miłość do nowego kraju przy jednoczesnej nienawiści do kraju ojczystego. Wygląda to tak, że pewnego dnia pojawia się perspektywa rozpoczęcia życia w nowym, lepszym kraju – taa bo przecież dla nas Polaków najgorszym miejscem na świecie jest nasz kraj ojczysty. Jesteśmy z niego wiecznie niezadowoleni. Wszyscy wszędzie mają lepiej (no może u Ruskich jest gorzej albo w Afrycie, chociaż tam to przynajmniej mają fajną pogodę), lepiej zarabiają, mają lepszą opiekę medyczną, lepsze czekolady, lepiej ich traktują pracodawcy i w ogóle wszystko jest naj. Dajesz więc z dziką satysfakcją wypowiedzenie w firmie, zbywasz głupie pytania wrednych koleżanek „a co Ty tam będziesz robić?”. Udajesz, że nie widzisz jak po kątach szepczą, że na bank będziesz sprzątać kible. Myślisz sobie – nawet jak będę musiała sprzątać kible to nie będę musiała oglądać Twojej wrednej gęby. Nie będę też musiała słuchać pierdoletta na temat Twojego seksu z mężem tirowcem, który po wszystkim ma Cię przykryć. I opowieści Głównej o tym jak wozi swoim autem dupę jakiemuś biskupowi. I patrzeć na gębę laski, która tylko czeka żeby na Ciebie zakablować do tej od seksu z mężem tirowcem. Teoretycznie nie powinna kablować, bo ma już etat w kieszeni, ale niektórzy już tak mają. Nie masz więc skrupułów żeby na koniec pójść na zwolnienie i zostawić ten pierdolnik który zawiaduje polską służbą zdrowia. Przed Tobą otwierają się nowe perspektywy i wspólne życie z ukochanym. Dobijasz do nowego kraju i następuje pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Okazuje się, że nie masz gdzie mieszkać, bo kochana rodaczka nie chce Cię wpuścić do mieszkania Twojego faceta. Wprowadzasz się więc do mieszkania które zamieszkuje grupa rodaków i których jedynym problemem jest zdobycie zapasu wódy na weekend. Najważniejsze, że nie kradną i nie palą w mieszkaniu.

Zderzenie numer dwa to moment w którym stwierdzasz, że pomimo kilkunastu miesięcy nauki języka nie potrafisz wydukać prostego zdania. A przecież miałaś już śmigać jak stary tubylec! A tu dupa! Blokada i ani me ani be. Zwalasz winę na szkołę (aczkolwiek tak naprawdę to do dupy była, bo zamiast nauki języka musiałaś wysłuchiwać jak to ruskiej nauczycielce źle było w Rosji) Zmieniasz szkołę i wszystko jest wspaniale do momentu kiedy wchodzisz do swojej grupy. Słysząc jak wszyscy super mówią o mało nie wybuchasz płaczem, bo ledwo nadążasz z przeczytaniem i zrozumieniem zadania. Na szczęście udaje Ci się zmienić grupę i po ponad roku zmieniających się nauczycieli w końcu trafiasz do końcowej grupy. W końcu potrafisz otworzyć gębę na lekcji. W końcu możesz w sklepie powiedzieć, że się uczysz szwedzkiego i nie chcesz rozmawiać po angielsku.

A co z kiblami? Generalnie nie musisz ich sprzątać, bo partner dobrze zarabia. W końcu masz pracę i to we własnym zawodzie tylko, za takie pieniądze że lepiej nie mówić. No niby pracujesz cztery godziny w tygodniu, ale….ilość emaili które codziennie przychodzą od szefa na które oczekuje odpowiedzi na wczoraj sprawia, że pracujesz osiem godzin dziennie. Do tego debilne szkolenia, organizacja jakiś z dupy wziętych rzeczy tylko po to żeby szef mógł się wykazać przed swoim szefem. Wszystko to przy totalnym olewaniu tego co w tej pracy jest najważniejsze czyli dzieci. Do tego koleżanki dla których najważniejsze jest to jaki na koniec roku dostaną prezent. Nie, nie, nie, stwierdzasz że chyba praca z zapisem w umowie zabraniającym Ci przyjmować prezentów wyprała Ci mózg. Nie nadajesz się do tego tego zawodu, a na pewno nie do pracy z taką kadrą. Laskami które wszystkich dookoła okłamują, że na życie zarabiają uczeniem, a tak naprawdę ich głównym dochodem są kible. No tak, wielkie nauczycielki nie mogą sprzątać kibli. Nie godzisz się również na to, że szef szefów każe Twojemu szefowi wydać Ci polecenie pracy w nadgodzinach – za darmo. Taaa to tylko utwierdza Cię w przekonaniu, że polski pracodawca to największy s…..l na świecie.

Z ciekawości przyjmujesz propozycję współsprzątania w domu tubylca, który zajmuje ąę stanowisko w ąę firmie i podpisuje ąę kontrakty na ąę kasę. Forsa nie śmierdzi. Korona Ci z głowy nie spadnie. Sprzątałaś już w trakcie studiów kibel w sklepie w którym sobie dorabiałaś, więc pomimo tego, że jesteś po trzech fakultetach i różnych kursach korona Ci nadal nie spadnie. Przymykasz oko, że masz sprzątać ze znajomym – obiecał Ci, że odda Ci to sprzątanko. Jedziesz z wiatrem w skrzydłach jakby to miała być najfajniejsza praca w życiu i na miejscu dostajesz z liścia, bo właciciel domu nie wiedział, że będziesz. Jest wściekły, bo na końcu poczuwa się do tego żeby na szafce położyć więcej kasy. A Ty lecisz odkurzaczem, ścierasz długie, czarne kłaki po goleniu z wanny, szorujesz obsrany kibel i dostajesz opierdol od znajomego, że ułożyłeś inaczej poduszki. Zastanawiasz się też dlaczego znajomy zamiast zetrzeć kurze z półek wynosi koce z sofy na dwór żeby je przewietrzyć mówiąc jednocześnie, że właściciel to tego nie wymaga. Zastanawiasz się również czy chciałbyś mieć takiego sprzątacza który brudnym mopem jedzie po Twoim dywanie? No ale jesteś tu tylko do pomocy, więc trzymasz gębę na kłódkę. Za którymś razem właściciel nadal nic wie o tym, że masz pomagać i że ta robota ma być na Ciebie scedowana. Z szokiem odkrywasz na podłodze srebrny pierścień i w duchu dziękujesz wszystkim, że nie wciągnęłaś biżuterii do centralnego odkurzacza. Kupka pieniędzy na szafce – przypadek? Na koniec wybucha afera, że w pokoju dziecięcym nie jest do końca starty kurz na szafce. Myślisz sobie, że Twój znajomy powie, że przepraszamy i zaraz to poprawimy. Zamiast tego słyszysz jak mówi, że Ty nigdy wcześniej nie sprzątałaś i zaraz to poprawisz. Dobrze wie, że przed przyjazdem wywaliłaś się na oblodzonej ulicy, że boli Cię cała dupa i masz gorączkę. Na pytanie kiedy zapyta się właściciela o możliwość scedowania na Ciebie fuchy zbywa Cię półsłówkiem. Zaczynasz mieć wrażenie, że masz być czeladnikiem i w życiu nie dostaniesz tego domu na wyłączność. Po kilku akcjach kiedy stwierdzasz, że stałeś się niewolnikiem znajomego który zaczyna decydować o tym kiedy możesz wyjeżdżać do ojczyzny. Rzucasz to w diabły i postanawiasz że nigdy więcej nie będziesz pracować ze znajomymi.

Etap zachwytu przeżywasz kiedy pewnego dnia lądujesz u lekarza. Szczęka Ci opada w momencie kiedy z gabinetu wychodzi lekarz i nie dość, że się przedstawia to jeszcze Ci rękę podaje. W Polsce takie rzeczy??? No gdzieżby Pan Doktor Bóg zniżył się do Twojego poziomu i takie bezeceństwa robił. Szczegół, że jak trafiasz do polskiego lekarza to masz wrażenie, że Cię molestuje. Zachwyt trwa do momentu kiedy zachodzisz w ciążę i po pewnym czasie okazuje się, że to martwa ciąża. Dostajesz tabletki, zwijasz się z bólu i po wszystkim. Nawet do kontroli nie musisz przyjść. Po tygodniu dowiadujesz się, że Twoja koleżanka której nigdy nie zależało na dzieciach jest w ciąży. Któraś z kolei rozmowa kończy się wyrzyganiem wszystkich naleciałości i końcem kontaktów – bo nie wytrzymujesz jej narzekania na ciążę. Myślisz, że jesteś twarda, ale cały czas o tym myślisz – o dziecku na które tyle czekałaś. Nic nie mówisz rodzicom bo przecież zabiliby Cię swoimi jękami. Tak długo czekają na wnuka i to na pewno Twoja wina, bo się źle odżywiasz. Pewnego dnia zaczyna Cię boleć brzuch i leci Ci z „tyłka” krew. Nie możesz się dostać do lekarza, bo akurat zaczęły się ferie świąteczne, a nie boli Cię znowu tak żeby iść na ostry dyżur i komuś zabierać miejsce. Taka głupio honorowa jesteś. Po półtora miesiąca w końcu lądujesz u swojego lekarza i dowiadujesz się, że w brzuchu zalega Ci syf. Resztki po Twoim dziecku, które już Ci zdążyły wrosnąć w macicę. Wizyta w szpitalu pokazuje Ci, że należy czytać pisma które przychodzą ze szpitala, bo nie możesz zaprotestować przeciwko obecności studenta. Student tak Cię bada, że ruski rok pamiętasz. Ale to nic. Za dwa dni masz zabieg. To nic że mogłaś się przekręcić. To przecież nie jest wina przeciążonego systemu. Mogłaś przecież iść na ostry dyżur. Nie bolało aż tak więc tylko byś posiedziała 24 godziny. Tak powstaje etap ścierania się różowej powłoki pokrywającej okulary i zdziwienie, że to wcale nie jest tak jak myślałaś.

Akurat tak wychodzi, że wszystko to dzieje się w trakcie Twojego kolejnego kursu językowego na którym spotykasz zdzirę-nauczycielkę z poprzedniego kursu. Zdzira na pierwszych zajęciach poprzedniego kursu oświadczyła, że jej mąż jest pantoflem. Zdzira, bo dosłownie sikała na widok jurnych arabskich chłopaczków ze Wschodu. Pewnie by chciała żeby ją grupowo zgwałcili, a nie jak ten mąż-pantofel na spokojnie w sypialni. Zdzira, bo daje podchwytliwe tematy dzięki którym wie kto ma niepoprawne poglądy. A Ty naiwniaczka wybierasz te niepoprawne tematy. Tak, dzisiaj pomoc w kraju potrzebującym jest niepoprawna. Poprawne jest przyjmowanie hordy wyposzczonych seksualnie trzydziestolatków którym wpojono do głowy, że białe kobiety z Europy to kurwy. Postanowiłaś więc, że tym razem będziesz grzeczna. Uśmiechałaś się, klaskałaś, śmiałaś z głupich tekstów, głosowałaś za debilną książką (manifest szwedzkich feministek) którą ona chciała żebyście wybrali. Nie pomogło. Pierwszej pracy nie zaliczyłaś – pomimo tego, że wybrałaś bezpieczny temat. Potem był zabieg, nieobecności, dół i….stwierdziłaś, że nie ma sensu walczyć ze zdzirą. To nie jest najważniejsze. Będą kolejne terminy kursów i inne szkoły. I tak dziwne, że tak daleko zaszłaś. Tyle z tego dobrego, że analizując swoje prace stwierdziłaś, że coś tu z Tobą jest nie tak. I jest. Masz dysleksję i papier na to. Do starej szkoły nie wrócisz. Wybierzesz mniej poprawną.

Wyjeżdżając z kraju nie sądziłaś, że będziesz na emigracji tak oceniania przez rodaków. Zderzenie numer jeden – kawa z koleżanką która przyprowadziła swoją koleżankę. Wielka gwiazda która chciałaby zdjęcia. Oczywiście za darmo, bo takim wielkim gwiazdom robi się foty za darmo i jeszcze się prosi o łaskę dostąpienia zaszczytu zrobienia im tych zdjęć. Nie podjęłaś tematu. Nie masz ochoty za darmo babrać się w czyiś dziobach po ospie. Po chwili usłyszałaś, że jak to można tak siedzieć w domu i nic nie robić. Cholera, nie wiedziałaś, że nic nie robisz, że tylko leżysz i pachniesz. No cholera chyba o czymś nie wiesz, a ona chyba zazdrości, bo sama jest królową mopa. I taka się jakaś gorsza poczułaś, że nie sprzątasz, a to że te kilka razy poszłaś sprzątać to się nie liczy. No i nie liczy się Twoje sprzątanie kibla na studiach. Zdarzenie numer dwa. „Myślałam, że jak się prowadzi tak dobrego bloga to się nie wypisuje takich rzeczy”. Usłyszałaś pewnego dnia od znajomej z pracy. „Nikt mi z rodziców już nigdy nie pomoże jak to przeczyta!” Ale co? Że rodzice to lizydupki, które włażą jej w dupę bez wazeliny ze swoimi prezentami? Że nie dostanie prezentu na koniec roku, bo napisałaś o nadgorliwych mamusiach z ADHD? Koniec znajomości.

Nie wiem jak inne, ale polska emigracja jest niesamowicie interesowna. Lubi przysługi i lubi osoby które coś mogą załatwić, zrobić. Tutaj ciężko jest kogoś spotkać kto Cię będzie lubił tylko dlatego, że jesteś fajny i fajnie jest się z Tobą spotkać na kawie i pogadać o duperelach. A może wcale nie jesteś taka fajna jak Ci się wydaje? To pewnie Twój problem. Masz niewyparzoną gębę i wszystkich do siebie zniechęcasz. Tak jak tę biedną blogerkę której powiedziałaś, że jej blog jest słodkopierdzący. No dobra nie jest tak źle – masz jakieś koleżanki. Kiedyś miałaś więcej w Polsce, ale teraz widzisz jak się coraz bardziej oddalasz. One uważają, że jak nie ma Cię w Polsce to nie rozumiesz co się w kraju dzieje i tak naprawdę nie powinnaś się już wypowiadać na ten temat. W kraju w którym mieszkasz uważają, że jesteś obca i nie rozumiesz ich kraju, więc też nie powinnaś się wypowiadać. Tak się rodzi etap bez ziemi. Etap bez poczucia przynależności. Etap strachu o jutro. Bo co będzie jeżeli Twój partner zginie i Cię zostawi samą z dzieckiem? Jasne, że wrócisz do Polski.

Dalej jest etap nienawiści do kraju w którym przyszło nam mieszkać. Nienawiść za to, że tygodniami czekasz na wizytę do lekarza. Nienawiść za to, że Ty musisz płacić kupę kasy za dentystę podczas gdy hołota która przylazła nie wiadomo skąd płaci marne grosze. Nienawiść za to, że jak Twój rodak dokona przestępstwa to trąbią o tym wszystkie gazety i portale internetowe wskazując, że to przestępca z Twojego kraju podczas. Jeżeli to zrobi hołota z nie wiadomo skąd podają, że to obcokrajowiec. Nienawiść, że nic nie możesz powiedzieć bo zaraz ktoś Ci powie „jak Ci tak źle to wracaj do swojego kraju”. Jeszcze jak to powie tubylec to jakoś to przełkniesz, ale jak Ci tak palnie rodaczka, która sama spędza w ojczyźnie kilka miesięcy w roku, bo znudziło jej się życie bogatej damulki to scyzoryk Ci się w kieszeni otwiera. Z drugiej strony skrytykujesz ojczyznę to też źle i zaraz ktoś Ci powie, że masz nie wracać i nikt tam na Ciebie nie czeka. Czyli najlepiej trzymać gębę na kłódkę, a przecież większość czeka, że będziesz narzekać na życie na obczyźnie. Taa na emigracji można dostać rozdwojenia jaźni.

I jeszcze ten blog. Czołowe pytanie: „a masz z tego kasę”? „No nie mam”. Zero odpowiedzi tylko spojrzenie pełne politowania. „Po co Ty to piszesz. Nie szkoda Ci czasu?” „Jak taka, delikatna osoba może tak wulgarnie pisać?”, „Czytałaś coś?”,. „Nie”, „To skąd wiesz, że jest wulgarny?”. „Kolega mi powiedział”. A te komentarze, że jesteś brzydka, że Ty i Twój facet to wsioki które robią tylko zadymy, że ktoś Ci życzy żebyś się wyskrobała, tekst o tym, że Twój facet Cię oszukuje jeżeli chodzi o mieszkanie do którego nie możecie wejść, bo kłamczuszka z Polski je zajmuje. Tekst że piszesz jak smarkula, bo komuś się nie spodobał tekst o wieśniarach w karakułach na cmentarzu. Tak, czasami masz dosyć pisania, bo co nie napiszesz to jest źle. O polityce jest źle, o jedzeniu jest źle, o historii jest źle, o imieniu Twojego dziecka też jest źle. Kuźwa zawsze jest ktoś kto Ci będzie próbował pokazać, że g…wiesz. Nie wiesz nic o historii chociaż ją studiowałaś, a na bank nie wiesz nic o kraju w którym żyjesz – zawsze to wie lepiej ktoś kto żyje w Polsce i ogląda telewizję – tylko ogląda, bo czytanie to już zbyt wielki wysiłek. Lepiej wie od Ciebie jak wygląda bezpieczeństwo w kraju w którym mieszkasz, lepiej wie co robi hołota ze Wschodu i z Afryki. Wszystko wie lepiej! Lepiej też na temat bezpieczeństwa wiedzą dziunie, które mieszkają na pipidówach gdzie psy szczekają dupami albo takie co mieszkają w willowych dzielnicach na których kolorowego to szukać ze świecą. Tak wiedzą wszystko lepiej, że w końcu się zastanawiasz czy Ty na pewno w tym kraju żyjesz i czy nie masz omamów słuchowych i wzrokowych. Na pewno Ci się przesłyszało, że ktoś Cię wyzwał od kurew, bo nie wpuściłaś go na swój bilet w metrze. Przesłyszało Ci się, że ktoś przechodząc koło Ciebie i słysząc jak mówisz powiedział „pieprzona Polska”. Ten facet który siedział koło Ciebie w samolocie i opowiadał Ci o zabijaniu ludzi pod jego magazynem to pewnie jakiś kłamczuch. Na pewno chciał Cię poderwać na swoje historyjki. Ci co postrzelili kobietę na Twoim osiedlu to na pewno byli biali Szwedzi z tego słynnego gangu motorowego. Tylko tym razem jechali samochodem i przesadzili z solarium. A w ogóle to powinnaś zacząć brać jakieś leki na paranoję, a najlepiej zająć się jakąś pracą. Najlepiej sprzątaniem tak jak większość Twoich rodaczek, bo przecież nie możesz być lepsza.

To teraz czekam na następny etap czyli zobojętnienie.

5 komentarzy

  • Patriszia

    O zesz…Kliknelam na ten wpis przypadkiem i wsiaklam na maxa. Chyba dlatego, ze z kazdym slowem czulam coraz bardziej jakbym czytala o sobie z bardziej lub mniej podobnymi skrajnymi epizodami od euforii do chujni. Podzielam Twoj punkt widzenia na wiekszosc spraw i zycze z calego serca doczekania tego upragnionego zobojetnienia bo w moim przypadku etap nienawisci trwa juz zbyt dlugo i nie dam rady sie z niego wykaraskac. A z kazdym dniem szlag trafia mnie na nowo przez kazda pierde zamiast wrzucac na luz i chyba tak juz zostanie 😉 Pozdrawiam!

    • Agnes Wieckowska

      Dziękuję! Emigracja to ciężki temat :/ Pozdrawiam i nie daj się!

  • Arleta

    Taak trudny temat.Mieszkam w Niemczech od sześciu lat. Dobrze wiem jak ciężko poradzić sobie z trudnymi emocjami na emigracji. U mnie wygląda to trochę inaczej. Nie nienawidziłam Polski opuszczając ją, nie nienawidzę też Niemiec mieszkając tutaj już szósty rok. Wyjechałam z kraju za miłością życia,nie ze względów ekonomicznych,jak to się dzieje w większości przypadków. Nie miałam, sprecyzowanych oczekiwań i wyobrażeń o życiu w obcym kraju. Widzę dobre i te niefajne strony bycia emigrantem w Niemczech. Nie spotykam się z uprzedzeniami czy brakiem życzliwości z czyjejkolwiek strony. Mam fajnych sąsiadów i tylko jedną zaprzyjaźnioną polską rodzinę. W kraju mam sprawdzonych przyjaciół na których zawszę mogę liczyć(z rodziną różnie bywa;-) ). I chociaż wszystko wygląda dobrze, to ciągle myślę: co ja tutaj robię ? Stabilna sytuacja finansowa nie daje mi poczucia spełnienia. Nie zrekompensuje mi zbyt żadkich spotkań z przyjaciółmi, nie zastąpi spacerów nad ukochanym jeziorem, moim dzieciom nie zapewni więzi z dziadkami czy cudownymi kuzynami. Jak widać,nie zawsze zewnętrzne czynniki sprawiają nam trudności adaptacyjne. Uważam,że nie należy wyrzekać się siebie i swoich potrzeb. Po sześciu latach mojej tęsknoty za tym wszystkim co zostawiłam w kraju, zabieram męża i wracam do Polski. Pozdrawiam i życzę wytrwałości i powodzenia, wszystkim,którzy zdecydowali się żyć na emigracji.

  • JG

    Chyba jestem na etapie paniki co dalej za pare lat jak poprzyjmuja wiecej ninjy? Ninje kobiety, ktore w oczach pewnej kultury sluza wylacznie do rozmnazania sie az po menopauze. Ninje w moich oczach sluza do wyciagania reke po zasilki…nie mowiac nawet slowa po szwedzku bo po co ?

  • Marynia

    Nie czytalam Agnes pare miesiecy,a tu zaskoczenie…wielkie wypisy na blogu”od milosci do nienawisci” I wszyscy graja od razu na tych samych skrzypcach,jak to “mialo byc dobrze a jest zle,nawet ogolnie to jest gorzej…”
    Nie bardzo rozumiem po co sie plawic w brudnym bajorku emigracji,uczyc sie w nim plywac i narzekac na wspolnote drogi pod gorke w obcym szwedzkim kraju. Jasne ,ze jak osiedlasz sie zagranica ,nie majac konkretnego wyksztalcenia zawodowego,ani nie znasz jezyka,ani nie masz mieszkania,ani rodziny do przeczekania okresu inkubacji,jestes skazana na “kibel” ktorego tez nie umiesz, sprzatac . Bo skonczylas w Polsce filologie (do niczego zagranica nieprzydatna)albo jakies kursy pomaturalne(do niczego nieprzydatne) i nigdy nie pracowalas fizycznie bo zupe to gotowala mama ,inkludujac caly serwis ogniska domowego. Moglas w Polsce urzadzic “pyskowke kazdemu po polsku” a tu jestes czarna mogila bo nawet wyzwac kogos po szwedzku nie potrafisz,bo nie znasz jezyka . Jezyk szwedzki jest bardzo ubogi w przeklenstwa . Do diabla ,eventualnie,i do piekla. Djävlar,helvete.
    Za to maja anomalie jezykowa , jak “Shit bra” co jest przyjete ogolnie ,jako fantastyczne stwierdzenie czegos “gowniano dobrego” Chce przypomniec Paniom emigrantkom (Panom tez ) ze kazdy jest kowalem wlasnego losu.
    Jakze trafne sa te zlote mysli.Szwecja jest krajem ogromnych mozliwosci ,mozna sie uczyc cale zycie majac stypendium (zwrotne i niezwrotne) uczyc sie jezyka (jest cale mnostwo pracy jesli mowisz/piszesz po szwedzku)
    nostryfikowac swoje polskie wyksztalcenie ( jako pedagog raczej nie ucz dzieci w Rinkeby) jako pielegniarka ,lekarz,w reke cie polska beda calowac szwedzi. Tylko trzeba zakasac rekawy,obciac paznokcie ,odkleic rzesy.

    Wiem co pisze,mieszkam w Szwecji cale moje zycie. Nie mowilam juz po polsku,ale maz mi sie trafil co nie umial szwedzkiego. I uczyc sie tez po szedzku nie chcial,bo nic nie rozumial co do niego mowilam. Wiecv wyciagnelam moj ojczysty (ktorego sie nie zapomina) ktory maz jako tako rozumial,i o zgrozo,tak zostalo.Kochalam Szwecje dziesiatki lat,i bylam z niej bardzo dumna. Polska mi nic nie dala jak jechalam w swiat ,z jedna walizka . Szwecja mi dala wyksztalcenie,dom,prace ,miejsce na ziemi do powrotow z podrozy. Mamtez dom w Polsce (kiedys kupilam) ale to nie stala przystan zyciowa
    Ale tez ,nie ma we mnie juz milosci do Szwecji…… Przeminelo z wiatrem jak dym. jaka dobra i piekna Szwecja byla..
    . i jak dobrze tu bylo.Jak wszystko funkcjonowalo,jak korona wysoko stala,jak byl bank i poczta ,jak nie musialam miec zelaznego 2 metrowego ploty z kamerami, i alarmu na bramie
    . I nie balam sie miec zlotego lancuszka ,jadac do Täby Centrum..
    . Przeminelo z wiatrem jak dym..
    A tak prywatnie,to uwazam ze Agnes jest fajna i fajnie sie czyta ..Napisalam kiedys ze brylantowa. Tak nam wlasnie trzeba bylo.